W których ruchach i wspólnotach najczęściej dochodzi do nadużyć? Po czym poznać, że lider zmienia się w guru? Jakie są etapy odchodzenia od Kościoła? Rozmowa ze specjalistą.Z ojcem Emilem Smolaną OP, dyrektorem Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych, rozmawia Dawid Gospodarek.
Dawid Gospodarek: Czy do Dominikańskiego Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach zgłaszają się katolicy z wątpliwościami i niepokojem o swoje wspólnoty?
O. Emil Smolana OP: Nieprawidłowości zachodzące w grupach i duszpasterstwach katolickich stanowią coraz większy odsetek spraw, którymi się zajmujemy. Ludzie przychodzą do nas z różnymi wątpliwościami dotyczącymi zachowania liderów, propagowanych poglądów, sposobu zarządzania.
Czytaj także:
Ks. Strzelczyk: Mamy zalew rzeczy na granicy ezoteryzmu ubranego w narrację katolicką
Jakiś czas temu rozmawiałem z osobą zaniepokojoną o krewnego, który jest pod wpływem grupy przygotowującej się do nadchodzącego kataklizmu. Jej członkowie muszą w związku z tym gromadzić zapasy i diametralnie zmienić swój styl życia.
Najbardziej niepokojące jest jednak to, że lider, przez którego na spotkaniach przemawia rzekomo sam Jezus, namawia osoby chore do odstawiania leków. To bowiem Bóg ma być tym, który bezpośrednio i niezawodnie ich uzdrowi. Znam podobną sprawę, która zakończyła się śmiercią dziecka. Grupa modliła się o jego wskrzeszenie – niestety, cud się nie zdarzył. Lider zrzucił odpowiedzialność na rodziców, którzy, jego zdaniem, nie mieli wystarczającej wiary.
Zauważyłem, że dziś wielu liderów przypomina coachów, zarówno w formie, jak i treści (ubranej w pobożne sformułowania). Kiedy lider wspólnoty staje się guru sekty?
Często fascynacja tym, co nowe, usuwa zdrowy krytycyzm. Dlatego tak ważna w procesie przyjmowania różnych propozycji jest roztropność. Są pewne narzędzia, które mogą być nam pomocne w pracy duszpasterskiej. Nigdy jednak nie powinniśmy rezygnować z tego, co już mamy, a co zostało nam przekazane jako owoc Tradycji. Byłaby to, delikatnie mówiąc, głupota.
Poznając historię Kościoła, odkrywamy w nim wielkie bogactwo i z niego trzeba roztropnie korzystać, przy jego pomocy oceniać wartość tzw. „nowinek”. Czasem chcemy być oryginalni, bo codzienna wierność Kościołowi i Ewangelii wydaje się mało atrakcyjna, a nawet nudna czy wręcz zaściankowa i wsteczna.
Jak stać się guru? Może to grozić każdemu liderowi, tak jak i pycha. W naszej grzeszności lubimy się wywyższać, chcemy, żeby to nasze pomysły i rozwiązania brały górę. Lider, który zamienił się w guru, zaczyna mieć przeświadczenie o swojej wyjątkowości i szczególnym wybraniu przez Boga. Uważa się wręcz za nieomylnego, jest przekonany, że dysponuje absolutną prawdą i wiedzą dotyczącą Boga, człowieka i świata.
O Chrystusie, apostołach, Matce Bożej, świętych, Kościele, liturgii, dogmatach, wymaganiach moralnych nieraz wypowiada się nonszalancko i dyletancko, a jednocześnie z narcystycznym poczuciem wyjątkowości, co u wielu wywołuje bezkrytyczny zachwyt. Na tego rodzaju aurę nadzwyczajności mogą też się składać charyzmaty i dary, które posiada lider-guru. To one pozwalają mu na bliskie obcowanie z Bogiem.
Jedną z cech takich przywódców jest również autorytaryzm, próba ciągłego kontrolowania innych, wydawanie rozkazów i karanie inaczej myślących. Jednak zachowania lidera muszą trafić na podatny grunt.
W grupach zdarzają się osoby, które utwierdzają lidera w jego wyjątkowej roli. Same będąc niedojrzałe, nie potrafią decydować o swoim życiu. Boją się podejmować decyzje, przerzucając odpowiedzialność na omnipotentnego lidera, który ma być lekarstwem na ich wszelakie lęki. Jeśli coś się nie powiedzie, winę przerzucają na tego, kto podjął decyzję, w tym przypadku lidera, który jednak najczęściej robi to samo, ale w odniesieniu do nich.
Czy jakieś procesy grupowe, samoświadomość wspólnoty, mogą sugerować sekciarskie tendencje?
