Siedziałam w niedzielny wieczór przy łóżeczku ciężko chorego synka, a ona przywiozła mi ciepłą kawę i świeże bułki. Twierdzi, że to nic nadzwyczajnego i że inaczej nie potrafi.Tomek Kalita, rzecznik prasowy SLD, który zmarł kilka miesięcy temu na nowotwór mózgu, w jednym z wywiadów, udzielonych przed śmiercią z żalem opowiadał, że niestety wielu znajomych dowiedziawszy się o jego chorobie urwało z nim kontakt. Jego cierpienie stało się dla nich granicą nie do przejścia. Brygida Grysiak Tomka znała jeszcze z czasów swojej pracy w Sejmie. Jego choroba stała się dla niej okazją do kolejnego spotkania. Tak dawno się nie widzieli. To, co dla innych było murem, dla niej było mostem, prowadzącym do drugiego człowieka.
Śpiący Królewicz – roczny chłopczyk, u którego lekarze zdiagnozowali poważne zmiany nowotworowe, był w szpitalu. Właśnie lekarze pozbawili jego rodziców wszelkiej nadziei. Brygida poznała ich kilka miesięcy wcześniej. Widzieli się parę razy. Wymieniali czasami SMS-y. Na wieść o złych rokowaniach chłopca, przyjechała do nich do szpitala. Była niedziela, późne godziny wieczorne. Godziny odwiedzin w szpitalu już dawno minęły. Przywiozła im ciepłą kawę i bułki.
Kiedy inni boją się wejść w życie kogoś, kto cierpi, bo nie wiedzą jak się powinni zachować, co mówić, jak pocieszać, ona po prostu jest. Mówi, że ma taką potrzebę, że to nic nadzwyczajnego. I że inaczej nie potrafi.
Czytaj także:
Wielodzietni. Kilka rzeczy, których możecie o nich nie wiedzieć
Brygida Grysiak, absolwentka Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, dziennikarka TVN 24, kiedyś reporterka sejmowa, dziś tworzy materiały dla programu „Czarno na Białym”, autorka 5 książek. W tym roku wyróżniona nagrodą dziennikarzy „Ślad” im. Biskupa Chrapka.
Odbierając statuetkę zwróciła uwagę, że przedstawia ona złączone dłonie, między którymi jest pewien prześwit. Kiedy rozmawiamy kilka dni później tłumaczy, że Pan Bóg szuka w nas takich prześwitów. I że się tym nigdy nie męczy.
Opowiada, że reportaże dotykające duchowości tylko pozornie nikogo nie interesują. Odzew jest zawsze duży. Czasami maile przychodzą wiele tygodni po emisji. „Dla mnie to znak, że ludzie są spragnieni takich duchowych treści, spotkania z drugim człowiekiem, rozmowy nie tylko o tym, co tu i teraz” – komentuje Brygida. Bo dziennikarstwo to jest misja. „Choć ja wolę mówić, że uprawiam swój ogródek. Najlepiej, jak tylko potrafię” – dopowiada.
Przez 10 lat pracowała w Sejmie. Wspomina, że kiedy codziennie rano wchodziła na galerię sali obrad i przechodziła obok godła państwowego miała poczucie, że pracuje w miejscu wyjątkowym, że robi coś ważnego i potrzebnego. Opowiada, że mocno wciągała ją ta praca. Była lubiana i szanowana przez polityków (sam Leszek Miller jako pierwszy pogratulował jej wydanej książki „Wybrałam życie”).
Z aptekarską dokładnością czytała wszystkie ustawy. Kiedy leżała w szpitalu, oczekując narodzin córki, jeden z posłów w czasie konferencji prasowej przywołał jej nazwisko, jako tej dziennikarki, która dokładnie czytała wszystkie ustawy i chodziła na posiedzenia sejmowych komisji.
Nie dziwi zatem fakt, że kilka lat temu krążył w Internecie mem z jej zdjęciem i podpisem: „Brygida Grysiak, jedyna w Polsce osoba, która ogląda posiedzenia komisji śledczych i wie, o co tam chodzi”.
