Wszystko zaczęło się od stacjonujących tam Amerykanów i tzw. „kultu cargo”.
Wiara w niebo jako miejsce, z którego spływają na ziemian szczególne łaski i błogosławieństwa, typowa jest nie tylko dla chrześcijan. Również ludy wysp Oceanu Spokojnego, podpatrując aktywność alianckich armii u zmierzchu II wojny światowej uznały za właściwe zwrócić się ku niebiosom z prośbą o wszelkie materialne dobra, jakie z łatwością uzyskiwali „z powietrza” Amerykanie i Australijczycy.
W ten właśnie sposób, w ramach „kultu cargo”, powstały na wyspach Pacyfiku dziesiątki pasów startowych i magazynów, których nikt nigdy nie użył. Co gorsza jednak, tambylcza ludność przejęła od Jankesów zwyczaje niekoniecznie godne naśladowania. Były wśród nich słowa i gesty powszechnie uznawane dziś za obelżywe.
Jak wspominał ks. dr Wojciech Bęben, antropolog z Uniwersytetu Warszawskiego, gest środkowego palca i związane z nim słowo na „f” zyskały wśród Papuasów szczególne uznanie, jako oddające najintensywniejsze stany emocjonalne. Do tego stopnia, że powitano nimi nuncjusza apostolskiego, a najpopularniejszy z anglojęzycznych wulgaryzmów po dziś dzień używany bywa w tamtych stronach jako reakcja np. na wyjątkowo olśniewającą homilię. Czy jednak można mieć do miejscowych pretensje o to, czego nasza cywilizacja ich nauczyła?
Czytaj także:
Malarz, tancerz, podrywacz i… złodziej roweru. Witold Pilecki jakiego nie znacie!