To historia o tym, jak odrobina ludzkiej wrażliwości może nie tylko zmienić, ale wręcz uratować życie zupełnie obcej osoby…Johnny Servantez z Indianapolis nigdy wcześniej nie dał pieniędzy bezdomnemu. Ale kiedy zobaczył tego mężczyznę, siedzącego na trawniku przed supermarketem, nie potrafił się powstrzymać.
„Musiałem dać temu biednemu człowiekowi trochę pieniędzy. Jego żołądek dotykał kręgosłupa, a żebra wystawały. Jeśli będziecie w tych okolicach, dajcie mu przynajmniej dolara albo dwa. Ten mężczyzna nie jest tak potwornie wychudzony z wyboru” – napisał na Facebooku, publikując przerażające zdjęcie.
To mój brat!
Internauci z Indianapolis nie zawiedli. Ci, którzy mogli, osobiście wkładali bezdomnemu pieniądze (lub jedzenie) do ręki. Pozostali – czyli ponad 1,7 tys. osób – udostępnili jego zdjęcie w mediach społecznościowych. Tym sposobem dotarło ono do Danny’ego Rhodesa, który w skrajnie wychudzonym mężczyźnie rozpoznał swojego brata Johnny’ego.
Czytaj także:
Znalazł torebkę i oddał ją właścicielce. A potem ona uratowała mu życie
Danny i Johnny po raz ostatni widzieli się 7 lat temu, na pogrzebie matki. Po jej stracie ich drogi się rozeszły. Johnny uzależnił się od narkotyków, zamieszkał na ulicy. Do skrajnego wyczerpania jego organizmu przyczyniła się także cukrzyca. Zanim się rozstali, wyglądali tak:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1657117350978803&set=gm.1592779217445972&type=3&theater
Gdy Danny zobaczył zdjęcie wychudzonego brata, natychmiast pojechał do Indianapolis. Dzięki wsparciu mieszkańców udało mu się odnaleźć Johnny’ego. Postanowił się nim zaopiekować i zapewnić mu profesjonalną pomoc, choć ten nie chciał mieć kontaktu z rodziną.
Czytaj także:
Miało być skromnie, wyszło jak z bajki. Niezwykły ślub bezdomnych
Proszę, módlcie się za niego
Danny nie zamierzał się poddać i podejmował kolejne próby pomocy. „Jeszcze nigdy nie byłem tak smutny. To najbardziej druzgocąca rzecz, z jaką przyszło mi się zmierzyć. Nie wiem, czy mój brat nie jest świadomy, że umiera czy może wie o tym, ale doszedł do punktu, w którym jest mu wszystko jedno” – dzielił się na Facebooku.
Johnny dał się w końcu przekonać, że potrzebuje opieki specjalistów. W październiku zamieszka ze swoją siostrą, Lisą. „Mam nadzieję, że zostanie u niej tak długo, aż wydobrzeje. A jeśli umrze, to w spokoju, otoczony rodziną” – stwierdził Danny.
Czytaj także:
Narkoman, który został księdzem. Poznaj historię Donalda Callowaya
W walkę o życie Johnny’ego zaangażowały się setki osób. Jego bliscy – oprócz wsparcia finansowego – doceniają przede wszystkim modlitwę, która płynie z całego świata.
Mam nadzieję, że dzięki waszej miłości i modlitwie uda się ocalić to życie i naszą rodzinę. Jedna rzecz jest pewna – Bóg jest tu obecny. Wielu ludzi zjednoczyło się z powodu Johnny’ego. Wielu ludzi poświęca swój czas i energię. (…) Jest wielu dobrych Samarytan, którzy wkroczyli w jego życie. Żaden z nich nie znał wcześniej ani jego, ani naszej rodziny. Stanęli na naszej drodze dzięki Bogu, chcąc ocalić kolejnego syna, kolejnego brata, kolejnego przyjaciela z niszczących skutków uzależnienia od narkotyków – pisze Danny.
Źródła: Team Johnny Rhodes/Facebook, theindychannel.com, en.newsner.com