Różaniec uczy pokory i cierpliwości. Nie paplasz swoich słów ani „twórczych” myśli, tylko słowa modlitwy powszechnej, ciągle tej samej, istniejącej od wieków.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Przyznaję się, że do różańca podchodziłam z pewnym dystansem.
Kiedy byłam mała, rodzice odmawiali go po łacinie w samochodzie podczas każdej dłuższej podróży. Irytowało mnie to i krępowało. Miałam wrażenie, że jest to coś intymnego, cichego, czego raczej nie trzeba odmawiać na głos przy innych. Pamiętam, jak z moją najlepszą przyjaciółką Eleną dostałyśmy ataku śmiechu, gdy w małym, wiejskim kościele, do którego kazano nam pójść na różaniec i litanię, usłyszałyśmy płaczliwe zawodzenia starszych kobiet.
Dorastając, z czasem, bardzo powoli, modlitwa różańcowa weszła na stałe do mojego życia modlitewnego, obok czytania Pisma Świętego i brewiarza. Ale jej obecność była zawsze trochę przypadkowa, do momentu, kiedy parę lat temu ciężko zachorowałam. Nie mogłam czytać, zdarzały się dni, że ledwie mogłam mówić, różaniec stał się wtedy sposobem na uspokojenie, na wyciszenie galopujących myśli i skuteczne antidotum na gwałtowne napady lęku.
Różaniec uczy pokory i cierpliwości
Nie paplasz twoich słów ani twoich „twórczych” myśli, tylko słowa modlitwy powszechnej, ciągle tej samej, istniejącej od wieków. Cierpliwość rodzi się w nieustannym powtarzaniu tych samych wyrazów; w pewnym momencie każda wypowiedziana sylaba łączy się z oddechem. Jak już wyzdrowiałam, zauważyłam, że dobrze się odmawia różaniec spacerując, kiedy kroki odmierza rytm wymawianych słów. Rytmiczny oddech i rytmiczne kroki… Całe ciało uczestniczy w modlitwie.
Nadchodzą oczywiście chwile zmęczenia. Nazywam to „nudnością różańcową”. Dzieje się tak wtedy, gdy wargi zasychają przy powtarzaniu słów, gdy myśli odlatują jak najdalej się da, gdy z tyłu głowy uporczywie pojawia się nieustający, lekko szyderczy szmer „po co to wszystko?”, gdy wreszcie pośpiech i karykaturalne poczucie obowiązku górują nad wszystkim. Wtedy wiem, że muszę po prostu trwać, przyjmować własną słabość, zamykać oczy i brnąć dalej, powtarzając „Zdrowaś Maryjo…”. To odmawianie, jak pięknie to ujął ksiądz Jan Twardowski „takiego Różańca, który przypomina mi dziecko trzymające się z ufnością spódnicy matki”.
„Sposób” na różaniec
Moja modlitwa wzbogaciła się, kiedy jakiś czas temu kupiłam książeczkę zatytułowaną „Różaniec w ikonach” autorstwa siostry Marie Paul Farran, benedyktynki z klasztoru na Górze Oliwnej w Jerozolimie.
Święty Jan Paweł II w liście apostolskim o różańcu zwraca uwagę, że odwoływanie się do elementu wzrokowego i obrazowego jest bardzo pomocne w rozważaniu tajemnic Boskich: Jest to zresztą – pisze – metodologia, która odpowiada samej logice Wcielenia: Bóg zechciał przyjąć w Jezusie rysy ludzkie. To przez Jego fizyczną rzeczywistość zostajemy doprowadzeni do kontaktu z Jego Boską tajemnicą.
Obraz i słowo, powtarzająca się modlitwa i milczenie, poczucie niesamowitej bliskości z Bogiem, a czasami wręcz odwrotnie, chwile słabości i mocy, nadziei i desperacji… Z powodu tego wszystkiego, z każdej chwili życia składa się mój różaniec. W końcu chodzi o to, żeby wkroczyć w czas poza czasem, w wiecznie trwającą teraźniejszość, by razem z Maryją kontemplować Jego oblicze jaśniejące jak słońce. Amen.
Św. Jan Pawel II, List apostolski „Rosarium Virginis Mariae”:
Różaniec ze swej natury jest modlitwą pokoju z racji samego faktu, że polega na kontemplowaniu Chrystusa, który jest Księciem Pokoju i „naszym pokojem” (Ef 2, 14). Kto przyswaja sobie misterium Chrystusa – a różaniec właśnie do tego prowadzi – dowiaduje się, na czym polega sekret pokoju i przyjmuje to jako życiowy projekt. Ponadto, mocą swego charakteru medytacyjnego, przez spokojne następowanie po sobie kolejnych „Zdrowaś Maryjo”, różaniec wywiera na modlącego się kojący wpływ, który usposabia go do przyjmowania i doświadczania w głębi swego jestestwa oraz do szerzenia wokół siebie tego prawdziwego pokoju, który jest szczególnym darem Zmartwychwstałego.
Czytaj także:
Tessa Capponi-Borawska: Jak w Wielki Piątek na moim stole pojawiła się zupa z soczewicy