Wczesną wiosną 2017 roku w wieku 95 lat zmarł Robert (Bob) Mahoney, wieloletni ławnik sądu stanowego w amerykańskim Michigan. Cztery lata wcześniej, po 72 latach małżeństwa zmarła jego żona, Jenny Kubinger. Pary, które przeżywają razem kilkadziesiąt lat wciąż nie są na świecie zjawiskiem rzadkim, niemniej Mahoneyowie to przypadek wyjątkowy.
Obydwoje od wczesnej młodości byli niewidomi, ale niepełnosprawność nie stanęła na przeszkodzie do ich wspólnego i szczęśliwego życia. Świadectwo Roberta i Jennie ukazało się na łamach amerykańskiej prasy chrześcijańskiej jeszcze za życia małżonków, ale do dzisiaj cieszy się ogromną popularnością na całym świecie.
Niewidome małżeństwo
Para pochodziła z rodzin czeskich i irlandzkich imigrantów, którzy przybyli za Ocean na początku XX wieku. Jennie straciła wzrok w wieku zaledwie trzech lat, na skutek tragicznego wypadku. Uczęszczała do szkoły podstawowej dla dzieci niewidomych, gdzie tuż przed zakończeniem nauki poznała 15-letniego Roberta, który również dopiero co stał się niewidomym w wyniku wrodzonej wady neurologicznej.
Po okresie narzeczeństwa, para zawarła ślub w 1941 roku. Jennie wspominała, że był to bardzo trudny czas nie tylko z uwagi na przystąpienie USA do II wojny światowej po japońskim ataku na bazę Pearl Harbor, ale również z powodu śmierci jej ojca, do którego była bardzo przywiązana. Młoda para nie była zasobna finansowo i musiała wynajmować mieszkanie za 37 dolarów miesięcznie.
Z ogromnym wysiłkiem (w l. 40. na uczelniach wyższych praktycznie nie spotykało się osób niepełnosprawnych) Robert ukończył studia prawnicze i powołany został na ławnika sądu stanowego Michigan. Był to pierwszy przypadek w historii Stanów Zjednoczonych, kiedy taką funkcję objął człowiek niewidomy. Sytuacja finansowa małżeństwa poprawiła się na tyle, że mogli kupić własne, niewielkie mieszkanie.
10 dzieci i 25 wnuków
Pierwsze ich dziecko, syn Gary, przyszło na świat po 2,5 latach małżeństwa. Jennie przeżywała ogromny stres, bała się bowiem kąpać chłopca i wykonywać przy nim zwykłe, codzienne czynności. Na samym początku pomogła jej mama, ale już po trzech tygodniach nauki była w stanie robić to samodzielnie. Sama również, ręcznie prała pieluchy i pościel.
„Wiele osób pytało nas, jak się zmieniło nasze życie po urodzeniu dziecka i jak daliśmy sobie z tym radę. Otóż zmieniło się tylko tak, że nie mieliśmy już czasu podawać sobie śniadania do łóżka, co było regułą zaraz po ślubie” – żartobliwie tłumaczyła pani Mahoney. Po Garym, w niewidomym małżeństwie na przestrzeni ćwierćwiecza urodziło się jeszcze dziesięcioro dzieci. Wszystkie nie miały problemu z widzeniem.
Aby sprawniej prowadzić dom, para przywiązywała do dziecięcych ubrań niewielkie, metalowe dzwoneczki, aby łatwiej je było znaleźć w mieszkaniu. Wszystkie przyrządy i środki czyszczące trzymali w jednym miejscu, na wysokości, która umożliwiała wygodne sięgnięcie ręką. Czasem tylko korzystali z pomocy elektryków lub hydraulików. Gdy pierwsze dzieci podrosły, prowadzenie domu stało się dużo mniej skomplikowane.
Para zawsze podkreślała, jakie znaczenie w ich życiu odegrała wiara. „Wierzę, że był przy nas cały czas Bóg, inaczej nie dalibyśmy rady. My po prostu byliśmy zwyczajni i żyliśmy normalnie, jak inni” – przypominała Jennie. Obydwoje przez wszystkie lata małżeństwa codziennie odmawiali różaniec, nie opuszczali niedzielnej liturgii, a wszystkie dzieci posłali do katolickich szkół. Małżonkowie potrafili również znaleźć czas na własne rozrywki, codziennie wygospodarowywali godzinę na grę w karty, wykonane systemem Braile'a. Małżeństwo przeżyło razem kilka epok, pod koniec życia zaś, liczne grono wnuków zapoznało ich z używaniem komputerów dla niewidomych.
Gdy ludzie pytali Mahoneyów, za co są Bogu wdzięczni, ci najczęściej odpowiadali: „Za wszystko, mamy przecież wspaniałe życie, które nam podarował!”.
Źródła : bitno.net, rhema.hr, nfb.org