Ks. Francis Sampson, kapelan amerykańskiej 101. Dywizji Powietrznodesantowej, został schwytany przez Niemców i trafił do obozu dla więźniów wojennych. Poznajcie jego historię.
Wśród żołnierzy, którzy 6 czerwca 1944 r. wylądowali za liniami wojsk niemieckich w Normandii, znalazł się legendarny kapelan słynnej amerykańskiej dywizji, ks. Francis L. Sampson (1912-1996).
To właśnie on, a nie postać grana przez Toma Hanksa w filmie Szeregowiec Ryan, otrzymał od przełożonych zadanie odnalezienia Fritza Nilanda, prawdziwego „szeregowego Ryana”, który w dniu lądowania wojsk alianckich w Europie stracił trzech braci.
Czytaj także:
Boży wojownik. Filmowe życie księdza Longa
Ksiądz Sampson został zrzucony do Normandii ze spadochronem. Natychmiast po szczęśliwym lądowaniu zaczął poszukiwać zestawu do odprawiania mszy świętej, który zapodział mu się gdzieś przy zetknięciu z ziemią. I choć w ciemnościach i pod ostrzałem wroga było to nie lada zadanie, udało mu się odzyskać cenny pakunek.
Kościół w okopach
Nie był to naturalnie koniec jego kłopotów. Jeszcze tego samego dnia, zajmując się rannymi na farmie, natknął się na dwóch niemieckich żołnierzy. Już mieli go zastrzelić, gdy nagle nadszedł trzeci żołnierz, który ocalił mu życie – pokazał swoim towarzyszom broni medalik, który ksiądz Sam nosił na szyi i przekonał, żeby nie zabijali kapłana.
Czytaj także:
Życie księdza z rodziną u boku – prostsze czy trudniejsze? [wywiad]
Jak napisał ks. Sampson w swoich wspomnieniach, uratowanie życia przez brata-katolika, mimo że był po przeciwnej stronie linii frontu, stanowiło wzruszające świadectwo uniwersalności Kościoła.
Niezapomniana homilia
Kilka dni później ks. Sam odprawiał mszę świętą dla kilku pielęgniarek. Miejscem celebry był kościół, który niemal w całości legł w gruzach. Jedynie dwie ściany kościoła oparły się bombardowaniu, a na nich krucyfiks i wyobrażenia św. św. Piotra i Pawła. Powszechnie uznano to za cud.
W tych właśnie ruinach ksiądz Sampson wygłosił homilię. Jako że był to czas wojny, nie mówił długo:
Wizerunek nagiego Galilejczyka wiszącego na krzyżu od samego początku zarówno przynaglał do miłości, jak prowokował do nienawiści. Cesarz Neron starał się zohydzić krzyż – uśmiercał na nim chrześcijan, wylewając na męczenników palącą się smołę, podpalając tymi żywymi ludzkimi pochodniami Rzym. Inny cesarz, Julian Apostata zapowiedział, że dzięki niemu świat zapomni o Ukrzyżowanym, jednak tuż przed śmiercią musiał uznać swoją przegraną, mówiąc: „Zwyciężyłeś, Galilejczyku”. Obecności krzyża sprzeciwiali się komuniści, obawiający się jego mocy, zdolnej pokrzyżować ich plany. Hitler usiłował zamienić obraz Pana naszego na krzyżu na bzdurną swastykę.
Aby oderwać Chrystusa od krzyża, a krzyż od Kościoła wymyślano fałszywe filozofie, stosowano inwektywy, przemoc i prawdziwie diabelskie knowania. A mimo to, podobnie jak bomby zrzucone na ten kościół, wszystkie te działania jeszcze bardziej uwypukliły krzyż, który dumnie góruje nad światem. Wizerunek jakże drogi naszemu sercu staje się dla nas jeszcze bardziej zrozumiały właśnie poprzez intensywność nienawiści, którą prowokuje u ludzi niegodziwych.
Każdy z nas ma ten święty wizerunek wyryty w głębi duszy. Tak jak ten kościół, my sami jesteśmy świątyniami Boga. I bez względu na padające wokół nas bomby, tragedie oraz próby, którym zostajemy poddawani, jeśli tego chcemy, wizerunek Ukrzyżowanego pozostaje z nami. A teraz, u stóp ocalałego krucyfiksu, odnówmy nasze przyrzeczenia chrzcielne. Obiecajmy chronić ten wizerunek w naszych sercach przez całe nasze życie.
Legendarny kapłan
Ks. Sampson został schwytany przez Niemców i przez sześć miesięcy przebywał w obozie jenieckim. Po zwolnieniu powrócił na front do legendarnej 101. Dywizji Powietrznodesantowej. Jego nazwisko zostało wymienione w słynnej książce Corneliusa Ryana z 1959 r. o lądowaniu w Normandii pt. Najdłuższy dzień.
Czytaj także:
Jak polscy lekarze przechytrzyli nazistów i wywołali epidemię na niby
Ks. Sampson był później kapelanem w Korei, a chociaż przeszedł po pewnym czasie na emeryturę, w 1967 r. mianowano go naczelnym kapelanem wojsk amerykańskich. Pełnił posługę wśród swoich towarzyszy broni – skoczków spadochronowych w Wietnamie.
W przyszłym roku będziemy obchodzić setną rocznicę jego urodzin. Z tej okazji przygotowywane są różne wydarzenia przypominające postać księdza, którego życie tak silnie związane było z historią amerykańskich sił zbrojnych.