Dachu nad głową? Też, jednak jest coś ważniejszego. Ale gdybyście chcieli wesprzeć niezwykłą inicjatywę duszpasterza bezdomnych, to tu jest doskonała okazja. Z ks. Mirosławem Toszą – założycielem i duszpasterzem Wspólnoty Betlejem, domu w Jaworznie, w którym mieszka z osobami bezdomnymi, laureatem nagrody ks. Józefa Tischnera w kategorii inicjatyw społecznych (2016), gościem tegorocznej Lednicy Seniora – rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Tuż przed wyprawą na Lednicę dowiedzieliście się o tym, że wspólnota ma szansę poszerzyć się o drugi dom. Jakie macie plany?
Ks. Mirosław Tosza: Chcemy skończyć rozbudowę i remont domu, który jest naszą siedzibą. Ten nowy jest niespodzianką. Tak się poskładało, że pojawiła się możliwość nabycia domu po sąsiedzku. Bardzo nas to cieszy.
Czym dom różni się od budynku? Betlejem w Jaworznie ma już 21 lat, Ksiądz ma duże doświadczenie.
Mamy hasło: Dom to są ludzie, a nie ściany. Budynek oznacza ściany.
Czyli?
Są u nas osoby, które mieszkają w domu, pracują na jego terenie. Prowadzimy pracownię rękodzieła, stolarnię, robimy ikony. Razem się modlimy. Są też takie, które poszły do pracy na zewnątrz i pojawił się problem, bo sporo czasu tam spędzają. Nie mają sił lub ochoty prowadzić z nami życia wspólnego. Zastanawiamy się, jak to pogodzić.
Będę drążyć – czym dom jest?
Miejscem, w którym mieszkają ludzie, którzy w pewnym momencie zdecydowali się na to, że będą razem. Rodzinę tworzą małżonkowie z dziećmi. Razem mieszkają, żeby okazywać sobie miłość, towarzyszyć w rozwoju. Cieszyć się sobą i kłócić. My mamy podobnie. Czego najbardziej potrzebują osoby bezdomne?
Read more:
Bezdomni, uchodźcy, byli alkoholicy i narkomani. Wszyscy na jednym boisku
Często słyszymy, że ubrania, jedzenia, dachu nad głową. A podstawowym brakiem, co widać w samym sformułowaniu, jest brak domu. Nie w sensie materialnym, ale relacji – więzi, przyjaciół, osób bliskich. Można mieszkać w jednym budynku i nie rozmawiać, nie interesować się sobą. Być obcym. Żyć na własną rękę. Zależało nam na tym, żeby dom był przestrzenią, w której ludzie się poznają i wspierają.
Staramy się rozumieć dom w sposób absolutnie podstawowy. To jest wspólnota życia, modlitwy, posiłku. Wzajemna troska, też – odpowiedzialność. Jesteśmy tu nie tylko dla siebie, odpowiadamy za siebie nawzajem. Za to, w jakim kierunku pójdzie nasze życie.
To, co robię i czego nie robię, ma wpływ na tych, z którymi mieszkam. W największym skrócie. Dom nie jest przytułkiem czy noclegownią. Ma nas nauczyć normalnego, zwyczajnego funkcjonowania. Nie chcemy, żeby wszystko było podane na tacy pod nos.
W Ewangelii zażyłość jest ważniejsza od pokrewieństwa. Wynika ze słuchania Słowa Bożego i wprowadzania go w życie. Nie tylko w sensie literalnym, jako czytania słowa z księgi. Słowem jesteśmy jedni dla drugich. Bardzo ważne jest odczytywanie siebie nawzajem jako księgi. Braterstwo z drugim ma początek w tym, że jestem go ciekaw, chcę go czytać. Jego życie, opowieść, historię… A potem na nie odpowiedzieć.
Mówi Ksiądz o miłości braterskiej. Jak okazywać tę miłość osobom bezdomnym spotkanym na ulicy?
Zazwyczaj nic o nich nie wiemy. Najpierw zapytajmy o imię. Trzeba pokazać, że ta osoba nie jest dla nas tylko kłopotem, jakimś casusem do rozstrzygnięcia – dawać pieniądze, czy nie dawać? Jeśli ktoś chce, można mieć uniwersalną zasadę, że nie. Ale dużo się wyjaśnia w konkretnej rozmowie z taką osobą. Okażmy jej człowieczeństwo.
Dom stanowi antytezę ulicy. To tu stajemy się anonimowi, każdy jest na niej tylko okazjonalnym przechodniem.