Z żalem dodaje, że teraz byłoby jej ciężko odnaleźć się w pracy dziennikarza sejmowego. „Poziom debaty publicznej zniżył się okrutnie – komentuje. – Obawiam się, że to równia pochyła. Do tego podziały, które bolą. Jeden z dziennikarzy powiedział mi ostatnio: Wiesz, bo my jesteśmy po przeciwnej stronie barykady. Więc dopytuję: jakiej barykady? Gdzie ona stoi? Kto ją postawił? To nie jest wojna. Daliśmy się wkręcić w jakąś grę. Możemy się różnić, spierać, walczyć, ale róbmy to bez nienawiści. Nienawiść jest grzechem. Pogarda jest grzechem. Jezus nie hejtował. Nawet wtedy, kiedy ludzie wysłali go na Krzyż. Miałam nadzieję, że Światowe Dni Młodzieży i wizyta papieża Franciszka coś w tej naszej publicznej debacie zmienią. Bo była to chyba nasza ostatnia szansa. Wszystko inne już się stało: jednoczyliśmy się po śmierci Papieża, później po katastrofie smoleńskiej, była beatyfikacja i kanonizacja Jana Pawła II. Ale niestety, atmosfera konfliktu społecznego jest już tak gorąca, że i po ŚDMie szybko wróciliśmy na okopane pozycje. Nie mogę się z tym pogodzić” – podsumowuje.
W jednej z rozmów w telewizji śniadaniowej sprzed kilku lat, Brygida opowiadała o swojej świeżo wydanej książce „Miejsce dla każdego. Opowieść o świętości Jana Pawła II”. Choć rozmowa miała się toczyć wokół publikacji, Brygida ciągle mówiła w niej o ogromnej Miłości Pana Boga do człowieka. I choć przy podobnej rozmowie ktoś od niej z pracy żartował, że wyglądało to, jakby chciała nawracać prowadzącego, ona odpowiadała, że dla niej mówienie o Panu Bogu jest czymś naturalnym, zresztą prowadzącego i tak nawracać nie trzeba.
W 2012 roku ukazuje się jej kolejna książka „Wybrałam życie” – historie kobiet, które mimo trudnej sytuacji życiowej lub informacji o ciężkiej chorobie dziecka, zdecydowały się urodzić. Rok później okazuje się, że sama Brygida mogłaby zostać bohaterką swojej książki. Wyniki badań jej nienarodzonej córeczki sugerują ciężką chorobę genetyczną. Dziewczynka przychodzi na świat w Dzień Zwiastowania. Neonatolog przynosi świeżo upieczonej mamie dziecko i oświadcza, że Marysia nie ma żadnego zespołu i jest zupełnie zdrowa. Twarz tej lekarki Brygida zapamięta do końca życia.
Historie takie jak ta nauczyły ją ogromnej wdzięczności. Na jej koncie na TT prawie w każdym wpisie pojawia się słowo „Dziękuję”. Brygida przyznaje, że w ostatnich latach dziękczynienie przybrało u niej wręcz maniakalną formę.
„Budzę się z taką myślą. Zasypiam z taką myślą. Wzrusza mnie to w ciągu dnia. Co więcej, cieszę się jak dziecko, kiedy przygotowuję jakiś reportaż, na którym mi zależy. Zresztą, dla mnie każdy reportaż to przygoda. Ale przede wszystkim to spotkanie z człowiekiem. I to cieszy mnie najbardziej” – mówi.
Czytaj także:
Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci?
Pytana o autorytety mówi, że jest tak naprawdę jeden autorytet, który nigdy nie upadnie, nigdy nie zawiedzie – Pan Jezus. „To wygodne. Bez ryzyka, że moje życie się rozsypie, kiedy mój autorytet upadnie” – komentuje z uśmiechem. Ale dopowiada, że jest wielu ludzi, którzy trwale odcisnęli w jej życiu ślad. Często są to bohaterowie jej reportaży.
Wśród nich jest m.in. Helena Pyz, polska lekarka na wózku, która od lat pracuje z dziećmi ulicy w Indiach. W czasie ich pierwszego spotkania Brygida dopytuje, czy przebywając w ogromie tego nieszczęścia, wśród umierających i cierpiących dzieci, Pani Helena nie ma poczucia beznadziei. Pani Helena się oburza i mówi, że zawsze jest jakaś nadzieja. I że słowo „beznadzieja” w jej słowniku nie istnieje.
Jest też papieski jałmużnik arcybiskup Konrad Krajewski, który oddał nawet swoje rzymskie mieszkanie, żeby uchodźcy z Syrii mieli gdzie zamieszkać, a sam zamieszkał w biurze.
Są też i zwykli, prości ludzie, których w życiu spotkało jakieś nieszczęście. Spotkanie z nimi zaowocowało rozważaniami do Centralnej Drogi Krzyżowej w Warszawie, które Brygida napisała razem z mężem Konradem. Wszak „Wszystko, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40)
W moim życiu to Brygida Grysiak odcisnęła swój wyjątkowy ślad. To właśnie ja siedziałam wtedy w niedzielny wieczór przy łóżeczku ciężko chorego synka, a ona przywiozła mi ciepłą kawę i świeże bułki.
Czytaj także:
Najważniejsze książki w życiu Brygidy Grysiak