O tym, jak kiedyś wyglądała produkcja animacji i o tym, że nie da się namówić na komputer – Aletei opowiada Bohdan Butenko, genialny rysownik, ilustrator i grafik. W wieku 88 lat zmarł Bohdan Butenko. Był polskim rysownikiem, ilustratorem i grafikiem, autorem komiksów oraz książek, scenarzystą, projektantem lalek i dekoracji dla teatrów lalkowych, twórcą Gapiszona, Kwapiszona, Gucia i Cezara. O jego śmierci poinformował współpracujący z nim kwartalnik “Przekrój”.
[protected-iframe id=”cfb1e5f837b7ab8dc0f95e2d745367b1-111509813-106544883″ info=”https://www.facebook.com/plugins/post.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2FPrzekrojPl%2Fposts%2F10157493095059663&width=500″ width=”500″ height=”414″ frameborder=”0″ style=”border:none;overflow:hidden” scrolling=”no”]
Przypominamy naszą rozmowę z Butenką o tym, czy najpierw jest słowo, a potem kreska, czy może kreska ma ambicję.
Ula Urzędowska: Pannę Kreseczkę czytam mojej czteroletniej córce i ona ciągle pyta „A dlacego, mamusiu, ona to zrobiła?”. O co Pana pytają czytelnicy? Czy dziś dzieci pytają o coś innego niż te sprzed lat?
Bohdan Butenko: Właściwie nie. Dzieci są niezmiennie ciekawe bohaterów i ewentualnie ich dalszych przygód. Akurat Panna Kreseczka doczekała się przygody z Panem Motorkiem. Dzieci pytają o Gapiszona, Kwapiszona, Gucia i Cezara. Tu się nic nie zmienia. Zmieniają się tylko roczniki. Obecnie przychodzą rodzice, którzy byli kiedyś moimi czytelnikami czy też oglądaczami, i przyprowadzają swoje dzieci. Przynoszą też zaczytane, pokolorowane częściowo książki. Często podkreślają z dumą: to jeszcze moja sprawka.
Pasja rysowania
Wyrosłam na tych bohaterach, a teraz rośnie moja córka. Pana dziecięcą wyobraźnię jacy bohaterowie kształtowali?
Wówczas było zatrzęsienie przygód z Indianami. Drugi nurt to byli piraci, skarby i tym podobne sprawy. Pochłaniałem mnóstwo książek o tej tematyce. Zaowocowało to tym, że sam zacząłem robić komiks. Przebiegał on z jednego zeszytu na drugi, z polskiego na matematykę, z matematyki na przyrodę. Była to jedna, tasiemcowa przygoda, rysowana często na lekcjach. Zawsze powtarzam, że początki miałem trudne. Dlaczego? Pomimo tego, że moi koledzy żywo się interesowali tymi przygodami i prosili o więcej, to miałem obniżane oceny i dwa razy musiałem przepisywać zeszyt.
Był Pan typem łobuziaka?
Trudno powiedzieć, ale chyba nie odbiegałem od ogólnej postawy rówieśników.
Kiedy ukształtował się ten pomysł na życie? Ta myśl, że to jest moja pasja i idę za tą kreską?
Byłem już po maturze. W szkole miałem wspaniałą polonistkę, która – muszę dodać – wychowała też Wojciecha Młynarskiego. Tak zachęcony poszedłem na polonistykę. Tam od razu stwierdziłem, że to jednak nie to. Szukając swojego miejsca, trafiłem na historię sztuki. A że był tam rysunek, wprawdzie dość specjalistyczny, ale jednak, powróciłem do dawnych umiłowań z zeszytów. Tak to się zaczęło.
Read more:
Kornel Makuszyński. Pisarz od uśmiechu. Rocznica śmierci twórcy Koziołka Matołka
Narodziny Gapiszona
Jak przyszli na świat pierwsi bohaterowie ilustracji?
Z bohaterami to bywa różnie. Czasami bohater, do którego jesteśmy przekonani, że będzie to znakomita postać, jakoś nie zaskakuje i po krótkim czasie znika. Często bywa tak, że bohater przypadkowo narysowany w kawiarni na serwetce ma moc i trwa, trwa, trwa…
Tak było z Gapiszonem?
Tak. Gapiszon był stworzony na potrzeby programu telewizyjnego.
