Dobromir „Mak” Makowski jest pedagogiem i nauczycielem wychowania fizycznego. Mieszka w Pabianicach wraz z żoną Bogumiłą i dziećmi. Jest autorem projektu RapPedagogia (realizowany od 2010 roku), który dotarł do kilkuset szkół na terenie całej polski. Jest także założycielem Centrum Młodzieżowego (powstałego w 2011 roku) w Pabianicach i założycielem „Fundacji Młodzi dla Młodych”. W 2017 roku ukazała się jego biograficzna książka „Wyrwałem się z piekła” (Znak).
Dominika Cicha: Ludzie skreślali Cię grubą krechą i przyklejali łatki: syn pijaka i prostytutki. Pamiętasz tych, którzy w Ciebie uwierzyli?
Dobromir „Mak” Makowski: Było ich niewielu. Wujo Arek i ciocia pedagog z domu dziecka, panie od historii i polskiego, pan od w-fu. Wobec pani od polskiego potrafiłem być bezczelny, a ona nigdy nie powiedziała mi nic złego. Kiedyś stwierdziła: „Jesteś bardzo mądrym człowiekiem, ale robisz z siebie głupka”. I z ustnej matury piąteczka. Wiesz, komisja stoi, czytają oceny. Trójki wyczytali, czwórki. Myślę – nie zdałem. A pan dyrektor mówi: „Za najbardziej dojrzałą wypowiedź uznaliśmy odpowiedź Dobromira Makowskiego”. Ja się rozglądam, pomyślałem, może jakiś inny Dobromir jest. Idę zadzwonić do taty. A on mówi: „Jesteś najlepszy z rodziny”. Szok. Nagle się okazuje, że zakompleksiony Dobromir zaczyna odkrywać w sobie rzeczy, których wcześniej nie widział. Zacząłem na gitarze grać, robić rap, później powstał projekt profilaktyki RapPedagogia, to już siedem lat. Ponad 600 szkół, domów dziecka, kryminałów. Zobaczyliśmy Nowy Jork, byliśmy w Holandii, Niemczech, Anglii. Nawet sobie tego nie wyobrażałem.
Marzenia Boga
Bóg się o Ciebie upominał?
Do dziś się upomina. On naprawdę walczy o człowieka. Mam głębokie przekonanie, że wszystko, co mam w życiu, jest wydzierżawione od Boga. Niektórzy mówią: „Głupi jesteś, że robisz to czy tamto”. A ja głęboko wierzę, że sensem człowieka jest umrzeć duchowo, żeby Jezus się w nas obudził do życia. Wtedy zaczynamy robić rzeczy-petardy.
Petardą jest Twoja realizacja siebie przez pryzmat marzeń Boga?
W domu dziecka oglądaliśmy „Kevina samego w Nowym Jorku”. Marzyliśmy, że kiedyś tam polecimy. Kiedy skończyłem studia, robiłem freestyle, rapowałem, zaprosili mnie do Stanów. Byliśmy w Toronto, przy wodospadzie Niagara, Detroit. Zobaczyłem miejsce, gdzie Eminem rapował, petarda! Płakałem bardzo, bo przypomniałem sobie, jak bardzo o tym marzyłem. I czułem, jak Bóg mówi do mnie: „Spełniam marzenia tych, którzy naprawdę Mnie szukają”. Kiedy wracałem, myślałem: „Boże, co mógłbym zrobić dla Ciebie?”. Powiedział: „Chciałbym, żebyś ty spełniał Moje marzenia”. Wow! Pan Bóg ma marzenia!
O czym marzy?
Żebyśmy my, ludzie wierzący, podzielili się chlebem, który dostaliśmy, z innymi. Miałem przyjaciółkę Kingę, która miała sen, że my, wierzący, stoimy w oknach i przerzucamy sobie chleb. A na podwórku stoją ludzie, którzy go potrzebują. My rzucamy cytatami z Biblii, na konferencje jeździmy, a ci ludzie umierają z głodu, w depresji, alkoholizmie, porozbijanych związkach, popełniają samobójstwa. Mają podniesione ręce i czekają na ten chleb. I wiem, że to jest marzenie Pana Boga: żebyśmy ratowali ludzi i jak najwięcej z nich zabrali na drugą stronę.
