Bernadeta Milewski jest Polką mieszkającą na co dzień w Manchester (Connecticut) w USA i badaczką życia i twórczości Lucy Maud Montgomery. Wraz z mężem mają dom Blue Moon na Wyspie Księcia Edwarda w Kanadzie, gdzie mieszkała powieściowa Ania z Zielonego Wzgórza. Prowadzi bloga „Kierunek Avonley”, można ją także znaleźć na Facebooku.
Małorzata Bilska: Jak zaczęła się Pani fascynacja twórczością Lucy Maud Montgomery?
Bernadeta Milewski*: Moja fascynacja rozpoczęła się dosyć typowo, czyli od „Ani z Zielonego Wzgórza”. Miałam 8 lat i mój (o wiele starszy) kuzyn, sądząc, że spodoba mi się ta historia, pożyczył mi 2 pierwsze tomy cyklu o marzycielskiej sierotce, która na Wyspie Księcia Edwarda znalazła swój upragniony dom i kochającą rodzinę. Zaczęłam czytać pierwszy rozdział i przeniosłam się w świat, który zdecydowanie różnił się od socjalistycznej szarości Polski. Już wtedy zrodziło się marzenie, aby kiedyś pojechać na Wyspę, która występuje w 20 z 21 powieści napisanych przez kanadyjską pisarkę.
Pierwszym krokiem ku temu była przeprowadzka do Stanów Zjednoczonych… Prowadzi Pani blog „Kierunek Avonlea”. Skąd tak wielka miłość do Ani, jednej z wielu bohaterek wykreowanych przez wyobraźnię pisarki?
„Ania z Zielonego Wzgórza” i kolejne tomy jej przygód pojawiły się w moim życiu w czasach, kiedy rzeczywistość nie napawała optymizmem. Długie kolejki, puste półki sklepowe, kartki żywnościowe i brak podstawowych towarów sprawiały, że trudno było mieć wizję czegokolwiek lepszego. Ania nauczyła mnie marzyć – marzyć o czymś, co być może czeka na mnie w przyszłości. Nauczyła mnie też mieć nadzieję, że będzie to coś lepszego.
Blog „Kierunek Avonlea” powstał z myślą o przyjaciołach i znajomych, którzy wraz ze mną emocjonowali się każdym wyjazdem do książkowego Avonlea. Planowałam 5 wpisów, jednak wyszło inaczej.
Nigdy też nie sądziłam, że po spełnieniu marzenia w 2006 roku, ponownie zjawię się na Wyspie. Opatrzność jednak czuwała. Kiedy w 2012 roku jedna z moich przyjaciółek (i z pewnością nie był to przypadek, że ma ona na imię Ania) poprosiła mnie o zdjęcia z Zielonego Wzgórza, przeglądając je, poczułam tak ogromną tęsknotę, że 5 dni później wraz z mężem i córką wybraliśmy się ponownie do Avonlea. W tę podróż zabrałam tylko najbliższych, ale już następnego roku, tuż przed trzecią wizytą, zaczęłam dokumentować moje wyjazdy. Niewielkie z początku grono czytelników bloga powiększało się z miesiąca na miesiąc. Obecnie całkiem spora grupa wielbicieli Ani i L.M. Montgomery zwiedza ze mną Wyspę, poznaje jej mieszkańców i dowiaduje się ciekawostek z życia pisarki.
Napisała Pani: „stała się rzecz wręcz niebywała — zostałam właścicielką domu nad Jeziorem Lśniących Wód”. Polka ma dom na Wyspie Księcia Edwarda, nazwała go Blue Moon, czyli Niebieski Księżyc, to brzmi po prostu niesamowicie! Jacy są mieszkańcy wyspy?
