Pana Boga długo próbowałem zwalczać w sobie, w swoim życiu. Ale się nie dało. Na szczęście.Z Jaśkiem Melą, założycielem i prezesem Fundacji „Poza Horyzonty”, spotykamy się w Częstochowie, podczas IV Kongresu Nowej Ewangelizacji, w ramach którego o swoim doświadczeniu opowiadał przygotowującej się do bierzmowania młodzieży.
Małgorzata Bilska: Przed chwilą podeszła do Ciebie katechetka w koszulce organizatorów kongresu i powiedziała, że trafiłeś do podręcznika do religii dla VI klasy. Zrobiła sobie z Tobą selfie, żeby z dumą pochwalić się własnym wychowankom. Jak do nich trafić z trudnym tematem, jakim jest Jezus?
Jan Mela: Autentycznością i konkretnymi przykładami. Czasami brudnymi przykładami…
To znaczy?
Nie idealnymi. Nie strugać świętego. A nawet jak strugać, to pokazywać świętych – prawdziwych. Jak ktoś jara to jara, jak klnie to klnie, jak kradnie to kradnie… Ludzie się nawracają, a święci swoje za uszami też mieli.
Pokazywanie ich jako idealnych, czyli w ogóle niepodobnych do nas jest absurdalne. To, co staram się robić dając świadectwa, to nie mówić: zawsze byłem super, urodziłem się już z aureolą! To byłoby totalnie głupie, bo ja z Panem Bogiem miałem długo nie po drodze, ta relacja z Nim była – i jest – oparta na kłótni. Mówię im, że czegokolwiek by nie przeskrobali albo się z Bogiem nie zgadzali, to On im wybaczy.
Wiesz, prawie za każdym razem jak idę do spowiedzi, to spowiadam się z tego, że: sorry, ale nie zakończę całości słowami „za wszystkie grzechy bardzo żałuję”, bo… nie wszystkich potrafię żałować. Modlę się o to. Problem dotyczy także wielu innych osób, wiem od znajomych. Ale Pan Jezus wybacza zawsze.
Read more:
Urszula Mela: Kryzysy są nam potrzebne
Niedawno podczas kazania na nowo odkryłam sens słów, że celnicy i nierządnice pierwsi wejdą do Królestwa Niebieskiego. Oni nie mają najmniejszych wątpliwości, że wybaczenia potrzebują. Inni – owszem, bo drastycznie nie narozrabiali, są w porządku, czują się bardziej od innych „czyści”. Może najbardziej szkodzą nam schematy myślowe, według których jedni są święci, a inni – tak grzeszni, że od razu wypadają poza Kościół? Każdy z nas jest oryginalnie komponowaną mieszanką obu składników, nawracamy się codziennie. Jak to robić?
Ktoś ładnie kiedyś powiedział, że jak byśmy święci nie byli, to każdego dnia rano budzimy się ateistami – i do zachodu słońca powoli sobie dążymy do świętości. Raz kończymy bliżej Boga, a kiedy indziej odpadamy w przedbiegach. Przegrywamy.
Jak sobie z tym radzisz?
Nie radzę sobie. Często mam takie dylematy – jadę na świadectwo i po drodze myślę „ja to pierdz…”, „Panie Boże – nara”. W ogóle się nie zgadzam! Ale upadki też są potrzebne. Jak tak myślę i mówię, to potem spotykam kogoś na ulicy, znajomego albo bezdomnego. Albo jeszcze kogoś innego, kto moim zdaniem jest po prostu wcieleniem Jezusa i mi pokazuje, że życie jest piękne. Stary, nie użalaj się nad sobą. Mam piękne życie, obiektywnie.
Read more:
Ks. Węgrzyniak o bierzmowaniu: Przygotować do takiej więzi z Bogiem, jak małżonków do ślubu
Tematem IV Kongresu Nowej Ewangelizacji jest bierzmowanie. Pamiętasz swoje? Było piękne?
Trudne było. Miałem masę wątpliwości. Patrzyłem na ludzi dookoła i myślałem – to tylko rewia fajnych imion, powybieramy sobie co bardziej odjechanego świętego…
Jaśka Meli brzmi?
Dmitrij. Dymitr. Od świętego, który przez pół życia zwalczał chrześcijan, a potem „się odnalazł” (śmiech). Fajny gość, mocno się nawrócił. Jego historia jest mi bliska, bo Pana Boga długo próbowałem zwalczać w sobie, w swoim życiu. Ale się nie dało. Na szczęście.
Sakrament bierzmowania ma jakiś związek z Twoim nawróceniem?
Ma. Przed bierzmowaniem prawie całkowicie odwróciłem się od Boga. Słysząc o tym, że jest to pierwszy – mniej lub bardziej – świadomy sakrament… Zwłaszcza my, chłopaki, ciężko powiedzieć, że my wtedy czegoś świadomi jesteśmy.
Dziewczyny też wcale nie są dojrzałe.
No też, fiku-miku w głowie. Pomyślałem sobie, że jeżeli kumam, o co chodzi i mam powiedzieć „tak, wierzę w Boga i będę głosił Jego słowo”, a potem idę ze znajomymi na piwko po kryjomu i chowam medalik na szyi, bo mi wstyd, no to nie… Nie przystępuję do tego.
I naprawdę byłem o krok od decyzji, żeby do bierzmowania nie przystąpić. Zdjąłem krzyżyk ze ściany, różaniec od rodziców zostawiłem na stole. Nie czuję tego! Przyszedł jednak taki moment, że poczułem. To jest dla mnie, świadomie, chcę tego. Bo zauważyłem bardzo wiele przykładów działania ręki Pana Boga w swoim życiu, kiedy mnie ratował z przeróżnych ciemności. Nie magicznie, ale dosłownie.
Miałeś pewność, że „to jest to”? Bóg?
Nie było innego wytłumaczenia.
Byłeś bierzmowany w terminie?
Tak.
Nasz ulubiony święty, Św. Brat Albert, zachowywał się podobnie. Kiedy kule świszczały mu nad głową w powstaniu styczniowym, chciał się przeżegnać. Ale stwierdził, że skoro nie zwracał się do Boga w innych sprawach, to nie zacznie się nagle modlić ze strachu. To nie byłoby uczciwe wobec Niego. Adam Chmielowski miał 17 lat.
Może gdyby się wtedy przeżegnał, Pan Bóg pozwoliłby mu już odejść (śmiech), a tak, to się musiał jeszcze męczyć.
Dopóki się ze sobą męczymy, jest szansa?
Myślę, że wszystko jest po coś. Czasem życie, czasem śmierć. Każdy musi to odkryć na swojej indywidualnej drodze. Życiowy scenariusz jest napisany przez Pana Boga i on jest dobry.
Jest tylko dla mnie?
Dokładnie tak.
Read more:
Jan Mela: Brat Albert to był konkreciarz [rozmowa]