Pan Bóg potrafi powołać czasem do życia cały zespół, by spotkać ze sobą dwie osoby.„Były sobie dwa dźwięki.
Jeden był wysoki i delikatny, a drugi niski i mocny.
Przez wiele lat żyły w dużej odległości od siebie,
ciesząc się swoim niepowtarzalnym brzmieniem.
Pewnego dnia jednak zdarzyło się coś niespodziewanego.
Całkiem przypadkowo spotkały się.
Wtedy dopiero wszystko stało się jasne.
Zrozumiały, że razem brzmią najpiękniej na świecie…
i zapragnęły połączyć się już na zawsze.
Ich współbrzmienie jest najpiękniejszą muzyką”.
Tak w poetycki sposób Lena i Maciek przedstawiają się na swojej stronie internetowej. A jak ich spotkanie wyglądało w realu?
Ksiądz Michał, brat Leny, przygotowuje w Łodzi Marsz dla Jezusa. Właśnie odbywa się próba zespołu muzycznego, ale według Michała zespół (dobry, acz smęcący) nie będzie w stanie porwać do tańca młodzieży. Dzwoni po pomoc do swojej młodszej siostry.
Lenka z zapałem wkracza na próbę, a tam na gitarze gra Maciek. „Oho, ta dziewczyna mogłaby być moją żoną” – myśli On. A Ona? A ona ma obecnie inne rzeczy w głowie. Właśnie skończył się w jej życiu czas, kiedy desperacko szukała chłopaka. Pewnego wieczoru modli się inaczej niż zwykle. Jedno AMEN i czuje się, jakby ktoś nagle zabrał jej cały lęk o przyszłość.
„Panie Boże, jeśli pragniesz żebym żyła w samotności, to ja się na to zgadzam – modli się Lenka, choć jeszcze niedawno podobne słowa nie przeszłyby jej przez usta. Tylko dawaj mi jak najwięcej okazji do działania dla Ciebie!” – dodaje.
Read more:
Dlaczego małżeństwo jest najlepszym sposobem na życie [wywiad]
Po modlitwie w sercu gości pokój, a następnego dnia dzwoni jej brat Michał i prosi ją o pomoc w organizowaniu Marszu dla Jezusa. Ten telefon odbiera jako odpowiedź na swoją prośbę o więcej bożych aktywności. Kiedy trafia na próbę nie rozgląda się nawet za potencjalnym kandydatem na męża.
Grupa muzyków tak dobrze się zintegrowała, że po marszu nie przestali ze sobą grać. A ostatni ich wspólny koncert miał miejsce na… weselu Maćka i Lenki. Bo Pan Bóg potrafi powołać czasem do życia cały zespół, by spotkać ze sobą jakieś dwa dźwięki.
Po ślubie całkiem szybko na świecie pojawiają się dzieci. A wiadomo, że przy dwójce maluchów dużo trudniej o czas na rozwijanie swoich muzycznych pasji i talentów. Zatem skoro tak ciężko gdzieś grać poza domem z jakimś zespołem, to czemu nie spróbować wspólnie, małżeńsko w domu?
Lenka w internecie trafia na utwór JJ Heller „What love really means” i ponieważ porusza ją dogłębnie postanawia piosenkę przetłumaczyć. Pokazuje tekst mężowi, on chwyta za gitarę i tak powstaje ich pierwszy utwór. Grają go różnym znajomym, wśród których spotyka się z dużym entuzjazmem.
A brat ksiądz zaczyna ich zapraszać z tą jedną piosenką na różne rekolekcje ewangelizacyjne. W krótkim czasie tłumaczą kolejne teksty i aranżują je według własnej wrażliwości Aż brat Michał rzuca hasło: „Trzeba nagrać płytę! Ja już widzę ludzi, którym będę ją rozdawał! Ta muzyka musi dotrzeć do innych”.
Read more:
Czy ślub może być narzędziem ewangelizacji?
A ksiądz Michał jak coś mówi, to tak też robi. Więc znajduje świetne studio, organizuje środki i w dwa dni Lenka i Maciek nagrywają swoją pierwszą płytę.
Czy zespół JednoCiało sprawił, że jako małżeństwo staliście się bardziej Jednym Ciałem? – podpytuję.
– Wciąż szukamy sposobów, by być bliżej siebie. Szczerze mówiąc, miewamy w życiu różne chwile, także takie, kiedy jesteśmy zdecydowanie „dwoma ciałami” – śmieje się Lenka. Nie umiem jednak śpiewać innym o pięknej miłości małżeńskiej, będąc pokłócona z mężem – dodaje.
Teksty, które śpiewam same we mnie pracują, mocno dotykają. Nie mogę mieć na ustach słów o wybaczaniu i mijać się z tym w rzeczywistości. Dla mnie piękne jest również to, że wykonujemy razem coś, co oboje bardzo lubimy. Mamy wspólną pasję! Co więcej, przeżywamy drugie wielkie zakochanie (a może wciąż to pierwsze).
Niedawno na swoim profilu na FB napisali: „Zrobiliśmy to: ON i my! Nagraliśmy naszą kolejną płytę”. Poznając bliżej Lenkę i Maćka od razu widać, że to ON odgrywa najważniejszą rolę w ich życiu.
Mało znam się na muzyce. Zastanawiałam się, jak mam o nich pisać. Weszłam na ich stronę, a tam wśród różnych świadectw, jakie ludzie zostawiają po ich koncercie, takie słowa: „(…) profesor muzykologii na zakończenie cyklu wykładów mówiła studentom, że teraz potrafią dzielić muzykę ze względu na różne kryteria, gatunki, itd. Ale tak naprawdę jest jedno podstawowe kryterium kwalifikacji muzyki – albo są ciary albo ich nie ma. Na koncercie u Was były”.
I tak jest jak się ich słucha. Pojawiają się emocje, łzy wzruszenia. Ich muzyka jest modlitwą, która dotyka. Więc o tym już nie będę pisać, zachęcam do słuchania.