Chronisz dziecko przed każdą porażką? Chwalisz bez przerwy? Pochwały to naturalny doping, ale łatwo można go przedawkować.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Chodziłam wtedy do podstawówki, wspomina czterdziestoletnia Marianna. Pięknie zaśpiewałam solową partię w kościelnym chórze. Ze szczęścia fruwałam w powietrzu, ale tata szybko sprowadził mnie na ziemię.
Dopadł mnie po mszy i zasyczał:
– Cały czas szurałaś nogą! Nie dało się na to patrzeć!
Do dziś pamiętam każde słowo ojca, a nie pamiętam, jaka to była pieśń. To we mnie zostało: brutalne zderzenie piękna i czystości dziecięcego głosu z krytyką. Porażka.
Porażka – dobre czy złe doświadczenie?
Rodzice nie tyle mnie wychowywali, ile trenowali. Zawsze było coś źle. Wcale mnie to nie zahartowało. Jestem ciągle niezadowolona z siebie. W pracy źle znoszę konkurencję. Wolę się wycofać, niż ścigać. Jak mam zabrać głos na zebraniu, całą noc nie śpię. Rywalizacja, porównywanie się – to nie dla mnie. Nie umiem tego zwalczyć.
Zawsze znajdę jakieś ziarnko grochu, które mnie uwiera.
Dlatego moje dwie córki traktuję jak cudowne księżniczki. Chwalę. Komplementuję. Zawsze staram się patrzeć na to, co im się udało. To, co wychodzi im gorzej – bagatelizuję, umniejszam. Chcę, żeby wyrosły na silne i pewne siebie kobiety”.
Czuję emocje Marianny. Nie jestem przeciwniczką chwalenia dzieci, ale krytycznie podchodzę do pochwał. Tych stosowanych z automatu. Bez zastanowienia i umiaru.
Czytaj także:
Szymon Majewski: Moja koleżanka Porażka
Chwalić czy nie chwalić?
Zachwyt rodzica jest szybkim i skutecznym środkiem wychowawczym, ale stosowany bez zdrowego rozsądku – przynosi szkody.
Pochwały to naturalny doping, ale łatwo można go przedawkować. I to, co doraźnie wyzwala dobry nastrój, zaczyna podstępnie szkodzić. Efekty – w dorosłym życiu.
Chowanie pod kloszem nie sprawi, że w dorosłym życiu dzieciaki będą miały równie cieplarniane warunki.
Obawiam się, że córki Marianny mogą mieć problemy podobne jak ich mama. Mimo że były wychowywane w skrajnie innej atmosferze.
Małe otrzymują bezwarunkowe wsparcie, akceptację i miłość. Marianna to taki zawsze życzliwy widz w domowym teatrzyku. Zawsze można liczyć na jej oklaski. To piękne, takie matczyne, ale świat to zdecydowanie większa scena, a widownia jakby bardziej zróżnicowana. Będą fani, klakierzy, ale też całkiem dużo krytyków, przeciwników. A gwizdy często są bardziej słyszalne niż oklaski.
Każda z nas grając z dzieckiem, daje mu wygrać. Dla świętego spokoju. Oczywiście. W dzieciństwie dobrze jest jednak przetrenować z dzieckiem nie tylko euforię zwycięzcy, ale nieprzyjemny smak bycia pokonanym.
Czytaj także:
Codzienna dawka duchowej inspiracji na Instagramie. Polecamy!
Wyolbrzymione docenianie robi krzywdę, taką samą krzywdę jak nieustanne ganienie
Istnieją badania psychologiczne pokazujące, że rodzice nadmiernie skoncetrowani na dobrym samopoczuciu dziecka, prawdopodobnie wychowają go na człowieka nadwrażliwego. Bardziej kruchego emocjonalnie. Przeczulonego na swoim punkcie. Nastawionego boleśnie rywalizacyjnie i przesadnie biorącego wszystko do siebie.
Nie chodzi o to, żeby Marianna była dumna z siebie, bo jest wspierającą matką.
Chyba ważniejsze jest, by jej córki w trudnych chwilach nie czuły się beznadziejne i gorsze, bo zaznały niepowodzenia w miłości, przyjaźni. Bo ktoś inny dostał pracę, awans.
Dobrze jest pozwolić dzieciakowi wpaść w kłopoty i samemu się z nich wydostać. Zamiast bezmyślnie wmawiać: jesteś najlepszy, raczej zachęcać do odwagi i ryzyka.
Jednocześnie zapewniać, że nic się nie stanie, jak się nie uda. To nawet dobrze, że się czasami nie uda. Niech się nie uda.
Nie nauczysz się jeździć na koniu, jak pięć razy z niego nie spadniesz. Ta zasada obowiązuje nie tylko w szkółce jeździeckiej.
Czytaj także:
Jak wychować dziecko, które sobie poradzi?
Mądra krytyka wzmacnia poczucie wartości tak, jak pochwała
Ważne, żeby była przekazywana razem z akceptacją, z ciepłym gestem. Dobrze przeżyta strata otwiera na większe możliwości w przyszłości. Przecież najbardziej rozwija nas to, co nam się nie udaje.
Dziecko, które przejdzie trening porażki, w dorosłym życiu będzie lepiej radziło sobie nie tylko z porażkami, ale też nie będzie wpadało w panikę w trakcie podejmowania wyborów, nie będzie dostosowywało się do innych, zwlekało z decyzjami albo podejmowało takie, jak przyjaciółka czy koleżanka. Zamiast być samosterowne – będzie papugowało.
Marianna wychwala i dziewczynki czują się wspaniale.
Potem jednak, już w dorosłym życiu mogą uzależnić się od szukania akceptacji w oczach innych ludzi. Będą czuły się zadowolone z siebie tylko wtedy, jak zostaną pochwalone, pozytywnie zauważone, oklaskane.
Szukanie tego błysku w oczach innych ludzi, powoduje że tracimy błysk w naszych oczach.
Życie nie zawsze szykuje dla naszego dziecka sytuacje z owacjami na stojąco. Z przyjęciem gratulacji i komplementów, zawsze sobie jakoś poradzi. To, czego musimy je nauczyć, to jak nie schodzić ze sceny, kiedy nie ma oklasków, a pojawiają się gwizdy. Jak przetrzymać ten trudny moment samotności. Z nadzieją i bez utraty wewnętrznej mocy.
Czytaj także:
Jak sobie radzić każdego dnia?