separateurCreated with Sketch.

Polski da Vinci, o którym nie mówili w szkole. Niesamowita historia (nie)zwykłego… chłopa!

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Karol Wojteczek - 10.08.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Latał na własnoręcznie skonstruowanych skrzydłach, rzeźbił lepiej niż Wit Stwosz... Nie ukończył przy tym prawdopodobnie żadnej szkoły!

Pisząc tekst nt. wynalazków ks. Gusmão odkryłem przy okazji wiele biografii podobnych mu pasjonatów, których połączyło wspólne marzenie – pragnienie wzbicia się ku niebu już w świecie doczesnym. Do braku wcześniejszej znajomości jednej z takich biografii przyznaję się dziś z pewnym zawstydzeniem.

Po pierwsze bowiem – istnieje wiele przesłanek, że mówimy o człowieku, który jako pierwszy w pełni zrealizował sen Leonarda da Vinci o sterowalnym, załogowym statku powietrznym, utrzymującym się w powietrzu dzięki sile nośnej. Po drugie... Człowiekiem tym był nasz rodak, Jan Wnęk.

Stolarz-majsterkowicz

W przeciwieństwie do portugalskiego księdza, pochodzący z biednej, świeżo uwolnionej chłopskiej rodziny Wnęk nie ukończył elitarnej (na ówczesne standardy) szkoły jezuickiej. Po prawdzie to nie wiadomo nawet do końca czy ukończył choćby zaborczą „trywialkę”.

Z pewnością jednak przysposabiał się do fachu rzemieślniczego terminując u jednego z okolicznych cieślów, gdzie dał się poznać jako ponadprzeciętnie uzdolniony i pomysłowy stolarz-majsterkowicz, a wkrótce również jako rzeźbiarz i snycerz. Lokalnego uznania przyczyniały mu wykonywane ze szczególną pieczołowitością figury Chrystusa Frasobliwego, Maryi i świętych. A i na tym lista talentów Wnęka się nie kończy – jako gorliwy katolik grywał on również w wiejskich misteriach.

Zaangażowanie to sprawiło, że patronat nad utalentowanym parafianinem objął żabieński proboszcz, późniejszy poseł Sejmu Krajowego Galicji i działacz patriotyczny, ks. Stanisław Morgenstern. Zamarzył on, aby przynależne do jego parafii zaniedbane odporyszowskie sanktuarium z otaczanym czcią obrazem Matki Bożej z Dzieciątkiem zyskało rangę ponadlokalną. W tym celu ks. Morgenstern zlecił Wnękowi stworzenie dzieła uchodzącego dziś za opus magnum rzeźbiarza – kalwaryjskiego zespołu w Odporyszowie.

W latach 1855-1859 Jan Wnęk wraz z zespołem asystujących mu czeladników wykonał ok. 300-500 figur, które zasiliły 52 kapliczki w otoczeniu kościoła. Z uwagi na niebywałą precyzję w ilustrowaniu stanów emocjonalnych postaci z figur zaczął on być nazywany Witem Stwoszem z Powiśla Dąbrowskiego.

Tyle że współcześni historycy sztuki uznają rzeźby Wnęka za... bardziej szczegółowe i dopracowane od dzieł twórcy słynnego krakowskiego ołtarza. Sam zresztą Wnęk zdobył się ponoć na krytykę mistrza, który, rzeźbiąc anioły, miał nie dość dokładnie odwzorować szczegóły anatomiczne ptasich skrzydeł.

Premiera skrzydeł

Znając dalsze losy galicyjskiego rzeźbiarza, wypada tej krytyce zaufać. Wnęk od dziecka bowiem te anatomiczne szczegóły studiował, wierząc że pomoże mu to w realizacji projektu życia – skrzydeł, na których wzbić się w powietrze będzie zdolny człowiek. Począwszy od lata 1865 r., rzeźbiarz prowadził testy wciąż udoskonalanej przez siebie konstrukcji. Przy użyciu prostych dostępnych na XIX-wiecznej wsi narzędzi (m.in. kieratu i żurawia studziennego) przeprowadzał próby zmęczeniowe, porównywalne z testami wykonywanymi dziś w tunelu aerodynamicznym!

Wreszcie, 19 maja 1866 r., w wigilię święta Zesłania Ducha Świętego, nastał dzień oficjalnej premiery. W obecności kilku tysięcy zebranych na parafialnym odpuście gapiów Jan Wnęk skoczył ze specjalnie zbudowanego pomostu u szczytu 45-metrowej kościelnej dzwonnicy. I, ku zaskoczeniu zgromadzonego tłumu, nie runął on bezwładnie w dół, a wszedł w sterowany lot ślizgowy, zakończony bezpiecznym lądowaniem. Jakkolwiek spektakularność tego osiągnięcia bywa dziś podważana przez fizyków, wedle zachowanych źródeł Wnęk przelecieć miał ponad dwa kilometry.

Nie był to zresztą wyczyn jednorazowy. W ciągu kolejnych trzech lat Wnęk zrealizował kilkanaście kolejnych tego rodzaju pokazów, każdorazowo uświetniając nimi duże uroczystości kościelne. Sława, którą w tym czasie zdobył, wykroczyła już poza granice parafii; do odporyszowskiego sanktuarium ściągały na „loty” tłumy pielgrzymów z najdalszych zakątków Galicji.

Podobnie jednak jak w historii ks. Gusmão, również i w tym przypadku znaleźli się tacy, którzy, nie dowierzając w możliwość stworzenia machiny zdolnej oderwać się od ziemi, posądzali Wnęka o konszachty z siłami nieczystymi. Szczęście opuściło rzeźbiarza w czerwcu 1869 r., gdy w trakcie kolejnego pokazu pękł jeden z pasów mocujących skrzydła.

Wnęk, do ostatnich chwil próbując skorygować lot, runął na swoim wynalazku na ostre kamienie. Nie zginął jednak na miejscu. Przez kolejne dwa miesiące miał, na łożu śmierci, dopytywać nieustannie, czy ktoś z mieszkańców Odporyszowa używa jego skrzydeł. Ci jednak po wypadku spalili wynalazek, uznając go za szatański.

Jan Wnęk zmarł, zależnie od źródła, 10 lipca lub 10 sierpnia 1869 r. (co ciekawe, los jego podzielił później niesłusznie uznany przez podręczniki za pioniera szybownictwa Otto Lilienthal). W 2013 r. Wnęk ogłoszony został patronem odporyszowskiej szkoły podstawowej.

Jan Wnęk to człowiek głębokiej wiary w Chrystusa i gorący czciciel Matki Bożej Odporyszowskiej (...), niezłomny, o wielkiej mądrości. Talent, który otrzymał od Stwórcy, nie tylko roztropnie rozmnożył, ale przyczynił się do rozwoju ludzkości (...). Budził podziw swoją cierpliwością, wytrwałością, konsekwentnie zmierzał także do udowodnienia, że człowiek może latać – napisano w uzasadnieniu.

W 1991 r. przy miejscowym kościele otwarto muzeum poświęcone pamięci Jana Wnęka, gromadzi ono w tej chwili ok. 90 zachowanych rzeźb jego autorstwa. A w wielu domostwach żabieńskiej parafii po dziś dzień wiszą pewnie krucyfiksy wystrugane przed 150 laty przez Ikara znad Dunajca.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.