Dlaczego chrześcijanie, którzy wierzą, że Bóg ma moc uzdrawiania, masowo korzystają jednak ze służby zdrowia, zakładają szpitale, zostają lekarzami?Zdarza się, że w imię swojej wiary ludzie rezygnują z pomocy lekarza, nawet w stosunku do własnych dzieci. Takie postawy kończą się zwykle wyrokami sądowymi. Czy faktycznie jest sprzeczność między głęboką wiarą a korzystaniem ze zdobyczy medycyny?
Nazywa się Rachel Joy Piland. Ma trzydzieści lat. Mieszka w Stanach Zjednoczonych. Jej mąż to trzydziestosześcioletni Joshua Barry Piland. Na początku lutego br. urodziła się ich córka Abigail. W ciągu doby od urodzenia stan jej zdrowia uległ znacznemu pogorszeniu. Położna podejrzewała żółtaczkę. Powiedziała Rachel, by jak najszybciej udała się z maleństwem do lekarza, ale ona odmówiła. „Bóg nie popełnia błędów” – wyjaśniła.
Dwa dni później dziecko przestało oddychać, nie okazywało oznak życia. Rachel i Joshua zaprosili znajomych z grupy, w której studiowali Biblię i wspólnie modlili się o wskrzeszenie dziewczynki. Usłyszeli zarzut nieumyślnego zabójstwa. Grozi im do 15 lat więzienia.
Rezygnacja z leczenia to sprawdzian wiary?
Takie informacje obiegają świat od czasu do czasu. Dotyczą różnych krajów i najczęściej dzieci w różnym wieku. Co je łączy? To, że ich bohaterowie wybierają modlitwę zamiast pomocy medycznej, bo bardziej wierzą Bogu niż lekarzom. Odrzucają pomoc ze strony ludzi. Czekają na boską, bezpośrednią interwencję.
Czytaj także:
10-latek w Lourdes: „Jezu, jeśli mnie nie wyleczysz, powiem o tym Twojej mamie”
Dlaczego głęboka, wręcz bezgraniczna wiara okazuje się w takich sytuacjach problemem? Dlaczego pojawiają się wobec takich ludzi poważne oskarżenia i zapadają wyroki? Można pójść jeszcze dalej i zapytać, dlaczego chrześcijanie, którzy wierzą, że Bóg ma moc uzdrawiania, masowo korzystają jednak ze służby zdrowia, zakładają szpitale, zostają lekarzami? Czy nie ma w tym niekonsekwencji, braku zaufania do Boga?
W rzeczywistości „zastępowanie” leczenia modlitwą nie jest sprawdzianem wiary, lecz raczej spokrewnionym z myśleniem magicznym wystawianiem Boga na próbę. Jest też usiłowaniem zrzucenia na Niego odpowiedzialności za własne zaniechania i bezczynność. Wiara w cuda nie usprawiedliwia i nie wyklucza podejmowania wszelkich godziwych działań i dostępnych, niesprzecznych z moralnością środków dla ratowania zdrowia i życia człowieka.
Chrześcijaństwo nie przeciwstawia modlitwy, wiary w Bożą Opatrzność, w Boże Miłosierdzie, medycynie. Nie przeciwstawia wiary rozumowi. Nie tylko nie wyklucza działania człowieka w kształtowaniu świata, ale uczy, że Bóg działa również przez ludzi. Dlatego tak ważne jest szukanie, rozeznawanie woli Bożej i wypełnianie jej w życiu.
Kwietyzm i św. Ignacy
Postawa opisanych wyżej rodziców kojarzyć się może z potępionym przez papieży Innocentego XI i Innocentego XII w siedemnastym stuleciu nurtem nazwanym kwietyzmem. Jego zwolennicy uznawali za podstawę życia religijnego modlitwę, kontemplację i całkowitą bierność, połączoną z wyzbyciem się trosk związanych z funkcjonowaniem w doczesności.
Św. Ignacy Loyola zalecał: „Niech to będzie pierwszą zasadą w działaniu: Tak Bogu ufaj, jakby całe powodzenie spraw zależało tylko od Boga, a nie od ciebie; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał to wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła”.
To zasada, która znakomicie ujmuje potrzebę w życiu wyznawcy Jezusa Chrystusa ufnej i rozumnej, odpowiedzialnej współpracy z Bogiem. Chrześcijanin łączy ufność z własnym działaniem. Nie popada w żadną skrajność – ani w aktywizm nie liczący się z koniecznością Bożej pomocy, ani w kwietyzm zwalniający człowieka od wysiłku pod pozorem ufności w Bogu.
Czytaj także:
Msze święte o uzdrowienie – co w nich niezwykłego?
Dwa wozy z kapustą
Wśród sprawdzonych przykładów kaznodziejskich można znaleźć opowieść o Jezusie i dwóch wozach z kapustą. Według niej Jezus wędrował wraz z Piotrem pełną dziur drogą, którą jechały m.in. wozy wyładowane kapustą. Z powodu fatalnego stanu nawierzchni, dwa wozy zostały uszkodzone. Jeden z woźniców upadł więc na kolana i zaczął wołać do Boga, aby mu pomógł. Drugi, mrucząc coś pod nosem, nie ustawał w wysiłkach, aby wóz naprawić.
Opowieść stwierdza, że Jezus bez słowa minął wznoszącego modły woźnicę i zaczął pomagać temu drugiemu, który szukał sposobów na wyjście z opresji. Gdy Piotr oburzył się na Jezusa, że zignorował modlitwę, usłyszał wyjaśnienie: „Różnica, Piotrze, na tym właśnie polega, że tamten zadowalał się klepaniem modlitwy i czekaniem na pomoc od Boga, a ten, którego ty ganisz, robi, co w jego mocy, by wydobyć się z opałów. Pomóżmy mu, mój staruszku, zasłużył sobie na to. I nie potrząsaj tak głową, gdyż nie masz zbyt jasnego wyobrażenia o sprawiedliwości”.
Nie ma sprzeczności między głęboką wiarą w sprawczą moc Boga a podejmowaniem ludzkich wysiłków dla rozwiązywania problemów i zaspokajania potrzeb życiowych. Gdy Jezus mówił o tym, że Bóg troszczy się o każdego człowieka bardziej niż o ptaki, które żywi i lilie, które piękne rosną dzięki Niemu, nie wzywał do tego, aby przestać uprawiać pola, przygotowywać posiłki i produkować odzież. Kluczem do zrozumienia Jego wskazań jest sformułowanie: „Nie troszczcie się zbytnio”.
W lutym br. Zyta Rudzka pisała w Aletei o tym, czy korzystanie z psychoterapii nie kłóci się z wiarą. Stwierdziła m. in.: „Katolik nie musi wybierać: pomoc duchowa czy lekarska. Praktyki religijne i terapeutyczne nie muszą ze sobą konkurować czy walczyć. Mogą się uzupełniać”. Dokładnie tak.
Czytaj także:
“Dziękuję wszystkim, że moja mama jest szczęśliwa”. Poznaj historie kilku cudów