Na ulicy w Ewangelii działo się dużo pięknych rzeczy. W drodze, w bramach, przy studni, nawiązywały się relacje. Nie były to zaplanowane wizyty w ustalonych godzinach. Jak w kancelarii parafialnej… To zależy od naszej wrażliwości, uważności na innych. Na ulicy Jezus powołał większość apostołów.
Wspólnota pokrewieństwa oznacza rodzeństwo, ojca i matkę. Gdzie jest miejsce dla kobiety w męskim Betlejem?
Naszą patronką jest św. Teresa z Lisieux. Słuchała dużo kazań, w których pod niebiosa wychwalano przywileje Matki Bożej. Nie była już w stanie słuchać o jej wyniesieniu, przywilejach… Trzeba mówić, że była jedną z nas, żyła z wiary tak, jak my (to są sformułowania Teresy). Przybliżać Ją.
W Polsce Matka Boża jest królową. To królowa decyduje w sferze publicznej. Maryi zdarzało się popełniać błędy? Trudno lubić kogoś, kto nigdy ani razu błędu nie popełnił.
Ciekawe… Na pewno nie grzeszyła.
Zgubiła syna podczas pielgrzymki do Jerozolimy na Święto Paschy, przez 3 dni szukała go z Józefem!
Jezus nie był chowany na maminsynka, przyspawanego do nogi mamy. Dawała mu wolność. Cały dzień szła z pielgrzymami, dopiero wieczorem się zorientowała, że go nie ma. A miała wyjątkowego synka. Jak mało kto miała tytuł do tego, żeby go pilnować.
Popełniała błędy? Jakikolwiek błąd wychowawczy? Przesoliła zupę?
Postawiłbym pytanie: Czy jest taki błąd, który nie jest grzechem? Wynika tylko z tego, że jesteśmy ludźmi, mylnie oceniamy daną sytuację? Bałbym się Matki Bożej, która była bezbłędna.
Nie była wszechwiedząca, to atrybut samego Boga.
No nie była (śmiech). Nie rozumiała wielu rzeczy. Anioł do niej mówił, a ona nie wiedziała dokładnie, o co chodzi. Wsypanie zbyt dużej ilości soli do zupy jest błędem z punktu widzenia sztuki kulinarnej (śmiech). Więc chyba mogła się mylić.
Teresa jest dla Was jak siostra. Relacja z matką może być – dla facetów po przejściach – znacznie trudniejsza.
Odkrywamy ją. Od początku dużo się uczymy od Teresy, jest naszą główną patronką. I jest inspirująca dla życia wspólnotowego. Opisała swoje problemy z traktowaniem osób, których się we wspólnocie nie znosi. 2 lata przed śmiercią nie bała się napisać, że jest w klasztorze siostra, której nie znosi… Ale za to już wie, jak sobie radzić z niechcianymi emocjami.
Maryja kogoś po ludzku nie znosiła?
Pod krzyżem spotkała się z krzywdzicielami syna. Zadali mu okrutne cierpienia, była ich świadkiem. Nie było w niej nieuporządkowania. Mógł być opór w sytuacji spotkania z krzywdą. Nienawiść? Nie. Czy mogła się denerwować, niecierpliwić? Bała się. Pan Jezus lękał się śmierci, pocił się krwawym potem. Czemu ona miałaby się nie bać?
Read more:
„Szafa Przyjaciół” – nowy ciucholand dla bezdomnych
Jeden z naszych mieszkańców, Marek, odmawia różaniec każdego dnia. Razem z siostrami klauzurowymi przez telefon. Chodzi wokół domu, tam i z powrotem. Praktykuje nie tylko osobistą pobożność maryjną, modli się za nas.
Być może dom, którego propozycję kupna dostaliśmy, on wymodlił. Teraz trzeba wymodlić pieniądze, żeby mógł należeć do nas. Wróciliśmy z pielgrzymki na Jasną Górę, powstała po niej oddolna grupa różańcowa. Założyły ją osoby bezdomne we wspólnocie. To dla mnie największa radość, bo w ogóle w tym nie maczałem palców. I nagle pojawia się nowy dom. Poświęcimy go Matce Bożej. Chłopy czasem o mamie zapominają, ale Ona z nami była.
Zachęcamy do finansowego wsparcia inicjatywy, o której tu mowa. Przelewy można wysyłać na konto podane na stronie internetowej Stowarzyszenia Betlejem. Z dopiskiem: „Darowizna na remont i rozbudowa domu”.