Wszystko dzięki łagodnie usposobionym Indianom, którzy z otwartymi ramionami przyjęli angielskich protestantów.
Gdy jako kilkulatek spędzałem słotne, jesienne niedzielne przedpołudnia na oglądaniu z rodzicami kina familijnego na kanale ze słoneczkiem w logo, jednym z ekranowych motywów przykuwających moją szczególną uwagę pozostawał Dzień Dziękczynienia. Mój dziecięcy umysł niezbyt wówczas ogarniał, dlaczego nie obchodzimy w Polsce tego święta, które musi być przecież niezwykle ważne, skoro zawiera w sobie i nabożeństwo, i suto zastawiony stół z indykiem na czele. Było to w końcu na dłuuugo przed tym, gdy zaczęliśmy w sposób szczególny obchodzić pierwsze niedziele czerwca.
Co jednak ciekawe, symboliczny dla Dnia Dziękczynienia (4. czwartku listopada) ptak hodowlany z rodziny kurowatych prawdopodobnie w ogóle nie pojawił się na stole podczas pierwszego „oficjalnego” Dnia… Po prawdzie zresztą, uczestnicy tamtej uczty cieszyli się, że dane im było dożyć w ogóle dni, gdy w ciepłym, bezpiecznym schronieniu mogą zaspokoić swój głód. A pomogli im w tym, tak niewdzięcznie potraktowani wcześniej przez białych, Indianie (i nie był to jedyny podobny przypadek w historii).
Angielski Kościół Separatystyczny był to w historii brytyjskich denominacji protestanckich swoisty „odłam odłamu”. Wspólnota ta wyrosła w Anglii na gruncie purytanizmu – ruchu religijnego wyróżniającego się na tle innych grup szczególnym rygoryzmem moralnym, ale też szczególnie krytycznym stosunkiem do hierarchizacji Kościoła – tak katolickiego, jak i anglikańskiego.
Prześladowani we własnym kraju członkowie Angielskiego Kościoła Separatystycznego postanowili szukać szczęścia poza Wyspami Brytyjskimi. Najpierw w Niderlandach, gdzie jednak czuli się wyobcowani kulturowo, a wielu wiernych wspólnoty raziło również tamtejsze rozprężenie moralne. Finalnie grupa 35 członków Kościoła zaokrętowała się na pokład należącego do jednej z londyńskich kompanii handlowych statku „Mayflower” i wyruszyła na podbój Nowego Świata.
Pasażerowie „Mayflowera” (łącznie 102 osoby) stali się później znani jako założyciele Plymouth – drugiej stałej europejskiej osady w późniejszym USA. Zgodnie z tradycją na ląd przybyli oni w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, 26 grudnia 1620 r. Z uwagi na niezwykle surowe warunki bytowe w nowo powstającej kolonii, kolejnych świąt doczekało jednak jedynie 56 pielgrzymów.
Podróżnicy z „Mayflowera” mieli jednak to szczęście w nieszczęściu, że przybili do brzegu na terenach zajmowanych przez Wampanoagów, stosunkowo łagodnie usposobione plemię indiańskich rolników i rybaków. To właśnie Wampanoagowie wspomogli przybyszów w urządzeniu się w nowym miejscu i przeżyciu w nim pierwszego roku, ucząc ich, jak polować i uprawiać rośliny w obcym dla nich środowisku.
Read more:
Wyobrażasz sobie tydzień bez rozmów? Bez Facebooka? Jak zrozumieć samotność seniorów
Dla gości ze Starego Kontynentu równie zaskakujący co gościnność Indian był fakt, że dwóch z miejscowych przywitało angielskich gości… w ich rodzimym języku. Mało tego, jeden z nich był nawet chrześcijaninem! Squanto i Samoset 15 lat wcześniej trafili bowiem do Europy wraz z powracającymi z Nowego Świata pierwszymi wyprawami angielskich eksploratorów. Gdy jednak po tym czasie zdecydowali się powrócić do rodzinnej wioski, zastali ją spustoszoną, najprawdopodobniej przez łowców niewolników. A mimo to zdecydowali się zaufać i pomóc nowym przybyszom.
Zetknięcie kultury purytańskiej z indiańską dokonało się jednak na zasadzie jaskrawego kontrastu. Monoteistyczni (!) Wampanoagowie już wcześniej bowiem, każdej jesieni, urządzali huczne, trzytygodniowe uroczystości z podziękowaniem dla Najwyższego za zbiory danego roku. A zbiory w roku 1621 r. były szczególnie obfite, co z kolei, stroniący od wszelkich form świętowania purytanie, uczcić planowali… postem. I tak na marginesie to, zważywszy na okoliczności, nie dziwi mnie, że ostatecznie wygrała propozycja Wampanoagów 😉
Read more:
Dlaczego kapłanka voodoo ma twarz Jasnogórskiej Pani?
Chciałbym tylko, aby w tym miejscu historię tę uznać można było za zakończoną. Niestety, nie tym razem. Po prawdzie bowiem purytańscy przybysze, opierający swą wiarę na strachu przed Bożą karą, nie zaś na Bożym miłosierdziu, od początku postrzegali Indian jako plemię na wzór biblijnych Filistynów – grzeszników, którzy ustąpić muszą miejsca w Ziemi Obiecanej. I już w 1623 r. purytanie „dziękowali” Bogu za to, że ten „wybił” Wampanoagów przywleczoną przez przybyszów ospą.
Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, abyśmy my, przy dzisiejszym obiedzie, wspomnieli krótko w modlitwie tych, którzy zjeść go z różnych przyczyn nie mogą. I podziękowali Bogu za ludzi, dzięki którym nasze żołądki nie będą dziś puste. Nawet jeśli nie jedliśmy indyka 😉 Lepsze takie świętowanie niż jutrzejsze, następujące zawsze po Dniu Dziękczynienia, „święto” zakupów – Black Friday.
A tak na „marginesie marginesu” (bo skoro był „odłam odłamu” to i „margines marginesu” może być), rok temu na terenie dawnego Plymouth rozpoczęto kolejne prace archeologiczne, które już wkrótce mogą przybliżyć nam kolejne szczegóły na temat roku sielskiej koegzystencji pierwszych purytańskich osadników i ich indiańskich wybawców.
Read more:
Dlaczego Naczelny Rabin Rzymu przeszedł na katolicyzm?