Widzisz efekty swojego starania?
Lubię, jak pytają: „dlaczego ty to robisz?”. Nawet nie trzeba Ewangelii mówić. Mamy pana Marka, 7 miesięcy nie pije. Przyszedł do nas cały przez wszy zjedzony i widzisz, jak po latach spotyka się z córką. Ona płacze, on też. Pokazuje mu córeczkę, a on mówi: „Ja dla tej córki się teraz zmieniam”.
Dobromir „Mak” Makowski: Bóg jest genialnym terapeutą
Brakuje Ci czasem sił?
Widzę ludzi, którzy są życiowo zajechani, śmierdzi od nich. Bóg mówi: „Śmierdziałeś tak samo. Nawet nie waż się być chamski”. Za bardzo ludzcy jesteśmy, a za mało w nas Boga. Życie rodzi się z tego, że ktoś nam przekazuje wiarę. Gdybyśmy w Kościele nie spotykali się tylko przy martwym „pokój ci”, ale organizowali fajne akcje, wzrastalibyśmy we wrażliwości i nie bylibyśmy zmęczeni pomaganiem.
Wydałeś książkę. Podkreślasz w niej, że powstała przede wszystkim dla pedagogów.
Żeby zrozumieli, jak bardzo mogą być niekompetentni w swych zachowaniach i jak bardzo mogą zniszczyć człowieka. W ramach projektu RapPedagogia spotykam niewielu nauczycieli, którzy mają pasję. Zawsze mówię, że pedagog jest jak mechanik samochodowy. Przyjeżdżają młodzi ludzie, którzy są popsuci. Taki mechanik emocjonalny może naprawić pewne rzeczy. Trudno jest znaleźć dobrego pedagoga, kogoś, kto pokocha młodych, zobaczy ich różnice, odkryje temperamenty i pomoże zrozumieć, w którą mogą stronę pójść.
„Wyrwałem się z piekła” przyniesie także nadzieję dzieciakom podobnym do dawnego Ciebie, które słyszą: „Nic z ciebie nie będzie”.
Tacy młodzi często przyjmują model ofiary. Sam żyłem w nim wiele lat. I to było też pierwsze pytanie od Boga, kiedy się nawracałem: „Czy jesteś gotowy przestać się nad sobą rozczulać? Jeśli mamy zbudować przyszłość, to nie możesz za sobą ciągnąć przeszłości, bo nie dasz rady”. Chciałbym, żeby ta książka była przypomnieniem dla tych, którzy są być może w takim miejscu, że można z tego wyjść. I że Bóg jest genialnym terapeutą.
Jak mam jej przebaczyć?
Bez Niego nie da się wyjść z roli ofiary?
Przychodzi moment, kiedy jesteś już tak zepsuty, że nie jesteś w stanie się dźwignąć. Byłem duchowo zniszczony po latach alkoholizmu rodziców, później dom dziecka, narkotyki, awantury, chore miejsca, brudny seks. Kiedy budziłem się na melinie, byłem wrakiem. Nie miałem nic do zaoferowania światu ani Bogu. Po modlitwie czułem, że Ktoś wlewa we mnie nadzieję. Coś, czego nie byłem w stanie sam wytworzyć. Moja pierwsza uwaga: nawet nie próbuj bez Pana Boga z pewnych rzeczy wychodzić. Znam wielu ludzi, którzy po 20 latach trzeźwości zapijali się, ponieważ spalił im się fundament, robili wszystko dla siebie. Ja żyję dzisiaj dla Boga. I to jest największą pasją mojego życia: żyć dla Tego, który żył dla nas.
