Gdy mamy ledwie kilka dni urlopu i chcemy pojechać coś zobaczyć, i ma to być względnie niedaleko, ale też choćby ciut „egzotycznie”, to mamy dziś dla Państwa propozycję. Pojedźmy wspólnie do Budapesztu.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W świadomości wielu stolica Węgier uchodzi za „miasto pięknych kobiet”. Jeszcze inni z racji wszędobylskich tutaj gorących źródeł (w całym mieście jest ich ponad 130) widzą w nim upragnione odprężenie dla spracowanego ciała. Jeszcze innym jednoznacznie kojarzy się z najpiękniejszym budynkiem parlamentu w Europie. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że każdy z nich ma rację. To może po kolei…
Budapeszt – miasto pięknych kobiet
Że „miasto pięknych kobiet”? Wystarczy poobserwować przez chwilę przechodzących przez jezdnię. Poczekać wspólnie z innymi na tramwaj na przystanku. Przemaszerować kilka razy słynny Most Széchenyi. Wszędzie to samo. Setki mężczyzn co i rusz oglądających się za mijającymi ich dziewczętami. Żeby nie było tak „autochtonicznie”, nadmienię, że uwaga tyczy się również turystów. Scenka z pokrytej zielonym ogrodami Wyspy św. Małgorzaty. Wysoka, szczupła, odziana w czarną tunikę elegancko przykrywającą leginsy szatynka szybkim krokiem mija dwóch młodzieńców szukających czegoś na mapie. Chyba obcokrajowcy.
– Widziałeś ją? – podekscytowany Anglik szarpie za łokieć kumpla.
– Stary, pewnie, że widziałem. She is perfect – dodaje po chwili czystą angielszczyzną.
Chwila wahania. Wzajemne poszturchiwanie. I po kilku sekundach zastanowienia panowie już nie potrzebują mapy, by wiedzieć, gdzie iść. A właściwie za kim. Nie wiem, jak skończy się ta cała przygoda. Podejrzewam, że jak to zwykle z pięknymi Węgierkami bywa. Stanowczym, acz wypowiedzianym w niezwykłą słodkością i subtelnością madziarskim „köszönom”. Po naszemu „dziękuję”.
Gorące źródła w Budapeszcie
Budapeszt „miastem gorących źródeł”? Oczywiście. I to w pełnej okazałości! Przez niektórych nazywane jest wręcz „miastem podziemnych skarbów”. Jak bowiem inaczej nazwać miejsce, gdzie wciąż możemy znaleźć pozostałości kąpielisk z czasów rzymskich II w n.e. !? Weekendowe marsze ludzi spragnionych chwili relaksu i zapomnienia w pysznie gorącej wodzie, ludzi paradujących przez miasto z ręcznikami i plecakami – to cotygodniowe obrazki stolicy Węgier. Czy jednak można się temu dziwić? Skoro oprócz typowo relaksacyjnych właściwości wody pełne są dobroczynnych mikroelementów – fantastycznych na wiele przypadków schorzeń.
Zachodnia część miasta. Naddunajska dzielnica pełna dworków i niewielkich willi. Ulica Kelenhegyi. A przy niej najsłynniejsze kąpielisko całych Węgier: Gellért. Pod wejściem niewielki tłumek rozgadanych kobiet w średnim wieku. Chyba na kogoś czekają. Donośne głosy rozbrzmiewają pośród echa odbijającego się od okolicznych kamienic. Wchodząc do środka Gellért, przekraczamy jak gdyby próg końca współczesnego świata. Zatapiamy się w atmosferę prawdziwie starorzymskiej łaźni. Ktoś powie, że nieco zanadto uwspółcześnionej. Możliwe. Ale i tak błogie wodne lenistwo z głową zwróconą ku ozdobnym kolumnom i wiszącym nad nami ozdobnym balkonom tarasowym robi swoje. Takie rzeczy tylko w Budapeszcie!
Czytaj także:
Krakowski slow life
Országház – najpiękniejszy parlament w Europie
Wreszcie, miasto „najpiękniejszego parlamentu w Europie”. Mowa o słynnej budowli Országház. Symbolu nie tylko tego miasta, ale także i całych Węgier. Gdy patrzy się dziś na mierzącą 268 metrów długości symetryczną, strzelistą bryłę, aż trudno uwierzyć, że budynek węgierskiego parlamentu stawiano na podmokłym, bagnistym terenie jednej z dzielnic o najgorszej reputacji w mieście. A dziś to właśnie w to miejsce przybywający do Budapesztu turyści kierują swoje pierwsze kroki.
– Podoba się? – pyta opierający się o laskę wąsaty dziadek spacerujący deptakiem wzdłuż Dunaju.
– I to jak – odpowiadam.
– Radzę, wejdź na kopułę. Tam dopiero jest widok. Zapiera dech w piersiach.
Takie właśnie są Węgry. Taki jest Budapeszt. Piękny jak ich mieszkanki. Z kojącym wpływem – jak kojące tutejsze baseny termalne. Dumny ze swego parlamentu. Lecz przede wszystkim bardzo bezpośredni i taki… ciepły. Jak ten dziadek z deptaku.
Czytaj także:
Siedmiogród – dużo więcej niż Zamek Drakuli
Czytaj także:
Największa podziemna świątynia na świecie? I to w Polsce! [zdjęcia]