Jerzy Popiełuszko i ja
Moje życie na dobre „przecięło się” z życiem ks. Jerzego Popiełuszki, kiedy kilka lat temu przeprowadziłem się za obecną żoną do Torunia. Najpierw pracowałem nieopodal ul. Popiełuszki, teraz bardzo często mijam krzyż w Górsku – miejscu uprowadzenia „Jurka” przez Służbę Bezpieczeństwa. Im częściej się tam zatrzymuję, tym częściej ks. Popiełuszko jest obecny w mojej modlitwie.
I choć większość ludzi z mojego pokolenia zna jego nazwisko, to jednocześnie niewielu jest takich, którzy kojarzą z jego życiem coś więcej, niż msze za ojczyznę czy męczeńską śmierć. Myślę, że ciągle zbyt mało mówi się o jego „normalności”.
Polityk czy chrześcijanin?
W moim domu względnie często mówiło się o księdzu Popiełuszce. Oczywiście w kontekście jego heroicznej walki z aparatem państwa komunistycznego. No i ta śmierć – bestialska, nieludzka, pokazująca najczarniejsze oblicze poprzedniego ustroju.
Po moim nawróceniu zacząłem odkrywać karty życia księdza Popiełuszki i zobaczyłem w nim przede wszystkim kapłana zatroskanego o życie każdego człowieka, szczególnie tego najsłabszego, tych ludzi z obrzeży Kościoła. Prawdziwego naśladowcę Chrystusa.
Ksiądz Jerzy
Jak czytamy w zapiskach historycznych, pochodził z bardzo pobożnej rodziny, gdzie Bóg i sprawy Boże były najważniejsze. Do tego stopnia, że po latach jego mama będzie mówić o nim „ksiądz Jerzy”. Coś, co wypływa z poddania Bogu całego życia i szacunku do kapłaństwa, ale w pierwszym momencie nie mieści się w głowie. Szokuje tym bardziej, kiedy zestawimy taki styl wychowania ze współczesnymi „poradnikami”, jak mówić dzieciom o Bogu, by ich od Niego nie oddalić.
Wierność mężczyzny
Już jako dziecko tak umiłował Eucharystię, że jego dom rodzinny i kościół parafialny dzieliło „tylko” pięć kilometrów codziennych wędrówek. Choć spotykały go szykany rówieśników i represje nauczycieli, nigdy nie zaprzestał służby ministranckiej. Wzięty w kamasze, stawał w obronie prawa kleryków-żołnierzy do modlitwy i innych praktyk religijnych. Dzięki jego niezłomnej postawie wielu odkryło bogactwo nauki społecznej Kościoła. Wierność była częścią jego tożsamości.
Nawrócenie Danuty Szaflarskiej
Styl jego świętości znakomicie odzwierciedla historia znajomości z Danutą Szaflarską. Kiedy się poznawali, niejako z musu (obserwowali procesy aresztowanych robotników Ursusa i Huty Warszawa), nie była tym zachwycona, bo nie lubiła księży. Ksiądz Jerzy ujął ją jednak tym, że nigdy nie próbował jej nawrócić „na siłę”. Zapraszał do odczytywania wierszy na mszach za ojczyznę. Kiedy się wzbraniała, mówiąc że jest niewierząca, odpowiadał, że to tylko wiersz. Nie potrafiła mu odmówić.
Najważniejszy Chrystus… w drugim człowieku
Dał jej i… Bogu przestrzeń i czas. Wyspowiadała się – wtedy już u swojego przyjaciela – pierwszy raz od 40 lat. Błogosławił ślub jej córki, ochrzcił wnuka. W 1984 r. pytał, czy może przyjechać na Boże Narodzenie. W październiku został zamordowany. Swoją „normalnością” otworzył dla Boga drzwi kuchenne rodziny Szaflarskich i, jak sądzę, a potwierdzają to świadectwa nawróceń, nie tylko Szaflarskich.
Palił papierosy, nie wytaczał na każdym kroku dział przeciwko ateistom, był swego rodzaju gadżeciarzem, przyjaźnił się z aktorami. Błogosławiony Jerzy Popiełuszko z jednej strony wymyka się wielu schematom myślenia o świętości, z drugiej przez całe życie prowadził do Boga tych, którzy w „mrocznych czasach” tracili nadzieję.
Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj
Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli (Łk 11,52).
Zawsze starał się być z tymi, którzy się źle mieli, szczególnie w spowiedzi. Głosił Chrystusa i człowieczeństwo, aż po śmierć męczeńską. Wierny do końca, błogosławiąc swoim oprawcom, nie przeszkodził tym, którzy wejść chcieli. Wypełnił swoje credo i ostatecznie zwyciężył zło dobrem. Ponad wszystko jest dla mnie żywym przykładem tego, że świętość znaczy „normalność”.