Półanalfabeta, alkoholik, prosty robotnik. Człowiek, którego życie skazane było na klęskę. Obecnie trwa jego proces beatyfikacyjny. Dziś jest nadzieją dla uzależnionych i ich najbliższych. Mateusz Talbot (Matt Talbot) bo o nim mowa, po ludzku można powiedzieć, był od urodzenia skazany na niepowodzenie w życiu. Pochodzący z Irlandii, urodził się w burzliwym dla tego kraju czasie.
Matt Talbot: nastoletni alkoholik
Okres masowego głodu, chorób i emigracji (1845-1852), brytyjskie rządy kolonialne w Irlandii spowodowały spadek populacji wyspy o około 20-25%.
W 1856 roku, w niezamożnej rodzinie przyszedł na świat Mateusz. Pomimo ciężkiej pracy ojca Charlesa i matki Elizabeth, stać ich było na zapewnienie dwanaściorgu dzieciom zaledwie podstawowych warunków do życia. Mateusz skończył zaledwie dwie klasy szkoły powszechnej i już w wieku 12 lat podjął swoją pierwszą pracę. Będąc jeszcze dzieckiem, pracował równie ciężko jak dorosły, ale był z tego faktu niezmiernie dumny, że może w ten sposób pomóc rodzicom.
Wówczas nagminne było, że pracodawcy wypłacali pensje w tzw. bonach towarowych, które można było zamienić jedynie na alkohol. Mateusz szybko odkrył, że spożyte trunki dają mu poczucie szczęścia, wolności i pozwalają zapomnieć o biedzie, w jakiej żył. Jako 12 latek coraz częściej wracał do domu pijany, a po roku był już ofiarą nałogu alkoholowego.
W pułapce nałogu
Coraz cięższa sytuacja materialna spowodowała, że ojciec Mateusza zaczął sięgać po kieliszek. Wkrótce cała męska część rodziny Talbotów przepijała swoje tygodniowe pensje w pubie. Matka Elizabeth modliła się żarliwie za męża i synów, ale była bezradna wobec ich nałogu.
Awantury, bijatyki, głośne kłótnie były na porządku dziennym w domu Talbotów. Mateusz upijał się codziennie. Pieniądze, które niegdyś przekazywał matce, teraz przepijał z kolegami w pubie. Nie interesowały go karty czy flirtowanie z dziewczynami, na pierwszym miejscu był alkohol. Nałóg Mateusza był już tak silny, że jak brakło pieniędzy na alkohol, sprzedawał wszystko, co się dało: płaszcz, buty. Niejednokrotnie chodził boso po Dublinie.
Picie wypełniało całe młodociane życie Mateusza. Pracował, żeby pić; trzeźwiał, żeby pracować; pracował, żeby znów się upijać. Bez alkoholu nie mógł wytrzymać ani jednego dnia. Jego życie popadało w całkowitą ruinę. Wszystkie jego kłopoty wynikały z jednego grzechu – pociągu do alkoholu.
Dno i przebudzenie
Mateusz doszedł do takiego punktu w swoim życiu, że bez alkoholu nie mógł już egzystować. Dno, jakiego sięgnął 28-letni alkoholik nastąpiło, kiedy pewnego razu przyłączył się do Mateusza i wesołej gromady wędrowny, niewidomy skrzypek. Mateusz wraz z kompanami, nie mając pieniędzy na whiskey, bez żadnych skrupułów ukradli niewidomemu skrzypce i sprzedali w lombardzie.
Liczyło się tylko to, że było kilka pensów na przepicie w pubie. W późniejszych latach Mateusz przyznał, że wówczas był o krok od utraty człowieczeństwa i zupełnego zniewolenia alkoholizmem. Alkohol robił coraz większe spustoszenie w tym młodym organizmie, pijąc coraz częściej na umór, zaniedbywał pracę, a to oznaczało, że nie miał grosza przy duszy.
Przebudzenie przyszło, gdy pewnego dnia czekał pod pubem na kumpli, żeby mu postawili szklaneczkę whiskey. Do niedawna koledzy, teraz omijali go szerokim łukiem, patrząc z pogardą i rzucając pod jego adresem niewybredne komentarze. To było jak kubeł lodowatej wody.
