„Reżyserka filmowa zakochana w Jezusie” – tak mówi o sobie Natalie Saracco. Jej najnowszy film „Gdyby świat wiedział…” opowiada o Najświętszym Sercu Jezusa.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Po sukcesie filmu „La mante religieuse” („Religijna modliszka”) i wydaniu książki, która w katolickim środowisku stała się bestsellerem – „Pour ses beaux yeux” („Na piękne oczy”) – Natalie Saracco, która uważa się za „kobietę od chrystusowych spraw”, zrobiła sobie przerwę dla Serca Jezusa.
Porzuciła dwa inne projekty filmowe (w tym jeden o życiu Jezusa), żeby odpowiedzieć na prośbę matki przełożonej klasztoru w Paray-le-Monial, która przewodzi Straży Honorowej Najświętszego Serca Jezusa, i nakręcić o Nim film. Krótki metraż, zrealizowany pod koniec maja w paryskiej dzielnicy Montmartre, można oglądać na YouTube.
„Si le monde savait…” („Gdyby świat wiedział…”) to film radosny, nowoczesny, dynamiczny, przesłanie miłości, prawdziwe antidotum na smutek, zniechęcenie i samotność zindywidualizowanego i ateistycznego społeczeństwa.
Zakochana w Sercu Jezusa
Louise Alméras: Należy Pani do Straży Honorowej. Czy może Pani o niej opowiedzieć?
Natalie Saracco: Straż Honorowa polega na poświęceniu codziennie jednej godziny na modlitwę do Najświętszego Serca Jezusa, żeby pocieszyć Go i wyznać Mu miłość, za tych, którzy z Niego drwią lub lekceważą Go – tak samo, jak pocieszamy kogoś bliskiego, który cierpi. Zaproponowano mi wstąpienie do Straży, gdy pojechałam do Paray-Le-Monial, żeby spotkać się z potencjalnym sponsorem mojego filmu (kiedy kręciłam „Modliszkę”). Pojechałam po pieniądze, a wyjechałam z wielką miłością.
Dlaczego Serce Jezusa tak Panią pociąga?
Mam szczególne nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa, ponieważ On cierpi, płacze. Ta wiedza zmieniła moje życie. Dlaczego cierpi? Oddał za nas życie, a w zamian dostaje pogardę, chłód i obojętność. Nie chodzi tylko o nasze grzechy. Szczególnie nas, wierzących – czy mamy naprawdę żywe, bijące serca? Czy przekazujemy światu Jego miłość?
Bo przecież chodzi o miłość, którą mamy przekazywać braciom. Niemal umarłam, i to doświadczenie zmieniło moje życie. Śpieszę się, nie mam czasu do stracenia. Naprawdę spotkałam się z Sercem Jezusa, które cierpi przez naszą obojętność i grzechy. Trzeba rozpalić ogień, a do tego potrzebna jest płonąca zapałka. Nie chodzi o to, by urządzać krucjatę – każdy z nas może się z Nim spotkać na swój sposób, a owocami spotkania będą radość i miłość, które przyciągną do Jezusa nowych ludzi.
Muszę mówić o tym spotkaniu, z miłości do Niego i miłości dla moich braci. Nie chcę prawić morałów, które nic nikomu nie dadzą. Więcej wart jest grzesznik, który kocha, niż „prymus” o oschłym sercu, skłonny do osądzania całego świata. Pan nas potrzebuje, bo ma niewielu przyjaciół. Jezus mówi, że przyszedł rozpalić ogień. Jeśli nie chcemy, by zgasł, trzeba wypełnić nasze kościoły, trzeba obecności. „Jesteśmy solą ziemi”. Zakochani nie są „poprawni politycznie”.
Czytaj także:
Najwyższa ofiara Heleny Kmieć. Mocne świadectwo pokazane w nowym filmie dokumentalnym
Gdyby świat wiedział, jak jest kochany przez Boga
Jak powstawał scenariusz i co chciała Pani przekazać w tym filmie?
Wiele mówi już sam tytuł: „Gdyby świat wiedział …” – jak bardzo Bóg nas kocha. Wykorzystałam wiele świadectw, objeżdżając Francję przy okazji promocji książki, spotkałam się z wieloma osobami. To wszystko przypomina trochę nieudane spotkanie zakochanych: z jednej strony Pan, który nas kocha do szaleństwa, nie wie, co jeszcze mógłby dla nas zrobić i płonie z miłości do nas, a drugiej – my sami, nieświadomi Jego miłości.
Jak mamy się o niej dowiedzieć?
Właśnie o to chodzi, sens mojego filmu jest w tym, żeby pokazać, że świat umiera, bo nie wie o Bożej miłości. Chcę o tym mówić, chcę być swatką, zaangażować się w zorganizowanie tego spotkania. W jaki sposób? Dla każdego po swojemu. Jestem reżyserką, więc chcę robić filmy dla Boga, to moje narzędzie pracy. Gdybym była piekarzem, piekłabym chleby w kształcie serca, żeby powiedzieć Bogu: „Kocham Cię”. Niech to się dzieje tu, gdzie jesteśmy, dla każdego na jego własny sposób, nie poprzez kazania z ambony. Bóg w nas mieszka.
Trzeba się z Nim spotkać osobiście, powiedzieć Mu: „Panie, czuję, że jesteś, ale czasami ogarnia mnie zniechęcenie, mam wątpliwości, nie wiem, co robić”. Trzeba mówić szczerze. Prawdziwa relacja z Bogiem to modlitwa i sakramenty. Dziękuję Bogu, że jestem katoliczką, bo Eucharystia jest czymś wyjątkowym: obecnością wcielonego Jezusa. On tam naprawdę jest. Mam nadzieję, że mój film obudzi ludzi, że Go zobaczą.
To pilne, czeka nas śmierć, a Bóg cierpi, bo Jego miłość jest nieznana, a my jesteśmy w tej relacji jakby oderwani od rzeczywistości. Miłość jest zaraźliwa jak radość, to właśnie chciałam przekazać. Ożywić serca moich braci chrześcijan. Pierwszy dzień zdjęciowy przypadł na święto Joanny d’Arc. To piękny znak, prawda?
Tekst pochodzi z francuskiej edycji portalu Aleteia
Czytaj także:
Boży wojownik. Filmowe życie księdza Longa