Ward Miles Miller nie miał łatwego startu. Ale dzięki bezgranicznej miłości rodziców i troskliwej opiece lekarzy doszedł do zdrowia. Obejrzyjcie wzruszające wideo.Ward urodził się latem 2012 roku, 15 tygodni za wcześnie. Ważył nieco ponad 800 gramów. Pierwsze 107 dni swojego życia spędził w szpitalu, z czego większość w inkubatorze. Jego ojciec, Benjamin Miller, który na co dzień zajmuje się fotografią, postanowił udokumentować pierwszy rok życia swojego synka. Film, który zmontował w podziękowaniu dla lekarzy i pielęgniarek ze szpitala Nationwide Children’s Hospital w Columbus, a także z okazji 32. urodzin żony, zaczyna się w czwartym dniu po narodzinach Warda.
Czytaj także:
Chcieli go abortować, bo prawie nie miał mózgu. Dziś chodzi do szkoły
Malutki wojownik ukrywa się w gąszczu rurek i kabli. Jest kruchy i niewiele większy od dłoni dorosłych, którzy podają go mamie. Kiedy Ward przytula się do niej, czuje drżenie, które zna przecież tak dobrze – jej bicie serca. Jest bezpieczny i kochany. Na szpitalnej sali czuć nadzieję, że chłopiec będzie żył i rozwijał się prawidłowo. Jego mama nie może powstrzymać łez. Wy też przygotujcie chusteczki.
10 dni po narodzinach stan Warda się pogorszył. Benjamin i Lyndsey usłyszeli, że jeśli ich syn przeżyje, może nie chodzić, mieć porażenie mózgowe albo być upośledzony umysłowo. „Byliśmy zdruzgotani – mówił Benjamin. – Lekarze nie mogli nic poradzić. To było potworne uczucie. Jedyną rzeczą, którą mogliśmy zrobić, była modlitwa”.
Czytaj także:
Nie ma rąk i nóg, ale jest starszym bratem na medal. Zobaczcie sami!
Kilka godzin później stało się jednak coś niezwykłego.
Odwrócił do nas głowę i otworzył oczy. Wiedzieliśmy, że nie mógł nic widzieć, ale otworzył je tak szeroko, jak nigdy wcześniej i po prostu się w nas wpatrywał. Nie mrugał. Miałem wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić zdjęcie. Po krótkiej chwili zamknął oczy i odwrócił głowę w stronę sufitu. Nigdy nie zapomnę tego momentu. To było tak, jakby powiedział: „Mam się w porządku. Nie rezygnujcie ze mnie”. Bóg jest dobry.
Po kilku dobach Lyndsey i Benjamin wiedzieli, że najgorsze jest już za nimi. I w końcu, po 107 dniach pobytu w szpitalu, zabrali dziecko do domu. „To, że mogłem wracać do domu z pracy i nie musiałem jechać do szpitala, żeby zobaczyć naszego syna, było wielkim błogosławieństwem. Jestem przekonany, że nigdy nie będziemy traktować tego jako pewnika” – opowiadał Benjamin.
Czytaj także:
10 najważniejszych rzeczy, których nauczyłem się po śmierci synka
Ward jest prawdziwym oczkiem w głowie rodziców. Od niedawna ma też młodszego brata o imieniu Jude.
Źródła: huffingtonpost.com, cnn.com