W całym tym wariactwie, które mnie otacza, w straconych szansach i w stawianych mi przez życie wymaganiach, potrzebuję spokojnej przystani. Moja mała droga jest naprawdę mała. Robię małe rzeczy. Piszę małe piosenki, myję małe talerze i odkurzam małe mieszkanie. Noszę w sobie małego człowieka. Te wszystkie nieduże ślady tworzą coś większego – moje życie.
Jak domowa marmolada
Wczoraj widziałam, jak mój sąsiad kopał piłkę ze swoją czteroletnią córką. Dorosły facet bawiący się z małą dziewczynką. Łatwo się wzruszyć. Ona taka mała – małe nóżki, małe ręce, mały zamach. On taki wielki, ale próbuje na chwilę stać się mały, żeby tej małej nie przerazić. I też robi mały zamach. I wygląda śmieszniej niż ona. Bo mógłby golnąć agresywnie, ale ze względu na nią jest potulny jak baranek. I cieszy go to, że ona się cieszy. I to połączenie jest dobre, jak domowa marmolada.
Myślę tak czasem o Bogu, który wchodzi w moje małe życie. Myślę o tym, że wcale nie jest Mu w nim ciasno. Racja, czasem rozsadza moje minikoncepcje, ale w gruncie rzeczy nigdy nie straszy mnie swoją wielkością. Nie namawia mnie do spektakularnych przemian. Raczej szanuje moją małość, czuje się nią ujęty.
Kiedy czuję, że żyję
Małość jest naturalna. I piękna. Często zapominamy, że wielkie rzeczy wykonują ludzie zwyczajni – mamy, pędzące z małym dzieckiem na zakupy spożywcze, studenci, próbujący wkuwać wielkie księgi do nie największych głów, ojcowie wychodzący codziennie do tej samej pracy. Nic wielkiego.
Uśmiecham się do moich wielkich planów sprzed dwudziestki. Mrugam do pragnień o hucznym życiu, pełnym przełomów i owacji na stojąco. Nie wiem, czy przychodzi to z wiekiem czy po prostu z łaską, ale w końcu doszło do mnie, że sukces to nie zaliczanie kolejnych punktów na mapie zawodowych możliwości, ale zapach świeżego chleba o poranku i umiejętność podchodzenia do siebie z humorem. Sukces to ramiona, w których można się zatopić, tak bez skrępowania. Wtedy czuję, że naprawdę żyję.
Znaleźć właściwy kontekst
Być może to tylko moje wrodzone zapominalstwo, ale niezbyt często wspominam momenty, w których odbierałam nagrody za swoją pracę lub jakiekolwiek inne gratyfikacje. To, co sprawia, że czuję życie pełną piersią, to uśmiech mojego męża w sobotni poranek, zaraz po przebudzeniu. To trzaskanie garnków w kuchni, gdy przygotowuję coś do zjedzenia. To napisanie piosenki, będącej potwierdzeniem tego, że żyję, czuję, przeżywam, myślę.
W małości najfajniejsze jest chyba właśnie to, że uczy mnie przylgnięcia do wystarczalności. Zdarza się, iż pierwotne środowisko tj. rodzina, zainfekuje nas oczekiwaniami na wyrost, a te, do chwili obecnej podtruwają i tłamszą. Wielu z nas musiało być kimś, aby w ogóle być dostrzeżonym. „Piątki” w szkole, taki sztampowy przykład sprowadzania człowieczeństwa do jego produktywności, aktualizują się w następujących formach: „dobra praca”, „nowe mieszkanie”, „drogi samochód”.
Jeśli nauczyliśmy się żyć w cudzym kontekście, ciągle będzie nam mało. Ciągle będziemy gonić, wygłodniali pochwał i chwilowych upojeń. Myślę, że Psalm 131 genialnie ujarzmia tę postawę:
Panie, moje serce się nie wynosi,
oczy moje nie patrzą z góry,
nie ubiegam się o rzeczy wielkie
ani o zbyt cudowne.
I oto jestem spokojny.
Ucichłem jak niemowlę nakarmione przez matkę.
Jestem jak nakarmione niemowlę.
Niech Izrael zaufa Panu
teraz i na wieki.
To, co czyni nas spokojnymi nie przychodzi wraz z kolejnym uderzeniem wielkiego dzwonu. To wsłuchanie się w delikatną melodię własnego serca, dostrzeżenie jej unikatowości i możliwości współgrania ze światem sprawia, iż wracamy do właściwych wymiarów. Swoich.
Read more:
Jak skoczyć w przepaść, nie robiąc sobie krzywdy? Czyli, co dał mi film „Jutro będziemy szczęśliwi”
Ukołysanka
Moje serce ciągle potrzebuje ukołysania. W całym tym wariactwie, które mnie otacza, w straconych szansach i w stawianych mi przez życie wymaganiach, potrzebuję spokojnej przystani. Czasem trudno uwierzyć, że nie trzeba szukać jej daleko. Że jest na wyciągnięcie drgnienia, wewnątrz. We mnie i w Tobie.
Kiedyś napisałam taką piosenkę, w której zwierzam się z mojego pragnienia małej drogi:
Chcę być mała, maleńka
aby zmieścić się do Twego serca
byś poszedł gdziekolwiek chcesz.
Bo miłość usuwa lęk.
Bo nic przecież nie muszę mieć
oprócz niej.
Bo duża nie zmieszczę się,
więc wykurzam to, co zbędne jest.
I taką, taką mnie bierz!
Bo miłość usuwa lęk.
Bo nic przecież nie muszę mieć
oprócz niej.
Moja mała droga jest naprawdę mała. Kiedyś chciałam, aby była wielka, monumentalna i zaznaczona na mapie grubą linią. Dziś o wiele bardziej zależy mi na tym, aby wiodła do najpiękniejszego Celu. Aby idący nią ludzie, czuli się na niej bezpiecznie. Aby była czyjąś ulubioną.