W jednej chwili zrozumiał, że jest nikim dla tych, których uważał za kolegów, a jego życie jest jedną wielką ruiną. Z właściwą sobie konsekwencją postanowił to natychmiast zmienić. Tego dnia wrócił do domu trzeźwy i oznajmił matce, że od tej pory nie weźmie alkoholu do ust.
Czytaj także:
Zranieni przeszłością. Dorosłe Dzieci Alkoholików i ich problemy
Matt Talbot i nowi przyjaciele: w Kościele
„Łatwiej jest przywrócić do życia umarłego niż przestać pić, będąc alkoholikiem”. Tak po latach wyznał siostrze. Każdy dzień był dla niego zmaganiem o trzeźwość. Swoją batalię o trzeźwość Mateusz postanowił rozpocząć w kościele, gdzie w obecności księdza, przed Najświętszym Sakramentem złożył przysięgę abstynencji na trzy miesiące.
Pokusy były bardzo silne, tym bardziej, że ojciec i bracia wciąż się upijali. Toteż Mateusz postanowił zmienić środowisko, wyprowadził się z domu, a cały wolny czas poświęcał na modlitwę, studiowanie Pisma Świętego i żywotów świętych. W Kościele znalazł klucz do nowego życia z Bogiem i w Bogu. Był to klucz modlitwy, sakramentów, umartwień, pracy nad sobą.
Pozbawiony wesołych kompanów, w Kościele poznał nowych przyjaciół – Jezusa, Maryję i świętych. Tam uczył się przebywać w samotności, w modlitwie, w nieustannej obecności Boga. Wracając z pracy, wybierał drogę do domu w ten sposób, aby omijać pub, do którego jeszcze do niedawna uczęszczał. Wraz ze wzrostem duchowym, dostrzegał inne swoje grzechy. Po jakimś czasie przestał palić i przeklinać.
Syn marnotrawny
Wzorem matki, jego stałą modlitwą stał się różaniec. Te małe paciorki, monotonna z pozoru modlitwa, przynosiła mu ukojenie i odciągała jego myśli od pragnienia napicia się. Mocno ściskając w dłoni różaniec, Mateusz błagał o pomoc Matkę Bożą.
Na rękawie płaszcza w widocznym miejscu przyszył dwie skrzyżowane szpilki, aby przypominały mu o obietnicy danej Bogu i o tym, że Pan Jezus cierpiał za niego i umarł na krzyżu. Im bardziej zbliżał się do Boga, tym bardziej doświadczał wewnętrznej walki. Im pokusa była silniejsza, tym bardziej żarliwa modlitwa o wytrwanie w trzeźwości.
Życie Mateusza Talbota to heroiczne zmagania prostego człowieka, zdanego tylko na łaskę Boga i siebie samego w walce z nałogiem. On, zwykły robotnik, jest dzisiaj kandydatem na ołtarze, wzorem i orędownikiem dla wszystkich, którzy zmagają się z nałogiem alkoholizmu.
Podobnie jak marnotrawny syn z ewangelicznej przypowieści postanowił zmienić swoje dotychczasowe życie, stanąć w prawdzie przed Bogiem i z pokorą powiedzieć: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem Ciebie” (Łk 15,18).
Czytaj także:
Był uzależniony od opium, nie przyjmował sakramentów. A i tak został świętym
Nadzieja dla uzależnionych
Historia tego Sługi Bożego urzeka tym, że dla każdego jest czas na nawrócenie, nieważne jak bardzo człowiek utkwił w nałogu czy grzechach. Mateusz Talbot, jego zaparcie, postawa i nieustępliwość w raz podjętej decyzji jest godna naśladowania, ale co ważniejsze, jest nadzieją dla osób uzależnionych oraz ich rodzin.
W świecie, gdzie tysiące osób zmaga się z własnymi słabościami, nie potrafiąc poradzić sobie z uzależnieniami, gdzie kolejne próby kończą się porażką, postać Mateusz Talbota przywraca wiarę i nadzieję, że dzięki łasce Bożej i współpracy z nią wszystko jest możliwe. Każdy grzech do pokonania, każdy nałóg do zwalczenia.
W 1975 r. papież podpisał dekret o heroiczności jego cnót. Jego skromny pokój, stał się celem pielgrzymek, a tysiące osób z całego świata proszą go o siły do walki z nałogami.
Więcej o tej niezwykłej postaci przeczytacie w nowej książce Jolanty Cherbańskiej „Matt Talbot. Wyjście z mroku” wydanej w Syjon.pl