Cukier w diecie może wywoływać u dzieci agresję i migrenowe bóle głowy, a alergia daje się wyleczyć – przekonuje Bożena Kropka, dietetyk i autorka książki „Co mi dolega? Poradnik skutecznego leczenia dietą”.Nasza rozmówczyni tłumaczy też, jaka jest zależność między czasem spędzonym w kuchni i czasem spędzonym w przychodniach lekarskich. Podpowiada, jak za pomocą diety dbać o swoje zdrowie.
Joanna Operacz: Po przeczytaniu Pani książki najbardziej nurtuje mnie jedna kwestia: czy Pani córki naprawdę się nie kłócą?
Bożena Kropka:[śmiech] Teraz, kiedy są już nastolatkami, mają trochę więcej takich problemów. Ale to chyba wynika również z gorszego odżywania. Dużo przebywają poza domem i często wyjeżdżają. I popełniają błędy dietetyczne. Potem skarżą się na ból głowy, gorzej funkcjonują, mają problemy ze skórą. Kiedy były młodsze i jadły to, co im przygotowywałam, były spokojniejsze i lepiej się czuły.
Kiedy obserwuję różne dzieci mające kłopoty z koncentracją i na inne sposoby przejawiające to, co w czasach mojego dzieciństwa nazywano złym zachowaniem, to prawie zawsze widzę, że te dzieci źle się odżywiają. Jedzą słodkie serki, pizzę i słodycze. Wydaje się, że wpływ diety za zachowanie dzieci to wciąż za mało dostrzegany problem.
Rzeczą udowodnioną i znaną z publikacji naukowych jest fakt, że cukier jest mocno odpowiedzialny za agresywne zachowania dzieci i migrenowe bóle głowy. Drugi problem to chemiczne dodatki do żywności, które mogą rozchwiać układ nerwowy. I trzecia sprawa, na razie najmniej znana, to opioidalne działanie alergenów.
Opioidalne, czyli narkotyczne?
Tak. Okazuje się, że jeśli dziecko ma nieszczelne jelita, przez które przenikają niestrawione substancje, np. cukier, mleko albo gluten, to te substancje mogą działać jak opioid. Mogą wywoływać depresję, agresję, różne nietypowe zachowania, na przykład dziwny śmiech, trwający tylko przez chwilę, ale przerażający dla rodziców.
Czytaj także:
Porcja dobrego nastroju – co jeść, by nie dać się chandrze?
Dlaczego jelita bywają nieszczelne?
Jeśli jesteśmy genetycznie predysponowani do tego, żeby nie trawić np. laktozy albo glutenu, brakuje nam enzymów, które rozkładają te substancje. Niestrawiony pokarm zalega w jelitach i doprowadza do stanu zapalnego. Poza tym żywność, która jest dzisiaj produkowana, bardzo różni się od tej, którą jedli nasi przodkowie. Jelita nie nadążają za zmianami w przemyśle spożywczym. Np. pszenica ma dwa razy więcej glutenu niż miała jeszcze 60 lat temu. Jeśli zjemy słodki serek z owocami, nasz układ trawienny musi strawić jednocześnie aż trzy rodzaje cukru: laktozę, glukozę i sacharozę. Jeśli mamy prawidłową florę jelitową, to mamy również odpowiednie enzymy i możemy sobie poradzić z takim wzywaniem. Ale jeśli na przykład braliśmy antybiotyki – a kto dzisiaj nie brał? – to zaczynają się kłopoty. Wtedy zestaw trzech cukrów może być nie do strawienia.
Do tego dochodzą wirusy, bakterie i pasożyty. Przy osłabieniu układu pokarmowego pojawiają się problemy z układem immunologicznym. Zaczynamy częściej łapać infekcje. Bierzemy leki, które jeszcze bardziej niszczą florę bakteryjną. Drobnoustroje osadzają się w jelitach pogłębiając stan zapalny. Zaburzenia flory bakteryjnej prowadzą też do pojawienia się grzybicy. Powstaje błędne koło. Ogromny wpływ na florę bakteryjną ma również przewlekły stres i brak umiejętności relaksacji.
Czytaj także:
Dieta na płodność – prawda czy mit?
Jak sprawdzić szczelność jelit?
Można zrobić badanie laboratoryjne – zbadać poziom białka zonuliny w kale. Można też to zrobić metodą domową. Trzeba wieczorem wypić sok z surowego czerwonego buraka. Jeśli rano mocz jest czerwony, to znaczy, że barwnik z buraka przeniknął przez nieszczelne jelita do krwi, a później trafił do nerek i z nerek do moczu. Im większe nasycenie koloru, tym większy problem z jelitami.
Przekonuje Pani w swojej książce, że alergię można wyleczyć dietą bez cukru, mleka i glutenu. Jak to możliwe?