W książce „Eklezjalność zrzeszeń religijnych” bp Wiesław Śmigiel wymienia ekskluzywizm jako jedno z zagrożeń w zdrowym funkcjonowaniu wspólnot. Żadna z grup nie może zamknąć się na wspólnotę Kościoła. Poczucie wybrania i misji, którą otrzymujemy od Boga, nie jest oczywiście czymś złym.
W skrajnych przypadkach może jednak prowadzić do elitaryzmu, a w konsekwencji do izolacji od innych grup i wspólnot. Grupa może zacząć mieć przeświadczenie, że to ona jest jedynym depozytariuszem prawdy, tylko w niej działa Duch Święty. Członkowie grupy są przekonani, że to oni wiedzą lepiej, jak interpretować Pismo Święte, tym samym stawiają się ponad Urzędem Nauczycielskim Kościoła.
Bp Śmigiel wymienia trzy etapy odchodzenia grup od Kościoła. Pierwszy z nich, to właśnie przeświadczenie o swojej wyjątkowości, zamknięcie na inne grupy oraz przekonanie o szczególnym wybraniu. Kolejnym etapem jest izolacja oraz coraz mocniejsza krytyka i sprzeciw wobec Kościoła. Wreszcie ostatni etap, postawienie się jawnie poza Kościołem.
O ile w pierwszym etapie istnieje możliwość korygowania takich grup przez hierarchię Kościoła, to w ostatnim możliwe jest tylko wydanie orzeczenia o tym, że grupa odłączyła się od Kościoła i ostrzeżenie wiernych przed jej destrukcyjnym działaniem.
W historii ruchów charyzmatycznych w Polsce pojawiły się wspólnoty, które mimo że wyrosły przy parafiach czy klasztorach (nawet przy dominikańskiej Beczce!), przerodziły się w protestanckie grupy poza Kościołem…
Tu powołam się na kolejny tekst, tym razem ks. bp. Andrzeja Siemieniewskiego, pt. „Rozłam. Charyzmatyczna specjalność?”. Autor wymienia listę grup charyzmatycznych, które odeszły od Kościoła. Jest tu także mowa o wspomnianych osobach z naszego dominikańskiego środowiska.
Możemy wymienić kilka przyczyn odejść. Pierwsza z nich to fałszywy ekumenizm, który wykorzystywany jest do przeciągania ludzi na swoją stronę. Kolejna to formacja prowadzona we wspólnotach. Może być niewystarczająca lub opierać się, z czym spotykamy się coraz częściej, na materiałach formacyjnych wspólnot protestanckich. Ich teologia w wielu aspektach różni się, a nawet stoi w sprzeczności z nauczaniem Kościoła katolickiego.
Cały czas dziwi mnie to, że w wielu grupach liderami mogą zostać osoby nieprzygotowane do pełnienia tej funkcji. No i wreszcie zapominanie o tym, że każdy charyzmat poddany jest rozeznaniu pasterzy. Dziś często absolutyzuje się własne doświadczenie, stawiając je w opozycji do dwutysiącletniej tradycji Kościoła.
Oczywiście, zaniedbania takie mogą leżeć i po stronie samego Kościoła. Mówił o tym papież Franciszek, spotykając się z biskupami Brazylii, w której dostrzegamy masowy odpływ wiernych do wspólnot ewangelikalnych i zielonoświątkowych.
Czy charakter wspólnoty – np. to, że jest z nurtu charyzmatycznego, neokatechumenalnego, tradycjonalistycznego – sprzyja pojawieniu się niepokojących tendencji? Można powiedzieć, że jakieś wspólnoty są bezpieczniejsze od innych? Chyba nie zdarzyło się, żeby jakieś koło różańcowe wystąpiło z Kościoła…
Doświadczenie pracy naszych ośrodków pokazuje, że w grupach charyzmatycznych czy neokatechumenalnych, w których istnieje bardzo mocna rola katechistów, częściej dochodzi do nadużyć. Nie znaczy to, że nie może dojść do nich i w innych grupach. Każdą grupę tworzą konkretne osoby ze swoimi deficytami, aspiracjami, talentami, doświadczeniami, uprzedzeniami, wątpliwościami.
Nawet jeśli grupa działa w Kościele, ma zatwierdzone statuty, programy formacji, nie zapobiega to ewentualnym nadużyciom. Trafiając do nowej wspólnoty, nie powinniśmy zwalniać się z krytycznego myślenia. Powinniśmy stosować zasadę ograniczonego zaufania, jak przy jeździe samochodem.
