Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Nietypowe zagrożenie dla turystów w Jerozolimie.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
O syndromie paryskim, którego ofiarami w stolicy Francji padają najczęściej żądni olśniewających zdjęć turyści z Kraju Kwitnącej Wiśni, większość z Was pewnie słyszała. Pokrótce: jest to rodzaj „podróżniczego” zaburzenia psychicznego ujawniającego się w zetknięciu z dużym nagromadzeniem wspaniałych wytworów kultury i sztuki, a czasem również wobec rozczarowania niezgodnością prawdziwego obrazu odwiedzanego miejsca z własnym wcześniejszym wyobrażeniem o nim. Skutkiem tak silnego emocjonalnie doznania mogą być zawroty głowy, gorączka, dezorientacja, a w skrajnych przypadkach nawet urojenia i halucynacje.
Czytaj także:
Chrześcijanie i tatuaże. Średniowieczna tradycja, która przetrwała do dziś
I choć sam syndrom jako zaburzenie został sklasyfikowany dopiero w ostatnich kilkudziesięciu latach, to pewna jego odmiana wspominana jest w pamiętnikach już od czasów średniowiecznych. Jakie miejsce mogło wzbudzać tak silne doznania w ówczesnych pielgrzymach? Oczywiście Jerozolima.
Syndrom jerozolimski
Na syndrom jerozolimski rokrocznie zapada ok. 100-200 osób, w większości mężczyzn między 20 a 30 rokiem życia. Co ciekawe – zaburzenie to dopada zarówno chrześcijan, jak i wyznawców judaizmu, dla których miasto również stanowi najważniejsze centrum życia religijnego. O ile jednak żydzi, którzy mu ulegli, wcielają się w swych urojeniach najczęściej w osoby Mojżesza czy króla Dawida, to chrześcijanie najchętniej wybierają nowotestamentowe postaci Jana Chrzciciela czy, oczywiście, Jezusa Chrystusa. Wedle przytaczanej przez jerozolimskich psychiatrów anegdoty, raz w szpitalu miało dojść nawet do awantury pomiędzy dwoma uważającymi się za Jezusa turystami.
Czytaj także:
Palestyńska matka ciężko ranna w wypadku. Żydowska pielęgniarka karmi jej dziecko piersią
Dobra wiadomość jest taka, że schorzenie ustępuje zwykle samoistnie do tygodnia po opuszczeniu Ziemi Świętej. Gorsza, że chory w fazie ataku może wpędzić w niemałe kłopoty nie tylko siebie. Tak jak było to w przypadku australijskiego pielgrzyma, Dennisa Rohmana, który w 1969 r. dopuścił się próby podpalenia meczetu Al-Aksa na Wzgórzu Świątynnym. Atak ten, choć nieudany, doprowadził do wielodniowych zamieszek w mieście.