Każdy, kto zna, czyta, słucha, ogląda Marka Gungora zapewne wie, że pastor ma swoją teorię nt. „szczęścia w małżeństwie”. Jest nią, mówiąc jednym słowem, tam da dam da daaammmm, seks.W całkiem nowym (swoją drogą bardzo zabawnym i błyskotliwym!) cyklu krótkich vlogów „Let’s ask Mark”, padło pytanie:
Drogi pastorze Marku, czasami mój mąż jest tak bardzo niezadowolony i naburmuszony! Jaki ma problem? Irytuje mnie tym, tak bardzo, że mam ochotę krzyczeć! Mężczyźni są skomplikowani.
Odpowiedź Pastora wbija swoją bezpośredniością w fotel:
Nie, mężczyźni są niewiarygodnie prości! Jeśli Twój mąż zachowuje się bez wyraźnego powodu irracjonalnie, to zapytaj samej siebie: jak długi czas minął od waszego intymnego spotkania? (…) Czasami kobiety pytają mnie: Pastorze, co mogę zrobić dla swojego męża? Czy jemu potrzebna jest moja modlitwa? Czy powinnam go ośmielać? Nie! Powinnaś się z nim przespać! Bo jesteś jedyną osobą na świecie, która może mu to dać!
https://www.facebook.com/markgungor/videos/10155549135786145/
Seks vs akt
Każdy, kto zna, czyta, słucha, ogląda Marka Gungora, zapewne wie, że pastor ma swoją teorię nt. „szczęścia w małżeństwie”. Jest nią mówiąc jednym słowem, tam da dam da daaammmm, seks.
Ten sam, który Kościół nazywa aktem seksualnym d o p e ł n i a j ą c y m sakrament małżeństwa! Ten sam, który zgrzyta wielu ludziom w głowach. Bo kojarzy się dwojako: z czymś bardzo przyziemnym (ergo mało znaczącym?), a z drugiej strony, no jednak z AKTEM, Bożym pomysłem na jedność ciał i dusz.
Matka Polka bogini seksu
Słuchając Pastora i skrótów myślowych, którymi rzuca jak cukierkami (rozumiem, że to efekt takiej a nie innej formy przekazu), oczami wyobraźni widzę rozłożonych w fotelach facetów, gapiących się w monitor, bo jutub, bo super nowa wersja jakiejś gry, bo meczyk, bo coś tam, którzy przez przypadek trafili akurat na ten odcinek i nagle poczuli całkowite i dozgonne rozgrzeszenie. Już słyszę ich szarmanckie:
Tyyy!! Ziuta! Chono tu! Mądrze chłop gada! Za mało seksu mi dajesz! I jeszcze na mnie narzekasz! Hłe hłe hłe! Ziuta! Słyszysz??
Niestety. Ziuta nie słyszy. Bo prawdopodobnie właśnie jest na zakupach; albo usypia dziecko, a nogą miesza w garnku; albo prasuje ci koszulę; albo jedzie do szkoły na zebranie; albo leży na ziemi i udaje, że jej nie ma, bo to jedna z niewielu chwil na relaks.
Zbyt wiele spotkałam takich „Ziutek”. O zbyt wielu czytam w wiadomościach prywatnych i na fejsbukowych grupach. To kobiety mężne, ogarniające wszystko, często ponad siły i swoim kosztem, zarobione, które po 22:00, jak już uśpią dzieci, kończą sprzątanie, bo ich mężowie ewoluowali nie w tym kierunku, co trzeba i stali się chłopcami, do zaopiekowania. Żeby piwko było w lodówce, ciepły obiad na stole i pilot na swoim miejscu. No i oczywiście Ziutka, która na końcu dniówki, wskoczy w swoje fatałaszki i zamieni się w boginię seksu.
Sposób na szczęśliwe życie
Panowie!
Halo! Halo!
Jeśli pragniecie więcej tej bliskości, to ZADBAJCIE o swoje kobiety! Równanie jest banalne i prawdziwe, krąży w anegtotkach to tu, to tam, a brzmi ono mniej więcej tak: szczęśliwa żona = szczęśliwe życie.
Wiecie, jak znalazłam czas na napisanie tego tekstu?
To proste: mój mąż przyszedł z pracy i przejął dzieci. Właśnie sprząta z nimi kuchnię, zaraz zabierze je na zakupy. Wiem, że nocą mogę się wyspać, spokojna o to, że wstanie do płaczącego dziecka, bez męczeńskiej miny. A rano będzie czekać na mnie kawa. Zrobi to i wiele więcej, nie dlatego, żeby mi coś udowodnić. Ale w poczuciu współodpowiedzialności. Dlatego, że chce być kimś więcej niż mężem od przyniesionej wypłaty i ojcem od weekendu. Męskość to nie plan minimum. To stawianie sobie wymagań. Dawanie poczucia bezpieczeństwa. I troska o tych, których kochamy.
Halo, halo. Odbiór.