I tu pewnie pana zaskoczę. Przy jednej z parafii gospodynie spotykały się na różańcu, dyskutowały na różne tematy, robiły świąteczne wypieki. W nawale pracy proboszcz pojawiał się u nich dość rzadko, ograniczając wizyty do spotkań świątecznych. Okazało się, że liderka grupy należy także do tureckiego ruchu Mevlana. Spotkania przy parafii, na której prowadziła swoje medytacje, były początkiem werbunku do grupy. Wybrane osoby zapraszała do siebie, gdzie przy herbatce następował dalszy proces indoktrynacji.
Jako osoby odpowiedzialne za grupy, powinniśmy pamiętać, że nie każdy, kto do nas przychodzi, ma dobre zamiary. Niektóre grupy przychodzą, wynajmują sale przy parafiach po to, aby się uwiarygodnić, wykorzystują autorytet Kościoła.
Ktoś może zaoferować swoją pomoc proboszczowi, np. przeprowadzić za darmo kurs pierwszej pomocy na festynie parafialnym. Po spotkaniu okaże się, że na stronie tej grupy pojawią się zdjęcia i informacja, że grupa współpracuje z parafią. Przy głębszej analizie widać jednak, że promowane są poglądy sprzeczne z wiarą katolicką, pod którymi nikt o zdrowych zmysłach by się nie podpisał.
Czytaj także:
Ks. Strzelczyk: Zalała nas cała gama słownictwa i praktyk protestanckich. O schizmę nietrudno
W styczniu 2017 roku na Jasnej Górze bp Andrzej Czaja wygłosił referat „Problem pentekostalizacji chrześcijaństwa”. Wskazał na pewne nadużycia, wprost nazywa je zagrożeniem dla tożsamości i jedności Kościoła oraz dobra duchowego katolików. Wymienione zostały m.in. spowiedź furtkowa, modlitwy o uzdrowienie międzypokoleniowe, uzielonoświątkowienie wspólnot katolickich. Jak to się stało, że te problemy się pojawiły, i że były nawet promowane przez duszpasterzy?
Przede wszystkim należy wiedzieć, czym jest moja tożsamość jako katolika. Mam wrażenie, że dla wielu osób jest to rzeczywistość drugoplanowa, a nawet jeszcze mniej istotna. Ale wówczas na czym miałby polegać ekumenizm czy dialog międzyreligijny? Aby rozmawiać z innymi o mojej wierze, muszę sam wiedzieć, kim jestem, co jest przedmiotem mojej wiary.
Już św. Piotr mówi o tym, że mamy być gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się uzasadnienia tej nadziei, która w nas jest. Mowa tu o apologii, czyli obronie wiary, o której dziś zapominamy. Czasem ważniejsza jest dla nas dobra atmosfera, nie podejmujemy trudnych tematów, żeby przypadkiem kogoś nie urazić, bo jakiś „brat odłączony” czy wierzący w zupełnie co innego poczuje się źle.
A przecież nie chodzi tu o obrażanie kogokolwiek. Możemy przecież wspólnie robić wiele dobrych rzeczy. Nie powinienem jednak milczeć ze wstydu, że jestem katolikiem, bo to świadczyłoby o mojej aberracji. Jeśli nie wiem, kim jestem, nie znam nauczania Kościoła, to bezmyślnie przyjmuję treści coraz bardziej absurdalne. Tu dużą rolę odgrywają pasterze, których obowiązkiem jest czuwanie nad wspólnotą.
Cieszę się, że biskupi szybko zareagowali na niepokojące zjawiska związane ze spowiedzią furtkową i z modlitwą o uzdrowienie międzypokoleniowe. Polecam te dokumenty. Wart polecenia jest też list ze wskazaniami dla kapłanów pełniących posługę egzorcysty. Teksty te można znaleźć na stronie Konferencji Episkopatu Polski.
Jako katolicy powinniśmy trzymać się nauczania Kościoła, ale odnoszę wrażenie, że często próbujemy stworzyć jakąś własną hybrydę, przyjmując bezrefleksyjnie różne nowinki. Historia Kościoła uczy, że tego typu pomysły nigdy nie kończą się dobrze.
Co zaś do istnienia tego rodzaju problemów, trudności, pokus i podziałów, to trzeba być realistą. Będą pojawiały się do czasu powtórnego przyjścia Jezusa. Obyśmy tylko z całych sił trzymali się naszego Zbawiciela, Kościoła i Tradycji, a pozwoli to nam przezwyciężać trudności i wchodzić coraz głębiej w życie jako osoby coraz bardziej ugruntowane w wierze i dojrzałe w działaniu.
Czytaj także:
Czy Kościół powinien się bać pentekostalizacji?