separateurCreated with Sketch.

Jak nie zginąć w Limie pierwszego dnia po przylocie?

LIMA, PERU
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Gdyby przyjeżdżający po raz pierwszy do Limy mieli możliwość zapamiętania tylko jednej jedynej rzeczy – takiej, która rzuca się im najbardziej w oczy – nie mieliby raczej wyjścia. Wychodząc z lotniska, przedostając się do hotelu, idąc na zakupy na bazar czy zwiedzając starówkę, widzieli i słyszeliby głównie ich – „zarządców pojazdów”.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Przekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

– Pieeeeeroooola! Pieeeeeroooola! – wrzeszczy z dopiero co nadjeżdżającego pojazdu wychylony przez wejściowe drzwi młodzieniec. Ubrany jest w czapkę z daszkiem, dżinsy oraz luźną koszulę. Ryczy donośnie.

– Miiiiraaaaaflores! – przekrzykuje go po chwili nieco już starszy jegomość ze stojącego w następnej kolejności busika.

– Aveniiiiida Venezuela! – to z kolei czarnoskóry rastaman z bujnym afro na głowie i papierosem w dłoni. Ten krzycz jakby ciut ciszej od tych dwóch wcześniejszych, ale to jego piskliwe „iiiii” przebija bębenki.

 

Komunikacja w Limie

Wszystko odbywa się tu, w Limie, stolicy Peru. Wokół zgrzyt skrzypiących kół zdezelowanych aut. Ciągły jazgot wszechdźwięczących klaksonów. Oto jak działa komunikacja w tym przeszło ośmiomilionowym (!) mieście. Przywołani (tak, to zdecydowanie dobre słowo) powyżej panowie to tzw. „naganiacze”. Czyli po naszemu: zarządcy pojazdów. Specjalni pasażerowie mknących po ulicach Limy wehikułów. Współpracownicy kierowców.

– Halo! Stop! Stop! Chcę wysiąść! – z pasażerskiego tłoku słychać kobiecy głos.

– Piękna, wcześniej z takimi życzeniami, wcześniej… – pada odpowiedź gdzieś z przodu.

– Ale ja muszę tutaj! Por favor!

– No, już, już… – pisk opon i rozklekotany autobus staje. A objuczona zakupowymi torbami kobiecina rozpoczyna walkę z tłumem pasażerów tarasujących wejście. Nikt przecież nie wyjdzie. Bo i nikt nie jest głupi. Na poboczu już zgromadziła się grupka chętnych do zabrania. Kto wyjdzie, może już z powrotem nie wejść. Pani daje sobie jednak jakoś radę.



Czytaj także:
Przedarła się sama przez dżunglę i po 20 latach odnalazła męża

 

Naganiacze to nie informacja dla podróżnych

To typowa scenka, na jaką z pewnością natrafimy podczas naszej wizyty w tym mieście. Naganiacze będą nas z początku irytować. Wkurzać. Będziemy mieć wrażenie, że to właśnie przez nich cały ten uliczny bałagan. I w sumie wiele będzie w takim myśleniu prawdy. Bo po trosze tak właśnie jest. Jeden wrzeszczy przez drugiego. Ten wyskakuje ze swego autobusu i wpycha do środka brzuchatą panią. Tamten goni swój, bo nie zauważył, jak odjeżdżał. Jeszcze inny zatrzymuje ruch na sąsiednim pasie, by jego wehikuł mógł włączyć się do ruchu.

Dzieje się! Jest głośno. Kolorowo. I jakoś tak… Jakoś tak inaczej. Chłopaki są jednak ewidentnie w swoim żywiole. Jeden pozdrawia drugiego. Uważny obserwator dostrzeże, jak dyskretnie oceniają kolejne pasażerki, które udaje im się „złowić”. Zabawne urwisy. Szkoda tylko, że nie sposób wydobyć od nich żadnej pożytecznej informacji. Na jakiekolwiek pytanie o trasę zawsze odpowiedzą: „Si! Si!”. Im płaci się za ilość zagonionych pasażerów, a nie za informację. Dopiero wielkoduszni współpasażerowie mogą nas w tej chwili poratować. Albo szczerbaty kierowca.

Niektórzy z naganiaczy są bardziej pragmatyczni. Pytającym o trasę wskazują na wymalowany na bocznej ścianie autobus kolorowy pasek z wypisanymi najważniejszymi ulicami, przez jakie dany bus przejeżdża. To nasza jedyna wskazówka, do którego busa mamy wejść.



Czytaj także:
Orinoko – buzująca krew Ameryki Południowej

 

W Limie wszyscy gwiżdżą

I coś jeszcze. Ten specyficzny gwizd. Niewątpliwie w Limie gwiżdżą wszyscy. Część wyposażona w gwizdki, jak choćby policjanci – usadowieni pośrodku skrzyżowań, na specjalnych konstrukcjach przypominających sędziowskie siedziska na siatkarskich meczach. Jednak zdecydowana większość gwiżdżących wcale nie potrzebuje do tego specjalnych narzędzi. Wystarczą im palce.

Tak jest choćby w przypadku opisywanych dziś naganiaczy. Poza nimi zresztą gwiżdże też reszta. W dodatku praktycznie na wszystkich i wszystko wokoło. Panowie na panie (zdecydowanie najczęściej spotykany przypadek). Panie na inne panie (serio, sam widziałem!). Panowie na innych panów (w sklepie, w autobusie, w przychodni, na przystanku, na budowie etc.). Można by zaryzykować stwierdzenie, że Lima gwizdaniem stoi. Niestety, ku mojemu rozczarowaniu, nie zarejestrowałem żadnej pani gwiżdżącej na pana. Może trzeba się znów wybrać do stolicy Peru, aby poszukać i tego.

 



Czytaj także:
7 pisarek i podróżniczek XX wieku, które powinniście znać

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.