„Uczyniliśmy kobiety tłem na zdjęciach przedstawiających mężczyzn. A przecież to nieprawda” – mówi Anna Dziewit-Meller, pisarka, autorka książki „Damy, dziewczyny, dziewuchy. Historia w spódnicy”. Ostatnio na rynku wydawniczym pojawiło się sporo książek o kobietach, a to walczących w Powstaniu, a to tych z Solidarności. Czy nadszedł wreszcie przełom i o historii nie będziemy mówić wyłącznie przez pryzmat mężczyzn? – na pytanie odpowiada Anna Dziewit-Meller, pisarka, autorka książki „Damy, dziewczyny, dziewuchy. Historia w spódnicy”.
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Dla kogo jest Pani książka? Jak się domyślam, wbrew pozorom, nie tylko dla dziewczyn?
Anna Dziewit-Meller: Jest dla dzieci, które chciałyby poczytać sobie naprawdę fajne historie o barwnych i nietuzinkowych postaciach. Bardzo mi zależy na tym, by chłopcy również sięgnęli po tego typu publikacje, tak by postaci niezwykłych i sprawczych kobiet nie stanowiły dla nich w przyszłości zaskoczenia.
Dlaczego napisała Pani książkę dla dzieci? Czytelnicy raczej nie spodziewali się, że odnajdą Panią na półce z literaturą dziecięcą.
Przyznaję, że uległam namowom wydawcy, który od dawna chciał, bym napisała coś dla dzieci. Wzbraniałam się długo, bo naprawdę uważam, że bajki dla dzieci mogą pisać wyłącznie geniusze. A że geniuszem nie jestem – wyszłam z propozycją książki non-fiction. I mam poczucie, że to był dobry pomysł.
Czytaj także:
7 pisarek i podróżniczek XX wieku, które powinniście znać
Silne kobiety
Skąd taki dobór postaci? Wachlarz jest szeroki – od królowych, przez umysły ścisłe, aż po twórczynie kultury.
Jako że jest to książeczka dla dzieci, jednym z głównych kryteriów było oczywiście to, żeby dana historia była wciągająca, po prostu ciekawa fabularnie. Z drugiej jednak strony, zależało mi na tym, aby każda z nich była jakąś postacią mocno sprawczą, biorącą los w swoje ręce mimo przeszkód, czasem szalenie poważnych.
Jest jakiś punkt wspólny dla opisywanych przez Panią postaci?
Myślę, że to jest właśnie ich odwaga, by się przeciwstawić i próbować żyć po swojemu.
Można powiedzieć, że wszystkie te bohaterki były feministkami, choć feminizm jeszcze nikomu się wtedy nie śnił? W końcu realizowały swoje pasje, marzenia…
Bo tak ja właśnie rozumiem to słowo na „f,” które ma, niestety, taki zły PR. Dla mnie feminizm to właśnie próba spojrzenia na kobietę jako na człowieka, którego doświadczenie jest równie uniwersalnym ludzkim doświadczeniem, jak to męskie.
Czytaj także:
Konrad Kruczkowski: Czy noszą Panie spodnie?
Historia dla dzieci
Dlaczego na narratorkę wybrała Pani Henrykę Póstowójtównę? Jest to szczególnie bliska Pani postać?
Kiedy zebrałam już materiały do książki, długo nie byłam w stanie siąść do pisania, bo szukałam jakiegoś języka, którym mogłabym tę książkę pisać – języka pozbawionego dydaktycznego smrodku, języka nieprzymilającego się do dzieci, nie upupiającego ich i nie traktującego ich protekcjonalnie. I wtedy w mojej głowie pojawiła się Heńka, która przemówiła własnym głosem. I poszło. Nie mogłam więc zrobić inaczej, niż uczynić Henię narratorką – przewodniczką po książce.
Ostatnio na rynku wydawniczym pojawiło się sporo książek o kobietach, a to walczących w Powstaniu, a to tych z Solidarności. Czy nadszedł wreszcie przełom? Do tej pory historia opowiadana była przez pryzmat mężczyzn.
Mam nadzieję i bardzo bym sobie tego życzyła. Chyba naprawdę naturalne jest zadanie pytania – gdzie są kobiety? Dlaczego je wygumkowaliśmy? Uczyniliśmy tłem na zdjęciach przedstawiających mężczyzn. A przecież to nieprawda.
A jak w ogóle opowiadać dzieciom ciekawie o historii? Nie tak, jak w szkolnym podręczniku, od daty, do daty.
Myślę, że najlepiej robić to odwołując się do konkretnych ludzi, pokazując ich jako postaci z krwi i kości, a nie tylko spiżowych bohaterów bez skazy. To jest właśnie w nich najciekawsze – że byli takimi samymi ludźmi jak ja czy pani.
Czytaj także:
Kobieto – jesteś mądra, jesteś silna, jesteś piękna. Wierzysz w to?