Nie dość, że w roku liturgicznym wspominamy go aż dwukrotnie (24 czerwca i 29 sierpnia) i jest jedynym świętym, którego narodziny są liturgiczną uroczystością, to jeszcze codziennie w jutrzni Kościół modli się pieśnią wyśpiewaną z radości po owych narodzinach.
Kiedy przyjmowałem sakrament bierzmowania, wybór imienia przez moich rówieśników wiązał się nieraz z szyderstwem ze strony kolegów. Dyskusji było dużo i bardzo mnie zastanowiło, gdy ksiądz na religii powiedział nam, że można przybrać imię Jana Chrzciciela. To kolejny, już mniej doniosły dowód na szczególny charakter tego świętego. Wówczas spotkało się to z niedowierzaniem i wyśmianiem i trudno mi sobie wyobrazić, by jakiś 16-latek z mojej starej gwardii usłyszał od biskupa: Janie Chrzcicielu, przyjmij znamię daru Ducha Świętego...
Patrząc jednak współcześnie na swoje otoczenie, znalazłbym kilku pasujących do tego imienia herosów. Bo żeby być kojarzonym z Janem Chrzcicielem, rzeczywiście trzeba być herosem. To był mężczyzna z wielką misją. Miał przygotować drogę Chrystusowi, darem pokuty przetrzeć mu w ludzkich sercach szlak. Sam Chrystus twierdził, że nie było większego człowieka niż Jan Chrzciciel (Mt 11,11).
Dla nas, mężczyzn, to powinien być jasny przekaz: tu macie wzór. Kiedy nam ktoś powie: „jesteś wielki”, odlatujemy w chmury, a zejście na ziemię bywa bardzo bolesne. Jan Chrzciciel nie został określony mianem „wielki”, ale mianem „największy”. Nie został nim określony przez matkę, ojca czy któregoś ze swoich uczniów. Powiedział tak o nim Mesjasz.
W czym tkwiła wielkość Jana Chrzciciela? Mimo takiej nobilitacji był pokorny. On, podziwiany przez uczniów, obiekt podejrzeń mówiących, że być może jest Mesjaszem, stwierdza, że przyjdzie Ktoś, Komu nie jest nawet godzien rozwiązać rzemyka przy sandale (J 1,26-27).
Zdjęcie komuś buta wydaje się aktem wielkiego uniżenia i służby. Jan uważał, że nawet tego nie jest godny zrobić wobec Jezusa. Z drugiej strony, w ówczesnym kontekście kulturowym, dał swoim uczniom jasny przekaz. Jeśli w starożytnym Izraelu mężczyzna chciał zrzec się prawa do wdowy po swoim bracie czy krewnym, pozwalał sobie publicznie na zdjęcie sandała. Jan powiedział więc w ten sposób: Oblubienica należy się prawowitemu Oblubieńcowi. W tym Człowieku jest źródło nowego Izraela. Nie we mnie.
Jan Chrzciciel mocno mnie inspiruje. Przypuszczam, że miał piękną relację ze swoim ojcem Zachariaszem, który nie wierzył na początku w jego poczęcie, a Bóg odebrał mu przez to mowę. Być może Zachariasz był sfrustrowany tym, że nie będzie mógł powiedzieć swojemu synowi, jak bardzo go kocha i jak wielkim jest darem. Ale po narodzinach Jana Chrzciciela Zachariasz patrzył już na świat po Bożemu, a nie po ludzku i nadając synowi imię Jan okazał posłuszeństwo Stwórcy, który przywrócił mu mowę.
Zachariasz wiedział już wtedy, jak jej używać. Jego pieśń radości z wypełnienia się mesjańskich obietnic, którą wyśpiewał po narodzinach Jana Chrzciciela jest codziennie odmawiana przez Kościół w jutrzni (Łk 1,68-79). Pokazuje mi to, że powinienem być ojcem, który po pierwsze słucha Boga, a nie siebie czy ludzi. Wtedy mam szansę wychować takiego herosa jak Jan Chrzciciel.
W nim nie było fałszywej pokory. Wprawdzie gdy Jezus przyszedł do niego po chrzest, Jan oczekiwał bardziej zamiany ról niż chrzczenia Zbawiciela świata. Ale kiedy Jezus się sprzeciwił (Mt 3,15), Jan Chrzciciel przyjął ten wielki honor i ochrzcił samego Mesjasza.
Jan nie bał się możnych. Umiał powiedzieć królowi Herodowi II Antypasowi prawdę prosto w oczy o jego nieprawym związku. Ta prawda go wyzwoliła do życia w niebie, bo była przyczyną jego męczeństwa.
A czym dla mnie jako mężczyzny jest prawda? Czy umiem ją wyrazić, nawet gdy mogą mnie spotkać za to przykre konsekwencje? Ja tego nie potrafię. Czasami wolę trzymać język za zębami, bo tak mi wygodniej. Z drugiej strony sytuacja męczeństwa Jana pokazuje, że nie miał względu na osoby. Dla niego nie było różnicy, czy stoi przed nim król czy żebrak. Znał też swoją wartość i nie onieśmielała go pozycja Heroda.
W końcu to, co najbardziej mnie inspiruje. Jan był przepojony ascezą. Dla nas dziś wychodzić na pustynię, by przybliżyć się do Boga, to nie lada wyzwanie. Jan na tej pustyni żył. To było jego mieszkanie. Oczywiście, nie chodzi o to, by naśladować go dosłownie i jeść szarańczę i miód czy ubierać się w wielbłądzią skórę.
Tu i teraz możemy jako faceci naśladować Jana Chrzciciela przez wstrzemięźliwość. W czym? We wszystkim, czego w naszym życiu jest za dużo. Gadulstwo, jedzenie, picie, gry komputerowe, sport, cokolwiek, w czym przesadzamy.
Życie Jana było uporządkowane, bo było bezkompromisowo skromne i wstrzemięźliwe. Nastawione na służbę – misję, do której został wezwany. Warto więc zapytać siebie, na ile moje życie takie jest i co mogę zrobić, by naśladować Jana? Moja propozycja: może warto dziś nadprogramowo podjąć post w poczuciu bliskości z Janem Chrzcicielem i w intencji uporządkowania swojej codzienności na jego wzór?