Alergia pojawia się zawsze po nietolerancji pokarmowej. Nie ma innej opcji. Owszem, rodzą się dzieci z alergią, ale one nabawiają się tego problemu w życiu płodowym, bo ich matki są alergiczkami. Zazwyczaj dzieci najpierw nie tolerują niestrawionych pokarmów, a potem się na nie alergizują.
Jeśli chodzi o objawy, nie ma różnicy między nietolerancją pokarmową a alergią. Można mieć dolegliwości układu pokarmowego albo układu oddechowego, wysypkę, zapalenie spojówek. Różnica jest tylko taka, że alergię można wykryć w badaniach, a nietolerancję – nie.
Prof. Jerzy Socha w publikacji „Żywienie dzieci zdrowych i chorych” z 1998 r. zalecał przy uszkodzeniu kosmków jelitowych dietę bez cukru, mleka i glutenu. W swoich publikacjach pisał, że wystarczą trzy miesiące, żeby nastąpiła poprawa. Ja od kilkunastu lat leczę alergików taką dietą. I widzę, że nie ma osoby, której by nie pomogła. Z mojej praktyki wynika jednak, że nieraz trzeba ten okres wydłużyć nawet do roku.
Zdaje się, że powszechne wyobrażenia na temat tego, jakie jedzenie jest korzystne dla organizmu, wymagają sporej weryfikacji?
Osoba, której nic nie dolega, może jeść i gluten, i mleko. Cukier każdy powinien znacznie ograniczyć. Dobrze byłoby, żeby dieta była niskoglutenowa, tzn. warto wykorzystywać mąkę z pełnego przemiału albo orkiszową. Sięgając po nabiał najlepiej wybierać produkty zakwaszane, które są łatwiejsze do strawienia.
Warto przyjrzeć się temu, jak żywili się nasi pradziadkowie. Jedli przede wszystkim rośliny strączkowe, kasze, warzywa, nasiona i orzechy. Wcale nie pili dużo mleka – szczególnie słodkiego. Dzisiaj również żywienie najlepiej oprzeć na warzywach (co najmniej kilogram dziennie), kaszach i niewielkich ilościach ziemniaków i owoców (trzy małe porcje dziennie). Potrzebne są też dobrej jakości tłuszcze, np. oliwa z oliwek, bezerukowy olej rzepakowy, gęsi smalec, dobre masło. Dawniej ludzie nie unikali tłuszczu, który dzisiaj tak chętnie eliminujemy z diety, a który przecież jest potrzebny m.in. do produkcji hormonów. Natomiast zdecydowanie warto zrezygnować z chemicznych dodatków do żywności, czyli nie kupować produktów z dużą ilością E.
Nawyki żywieniowe trzeba zmieniać powoli. Z czasem organizm się oczyszcza i sam podpowiada nam, co powinniśmy jeść.
Czytaj także:
Nie katuj się dietą. Zmień sposób jedzenia!
Wielu dietetyków wskazuje mięso jako największego winowajcę odpowiedzialnego za choroby cywilizacyjne.
Wszyscy czujemy się lepiej, kiedy nie jemy mięsa. W ostatnich latach znacznie zmniejszono normy zalecanego spożycia białka. W tej chwili jest to pół grama na kilogram masy ciała, przy czym połowa zalecanej porcji białka powinno stanowić białko roślinne. Jeśli nie mamy alergii ani problemów z układem pokarmowym, powinniśmy codziennie jeść rośliny strączkowe. To one są dla człowieka najlepszym źródłem białka. Do tego raz w tygodniu mięso i dwa razy w tygodniu ryby.
Pewno mało kto chciałby dyskutować z zasadami zdrowego żywienia. Jednak pewno większość osób, które czytają ten wywiad, powie: żeby to wszystko stosować, trzeba by nie wychodzić z kuchni.
W moim gabinecie mam do czynienia głównie z alergikami. Oni nie mają problemu ze stosowaniem diety, tylko cieszą się, że wreszcie przestało ich wszystko swędzieć albo że mogą normalnie oddychać. Ale faktycznie dla większości z nas jest to problem. Coraz więcej pracujemy i mamy coraz mniej czasu na gotowanie.
I tu znowu radziłabym powrót do tego, co robili ludzie żyjący przed nami – nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach o podobnym klimacie, np. w Niemczech. Przygotowywali gęstą, sycącą zupę z warzywami, kaszą i mięsem. Garnek stał na piecu przez cały dzień i kiedy ktoś był głodny, brał sobie trochę i jadł. Jeśli regularnie gotujemy taką potrawę, poświęcamy mniej czasu na gotowanie i zawsze mamy pod ręką coś do jedzenia.
Każdy wypracowuje sobie własne metody. Czasem warto spędzić więcej czasu w kuchni, żeby potem mniej przesiadywać w przychodniach przed gabinetami lekarskimi.