Na początku byliśmy dla siebie jednym, cudownym słodkim deserem. Próbowaliśmy się na wszelkie sposoby i zawsze nam smakowało. Nie byliśmy w stanie się od siebie oderwać, cudownie spalane kalorie miłości nigdzie się nie odkładały. Bywały jednak momenty, gdy myślałem: „Rany gościa, to tak już na zawsze?!”.
Jakby, kurczę, nie było, to żenimy się przecież z… obcym człowiekiem!
No tak, całkowicie obcym, to znaczy znamy go czasem dłużej lub krócej, ale w sumie to jednak ktoś z innej gliny, z innym zespołem cech i zagadek, które będziesz odkrywał dopiero po ślubie…
Bo zakochując się w kimś, zakochujesz się trochę w… sobie samym, w swoich emocjach, w swoim wyobrażeniu tej drugiej osoby. Malujesz w głowie jej piękny obrazek.
I nagle po latach, kiedy uleci różowa mgiełka zauroczenia, dostrzegamy, że druga osoba to… druga osoba, czyli inna życiowa jednostka ze swoimi własnymi granicami. I nagle obrazek zaczyna się rozjeżdżać z rzeczywistością, wypada nam z ramek.
Read more:
Szymon Majewski: Najpiękniejszy dzień w życiu
Pierwsze, co mnie zdziwiło, to to, że moja żona Magda powoli je, a przez jakiś czas wydawało mi się, że je tak jak ja, czyli szybko. Co ciekawe, moja żona mówi, że ją po pewnym czasie zaczęło denerwować, że ja jem… za szybko.
Po jakimś czasie również dotarło do mnie, że moja kochana żona nie mówi za dużo. Jej z kolei obserwacje były zgoła odwrotne, otóż że ja mówię non stop.
Dziwne, jak ja tego przed ślubem nie zauważyłem? No jak? Musiałem, mówiąc bez przerwy, mówić też za nią. Co ciekawe, swoim kolegom opowiadałem, że spotykam się z dziewczyną, która ciągle mówi!
Miłość jest cudownym okulistą, który w zakładzie ma tylko różowe szkła.
Kiedyś szliśmy gdzieś z żoną, gdy nagle zorientowałem się, że ona jest gdzieś daleko w tyle, spytałem:
– Dlaczego tak wolno idziesz, coś się stało?
– To nie wiesz, że ja całe życie podbiegałam?
I to jest kluczowy moment – trzeba przestać podbiegać i zacząć iść po swojemu!
Myślę, że wiele par – widząc, że miłość ich życia idzie w innym tempie, je głośno, pompuje kolanem pod stołem – przeżywa coś na kształt zdrady, rozczarowania. Jak to? – ten cudowny obłok, ten boski kształt, który jest moją żoną, idzie powoli?
Albo ten mój rycerz spiżowy, który przyjeżdżał do mnie na rowerze pod dom, teraz pompuje nogą pod stołem i ciurka zupą?!
Read more:
Szymon Majewski: Bilans 50-latka, czyli 5 cudownych objawów starzenia się
Pamiętam dokładnie ten moment, kiedy nagle zauważyłem, że moja żona lubi sobie pospać – nie wstaje jak skowronek i leśny skaut, jak ja miałem w zwyczaju. Był to dla mnie szok! Zauważyłem to rok po ślubie. Jak tego mogłem nie widzieć, skoro znaliśmy się tyle lat? Otóż tak ją kochałem, że wstając rano sam, miałem wrażenie, że ona też ze mną wstaje. Ba, nawet mi się wydawało, że robi mi kawę.
Ona z kolei, co mi potem powiedziała, nie mogła zrozumieć, dlaczego nie wycieram rąk, kiedy płuczę je w kuchni, i robię wszystko mokrymi rękami. Nie mogła tego znieść!
I wiecie co? Nic się nie zmieniło. Nadal rano, gdy opłuczę ręce w umywalce, macham nimi, a potem startuję do krojenia chleba. Na szczęście Magda rzadko to widzi, bo oczywiście dosypia….
Nagle zaczęliśmy zauważać pełno rzeczy, a nawet całe zbiory cech, które drażniły nas w sobie i mieliśmy wtedy dwa wyjścia: albo iść z tym do sądu i powiedzieć: “Wysoki sądzie, on pompuje nogą, ona śpi do dziesiątej; on nie łapie moli, ona karze mi je łapać; on nie robi porządków, ona robi je bez przerwy…”, albo to polubić, a nawet pokochać.
I to jest tajemnica sukcesu tandemu zwanego małżeństwem. Pokochać te drobne „ceszki” drugiej osoby, skoro jest nam ze sobą dobrze. Gdy różowe okulary stracą barwę i małżeńskie soczewki miłości zgubią ostrość – pokochać te nasze pompowania nogą i spania do 10-tej.
Pamiętam tę chwilę, kiedy moja żona jakoś strasznie mnie wkurzyła po raz kolejny tym samym gestem, miną i już miałem się zapienić, zbuzować i nagle… Nie wiem, skąd to przyszło, ale polubiłem to…
I lubię do dziś.
A jak mam tego nie lubić, skoro kocham całościowo.
Czego i Wam życzę.