Gapiszon był pionierem animacji, prawda?
To był pierwszy animowany program w polskiej telewizji. Odnotowała to nawet popularna popołudniówka „Express wieczorny”, pisząc na pierwszej stronie, że w Warszawie urodził się Gapiszon. Z jego podobizną i krótką informacją. Czy jest Pani sobie w stanie wyobrazić półgodzinny program telewizyjny, który jeżdżąc po Europie, zajmował pół wagonu?
Co było w tym wagonie?
Wszystkie urządzenia do ówczesnej animacji. 183 szyby, bębny poziome i pionowe, stół zaprojektowany na potrzeby tego programu. To był długi stół, na którego obu końcach były przyczepione dwie wyżymaczki. Nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta, co to jest…
Ja pamiętam. Pralka Frania miała wyżymaczki!
No właśnie. Tu były same wyżymaczki, w które się wkładało pas brystolu. Kręcąc, mieliśmy znakomity ruch postaci, a kamera to filmowała. To wszystko było wymyślone na potrzeby konkretnego programu. Odkrywaliśmy naszą Amerykę.
To się nazywa filmowa taśma produkcyjna…
Zawsze żałuję, że nikt nie nakręcił filmu o tym, jak powstawał ten program. Podejrzewam, że byłby to ciekawy dokument, ale emitowany po 22-ej.
Ręczna robota, podobnie jak z Kwapiszonem.
Tu wymyśliłem taką historię, że dwóch opryszków ściga po Polsce dzielnego harcerza Kwapiszona. To był pierwszy fotokomiks w Polsce. Fotograf jeździł po całym kraju i robił zdjęcia według moich wytycznych. Potem przywoził mi te fotografie, oczywiście dla celów drukarskich zrobione na błyszczącym papierze. Ja rysowałem i wycinałem z brystolu takie malutkie postaci i trzeba to było we właściwym miejscu przykleić. To ważne, bo jak się źle przyklei, to już żadna siła nie odklei i trzeba robić nowe zdjęcie. Pamiętam jeden upalny dzień. Gorąco było bardzo, a ja pracowałem przy zamkniętych oknach, ocierając pot z czoła. Bałem się, że nawet mały podmuch wiatru może rozrzucić po pokoju moje mozolnie przygotowane elementy.
Read more:
60. urodziny Misia Uszatka. Tego nie wiedziałeś o swoim idolu z dzieciństwa
Ręczna robota
Pan pozostał wierny swojej ręce i podobno na komputer nie da się namówić, to prawda?
Prawda.
Co się w Pana pracy wraz z postępem technologicznym zmieniło?
Teraz książkę się drukuje kilka dni, a kiedyś na książkę kolorową czekałem najkrócej półtora roku. Ale bywało i dłużej, np. 7 i pół roku. Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego tak długo leżała w drukarni. Bywało tak, że po dwóch czy trzech latach przychodziły do mnie jakieś próby drukarskie i trzeba było sobie przypominać, o co w tych korektach kiedyś chodziło.
Zerka pan czasem w stronę współczesnej ilustracji czy animacji dla dzieci? Wielkich pełnometrażowych produkcji, które powstają np. w Hollywood?
Poproszę o następne pytanie.
Read more:
Życie to nie bajka. A może jednak?
Butenko dla dorosłych
W Pana pracy najpierw jest słowo, a potem kreska, czy może kreska ma ambicję, aby wybiec przed słowo?
Rzadkie to przypadki, ale się zdarzały. Zazwyczaj było jednak tak, że od autorów dostawałem tekst do zilustrowania, a później spotykaliśmy się dopiero przy gotowej książce.
Pana twórczość to nie tylko Gapiszon i inni uwielbiani od lat bohaterowie. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że ma Pan w swoim dorobku liczne projekty dla dorosłych, jak choćby scenografia do Kabaretu Starszych Panów.
Dla telewizji zrealizowałem wiele projektów – od wspomnianego wcześniej Gapiszona, na scenografii do opery kończąc. Pewnego dnia Jeremi Przybora zaproponował mi przygotowanie scenografii do swojego kabaretu. Takich propozycji się nie odrzuca. To była wspaniała przygoda i długo by o tym opowiadać…
Read more:
Jestem adwokatem Barbie