separateurCreated with Sketch.

Jak wygląda „ekwadorskie Zakopane”?

Baños, Ekwador
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Baños to jedyne miejsce na świecie, gdzie rowerem zjedziesz do dżungli!

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Przekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Niektórzy z polskich turystów nazywają miasto Baños „ekwadorskim Zakopanym”. I pewnie coś w tym jest. To w końcu baza wypadowa na pobliskie wulkany. Jednak dumni Ekwadorczycy, słysząc takie porównanie, raczej mocno by się oburzyli. Góry są bowiem zaledwie cząstką atrakcji oferowanych przez ten rejon – atrakcji, dla których rocznie przybywają tutaj setki tysięcy turystów. Dla większości z nich Baños to nie tylko wybuchowe wulkany, ale także miasto rowerów, skoków na bungee i wreszcie… gorącej kąpieli.

 

Wulkan Tungurahua

– O Boże, znowu! – krzyczy pani spacerująca ze śpiącym dzieckiem po nasłonecznionym skwerze malowniczego Baños. Ma się czego obawiać. Przeraźliwy grzmot dochodzi z pobliskiej góry. To wulkan Tungurahua. Mieszkańcy Baños dobrze wiedzą, co to może oznaczać.

Po chwili odgłos przypominający nagły wystrzał z armat powtarza się. Tungurahua znów o sobie przypomina. Jest 21 kwietnia 2016 roku. Za kilka godzin z depesz prasowych dowiemy się, że na pobliskie miasteczko Pillate spada grad rozgrzanych kamieni i żużlu. My jesteśmy niewiele dalej. Baños. Środkowy Ekwador. Granica między Sierrą (górzystym grzbietem kraju) a el Oriente (wschodnimi rubieżami pokrytymi dżunglą). Tutaj na razie widać tylko potężny smolisty dym unoszący się nad gigantycznym stożkiem.

– I tak jest od 1999 roku – użalają się mieszkańcy. – Wulkan co i rusz daje się nam we znaki. Już wtedy kazano nam się ewakuować. Po kilku dniach jednak wróciliśmy. Władza kręci nosem, ale jak to tak: opuścić swoje raz na zawsze. Tutaj są nasze domy, nasze dzieciństwo, praca. Nie możemy tego zostawić.

Pani wkłada dziecko do wózka i czym prędzej odchodzi. A ja uświadamiam sobie, że do wymienionych: domów, dzieciństwa i pracy zapomniała dodać jeszcze jednego. Baños to pieniądz. Turystyczna mekka dla lubujących się w adrenalinie turystów. Dlaczego tak tłumnie odwiedzają tę niewielką przecież miejscowość?

 

Z gór do dżungli – na rowerze!

Baños to bowiem jedyne chyba miejsce na Ziemi, gdzie z pasma wulkanicznej Sierry można (praktycznie bez pedałowania) zjechać w selwę, czyli w pasmo wiecznie zielonych lasów deszczowych. Miasteczko leży bowiem na granicy tych dwóch stref. Nie dziwota więc, że rok w rok przybywają tutaj turyści z całego świata, aby przeżyć niespotykany nigdzie indziej rowerowy tour z gór w kierunku dżungli – mijając co i rusz wydrążone w litej skale tunele, podziwiając wspaniałe wodospady i bujną roślinność el Oriente.

To jednak nie koniec atrakcji, jakie oferuje Baños. Ci, którym nie po drodze z rowerem, wybierają możliwość uczestnictwa w słynnym w całym Ekwadorze raftingu na wodach okolicznej Pastazy. Jeszcze inni wybierają skok na bungee z jednego z przewieszonych nad głęboką doliną rzeczną mostów. Inni wybierają przejażdżkę konną. Inni wspinaczkę. Część, pchana żądzą przygody, wybiera jako cel ciągle ciepły wulkan Tungurahua.

Fakt, że od stożka Tungurahua do Baños są 2 km w linii prostej, kusi niezwykle. To przecież tak niewiele. Warto jednak pamiętać, że również dla ewentualnej lawy to praktycznie żadna odległość. Miejscowość była już niejednokrotnie ewakuowana. Mieszkańcy, mimo ciągłych sugestii sejsmologów o trwałej emigracji z tego miejsca, ciągle wracają. Trudno się dziwić. Oprócz sentymentalizmu, Baños stanowi dla nich prawdziwą żyłę złota. Obok Quito to jedno z najpopularniejszych miejsc na turystycznej mapie tego kraju.



Czytaj także:
Magia indiańskich plemion – niegroźna zabawa?

 

Indiańska legenda o zazdrosnym wulkanie

Ale i jedno z najbardziej aktywnych sejsmicznie. Zamieszkujący te ziemie Indianie tłumaczą wszystko legendą o zazdrosnym wulkanie. Odwołuje się ona do zamierzchłych czasów, w których to wspomniana Tungurahua była w związku z innym słynnym ekwadorskim wulkanem, Cotopaxi. Ten zaś potajemnie żywił gorące uczucie ku nieodległej mu Tionilisie (współcześnie wulkan nazywany jest Illiniza Norte). Ta z kolei kochała El Altara.

Jak potoczyły się dalsze losy tego nieszczęśliwego galimatiasu miłosnego? Gdy do Tungurahua dotarła informacja, że Cotopaxi ją zdradza, zapłonęła wielką zazdrością. Zaatakowała Tionilisę, pozostawiając ją brzydką na zawsze. W odwecie Cotopaxi, czując udział w całym spisku El Altara, zemścił się na nim, rozrywając go na strzępy. Skomplikowane to wszystko, prawda? Jedno jest pewne. Do dziś widać efekty tej wojny wulkanów. Zarówno El Altar jak i lliniza Norte cechują dość postrzępione turnie. A sama Tungurahua? Nadal dyszy z zazdrości.



Czytaj także:
Przedarła się sama przez dżunglę i po 20 latach odnalazła męża

 

Termy w Baños

Pewnie też dlatego Baños posiada kolejną atrakcję – już niekoniecznie zarezerwowaną wyłącznie dla wielbicieli gorących wrażeń i adrenaliny. To tutaj, jak sama nazwa wskazuje („baños” oznacza po hiszpańsku po prostu „łaźnię”), znajdują się najsłynniejsze w kraju gorące źródła. Termy, w których za naprawdę niewielką opłatą możemy przesiedzieć praktycznie całe dnie, mocząc zmęczone trekkingiem ciała w wodzie o temperaturze ok. 35-45 stopni Celsjusza. Po podnoszącej adrenalinę przejażdżce rowerem w dół do dżungli — jak znalazł!



Czytaj także:
Nie trzeba być milionerem, by poczuć, jak smakuje egzotyczny świat podwodnego Ekwadoru

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.