Dokładnie 10 lat po tym, jak spełniłam swoje dziecięce marzenie i dotarłam na ukochaną Wyspę Księcia Edwarda, wydarzył się cud. Prawdziwe zrządzenie losu sprawiło, że poinformowano nas o domu, który za kilka dni miał trafić na rynek nieruchomości. Nie rozważaliśmy, co prawda, zakupu domu, ale kiedy dowiedzieliśmy się, że chodzi o dom stojący naprzeciwko Złotego Brzegu, nad Jeziorem Lśniących Wód, z widokiem na Muzeum Ani z Zielonego Wzgórza, musieliśmy go zobaczyć! Sprawy potoczyły się tak błyskawicznie, że nie zdążyłam dokładnie przemyśleć tego kroku, jednakże takiej okazji nie mogliśmy przegapić. Zaledwie 10 domów leży nad Jeziorem Lśniących Wód – ich właścicielami są głównie krewni L.M. Montgomery. W sierpniu 2016 roku do tego grona dołączyliśmy i my. To naprawdę niesamowite uczucie i często sama nie dowierzam, że właśnie nam przydarzyła się ta nieprawdopodobna historia.
Nie jestem jednak ani pierwszą, ani jedyną Polką na Wyspie! W pobliżu latarni na Przylądku Tryon mieszka Polka od lat przebywająca w Kanadzie. Pewne polskie małżeństwo zbudowało sobie piękny dom w Cavendish, a jeszcze inna Polka mieszkająca w pobliżu Cavendish utrzymywała kontakt z Panią Barbarą Wachowicz, której również udało się odbyć podróż śladami L.M. Montgomery. Wpisy w księgach pamiątkowych niezbicie świadczą o tym, że coraz więcej Polaków spełnia swoje marzenia i pojawia się na Wyspie.
Mieszkańcy są niezwykle sympatyczni i zawsze chętnie służą pomocą. Kiedy 2 mieszkańców Wyspy spotyka się po raz pierwszy, na początku ustala się rodziny, z jakich pochodzą. W każdym przypadku są oni w stanie doszukać się jakiegoś pokrewieństwa i – jak się kilkakrotnie przekonałam – rozmowa dopiero wtedy może zejść na inne tory. Wszystkich, którzy nie urodzili się na Wyspie, określa się akronimem „CFA” (Come From Away), czyli osoby nie stąd.
Robi Pani piękne zdjęcia, które znam z bloga. Co Panią urzekło w tych krajobrazach?
Cieszę się, że podobają się Pani moje zdjęcia. Od kilku lat zabieram do Avonlea i Glen St. Mary tych samych czytelników, muszę więc starać się pokazywać im nowe miejsca. Na brak malowniczych zakątków na Wyspie naprawdę nie można narzekać.
Oszałamiające piękno plaż z czerwonym piaskiem i dramatycznymi klifami, malownicze latarnie morskie (których na Wyspie Księcia Edwarda jest aż 63), spektakularne wschody i zachody słońca, urodziwe pola, które zdają się często znikać w błękicie Zatoki Św. Wawrzyńca, kręte czerwone drogi, domostwa pamiętające czasy L.M. Montgomery i spokój, którego nie można znaleźć nigdzie indziej — to wszystko znalazłam na Wyspie i pokochałam równie mocno, jak autorka „Ani z Zielonego Wzgórza”.
Tęskni Pani czasami za Polską, krajem dzieciństwa?
Bardzo często tęsknię za Polską i staram się w miarę regularnie przyjeżdżać do kraju. W moim domu nad Jeziorem Lśniących Wód goście mają okazję nie tylko podziwiać polskie akcenty w postaci wyrobów ceramicznych z Bolesławca czy polskich wydań książek L.M. Montgomery, ale i spróbować polskich dań, herbat oraz słodyczy.
Miłość do książek L.M. Montgomery wydaje się nie znać żadnych granic. Najwięcej Pokrewnych Dusz znalazłam oczywiście w Polsce, jednak dzięki Ani miałam okazję poznać również fanów z Japonii, Ukrainy, Korei Południowej, Australii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Kanady i USA.