Wiara zmieniła Twoje postrzeganie ludzkich dramatów?
Pierwszą osobą była mama. Zostawiła mnie, a jak miałem 8 lat, uderzyła moją twarzą w stół. Kiedy umierała, dostałem telefon od brata: „chcesz, to jedź”. „Ja? Nie jadę”. I wtedy usłyszałem potężny głos Miłości: „Przebacz nam nasze winy jako i my przebaczamy naszym winowajcom”. Mówię: „Jak mam jej przebaczyć? Biła mnie, zostawiła, nigdy nie powiedziała, że mnie kocha. Nie było jej w moim życiu”. A Bóg mówi do mnie: „Czy kiedykolwiek zadałeś sobie pytanie, co wydarzyło się w jej życiu?”. Zobaczyłem, jak była młoda, poniżana. Bóg mówi: „Tak łatwo jest wam oceniać”. I od mamy się zaczęło.
Makowski: Tygrysy nie dyskutują
Później przebaczyłeś tacie. Temu, który zanim Cię bił, moczył pasek, żeby bardziej bolało.
Zapukałem do domu. Nie usłyszał. Pomyślałem, wejdę po cichu, wystraszę go. Patrzę, on siedzi na wersalce i płacze. Mówi: „Boże, dlaczego mnie takim uczyniłeś. Dlaczego jestem sam? Mam 3 synów”. Wybiegłem na podwórko i się rozpłakałem. Zapukałem jeszcze raz. Patrzę, on buzię wyciera. „Co ty, płakałeś?”. „A nie, coś mi do oka wpadło”. Wiele razy tak robił. Wtedy zrozumiałem, że wielu dorosłych cholernie cierpi. W depresji, samotności, nie umieją sobie wybaczyć błędów młodości. Kiedy wiedzą, że zbliża się ich czas, wołają do Boga. Nie byłbym w stanie kochać moich dzieci normalnie, mówić im o babci i dziadku, jak już dorosną, gdybym nie przebaczył. A tak będę im mówił o moim tacie i mamie, którzy byli fajnymi ludźmi w młodości. Mama była najlepszą uczennicą w liceum, a tata najlepszym matematykiem. I obydwoje się zapili. Gdzieś serce gaśnie w człowieku.
Bałeś się, kiedy usłyszałeś, że sam będziesz ojcem?
Najbardziej, że nie mieliśmy mieszkania wyremontowanego, ale dostałem od Boga wspaniałą dziewczynę, której nie zależało na gładzi na ścianach, tylko na tym, żeby było co jeść i żeby było ciepło. Zawsze mieliśmy świadomość, że od tego, jakie mamy ściany jest ważniejsze to, jak będziemy żyli w tym domu.
Przekonujesz, że obowiązkiem taty jest nosić dzieci na barana i udawać z nimi żabę.
To jest przyjemność! Moja córka mówi kiedyś: „Tato, dzisiaj będziesz moim tygrysem”. Ja mówię: „kim będę?”. „Tygrysy nie dyskutują, tylko chodzą na czworakach”. To jest niesamowity proces wychowawczy – one wymagają od ciebie zabawy, a ty wymagasz od nich, żeby stosowały się do reguł. Dla nich regułą jest to, że ja mam się nimi opiekować i im pomagać. A naszą regułą jest to, że słuchają, kiedy od nich oczekujemy porządku w domu, dyscypliny, niehisteryzowania. Zobacz, jak niewielu rodziców jest kreatywnych. Ostatnio pojechałem wcześniej do przedszkola i mówię: „Cześć Duśka, idziemy?”. „Tata? Co tu robisz?”. „Idziemy na lody”. Wszystkie dzieci słyszą. Gdybyśmy tylko tyle potrafili: złamać swoje nawyki. Zmęczenie, „pracę mam, nie mogę, w ogóle mnie nie rozumiesz”. Ty zrozum dziecko!
*Dobromir Makowski, Wyrwałem się z piekła, Znak 2017