Część widzów serialu „House of Cards” zadaje sobie pytanie, czy wydarzenia w nim ukazane są prawdziwe? Czy takie mechanizmy jak na ekranie rządzą także polityką w realu? Odpowiedź nie jest jednoznaczna.Historia słynnego serialu „House of Cards” sięga korzeniami książki i nakręconego wcześniej na jej podstawie miniserialu o takim właśnie tytule. Jednak pierwowzór był angielski i nosił w swej treści i formie bardzo wyraźne znamiona polityki angielskiej. To jeden z powodów – oprócz dosyć kameralnej formy angielskiej wersji filmu – że intryga polityczna opisana przez Michaela Dobbsa musiała nabrać amerykańskiego rozmachu, by osiągnąć szczyty popularności.
https://www.facebook.com/HouseofCards/photos/a.496230710399700.105476.489536651069106/1355910051098424/?type=3
Skąd taki sukces „House of Cards”?
Sukces komercyjny amerykańskiego serialu opiera się na dwóch oczywistych filarach. Pierwszym jest interesująca intryga (chociaż osobiście przyznam się, że już trzeci i czwarty sezon zaczęły mnie nużyć), gdzie zwroty akcji oraz wyraziste konflikty trzymają widza w napięciu i nakazują mu oczekiwać na kolejny odcinek. W gruncie rzeczy nie ma najmniejszej różnicy między kręceniem seriali a opowiadaniem bajek. Chodzi o to, by publiczność zadawała pytanie: „I co dalej?”.
Francis Underwood ma nie tylko wytyczony plan, który wymaga rozbudowanych intryg, ale także jasno zdefiniowanych i wyrazistych przeciwników, których musi wyeliminować, aby osiągnąć sukces. Każda walka naraża główną postać (bo zawaham się przed nazwaniem go bohaterem) na klęskę i w każdym przypadku jest ona bliska. Dlatego też widzowie zawsze oczekują, że – jak linoskoczek – kongresmen, a potem prezydent Underwood postawi fałszywy krok i spadnie z liny.
W gruncie rzeczy znaczna część z nas chodzi do cyrku właśnie z taką nadzieją.
https://www.facebook.com/HouseofCards/posts/1045026382186794:0
Tym bardziej, że w „House of Cards” dobro bynajmniej nie zwycięża. Czołowe postacie są w gruncie rzeczy paskudne, a cynizm zdaje się być hasłem przewodnim całej opowieści. Dlatego też, zgodnie z naszą ludzką naturą – oraz naturą bajek – oczekujemy, że dobro jednak zwycięży, czyli że intrygi Uderwooda doprowadzą do jego upadku. A ponieważ tak się nie dzieje, to z odcinka na odcinek napięcie rośnie. Przecież szczęście nie może tak bez końca mu sprzyjać…
Również forma filmu w pełni odpowiada naszym oczekiwaniom. „House of Cards” jest filmem w gruncie rzeczy kameralnym, można go sobie wyobrazić jako sztukę teatralną. A skoro nie efekty specjalne i nie rozległe plenery z masowymi scenami kierują naszą wyobraźnią w filmie, to konieczne jest, aby robiły to inteligentne dialogi i zaskakujące zwroty akcji. Ale przede wszystkim gra aktorska.
Kevin Spacey wcielał się już w rozmaite postacie: sympatycznego kosmity, psychopatycznego mordercy, sąsiada z przedmieść czy cynicznego bankiera. I nie ma co ukrywać, że w roli amoralnego polityka doskonale się odnalazł, potwierdzając po raz kolejny wysoką klasę swojego aktorstwa.
Szczególnie wyraźnie widać to w scenach solilokwiów, gdy Frank Underwood „zawiesza akcję” i zwracając się bezpośrednio do widzów, wygłasza nieodmiennie trafne (i równie nieodmiennie cyniczne) komentarze na temat otaczających go ludzi i wydarzeń.
Czy polityka wygląda tak jak w „House of Cards”?
Część widzów zadaje sobie pytanie, czy wydarzenia ukazane w serialu są „prawdziwe”? Oczywiście, wszyscy wiedzą, że w USA nie było i nie ma prezydenta Francisa Underwooda. Ale czy takie wydarzenia są możliwe, czy polityką kierują takie mechanizmy, jakie zostały pokazane w serialu „House of Cards”?
Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Nie należy zapominać, że Michael Dobbs (czyli twórca „House of Cards”) był przez wiele lat politykiem, do tego znaczącym. Amerykański serial jest z kolei konsultowany z amerykańskimi znawcami sceny politycznej właśnie po to, aby zapewnić jak największe podobieństwo do rzeczywistości.
https://www.facebook.com/HouseofCards/posts/1059121057443993:0
Należy także podkreślić, że mechanizmy zarówno społeczne, jak i psychologiczne kierujące bohaterami serialu są naprawdę realne. Cóż bowiem bardziej ludzkiego niż ambicja czy chęć zemsty?
Jednakże ma serial „House of Cards” także obszary powodujące, że musimy w nim widzieć jedynie fikcję. Pierwszym jest bezkarność przestępstw. Część działań byłaby jednak nie do ukrycia w obecnym świecie, gdzie przepływ informacji jest naprawdę niekontrolowany. Można sobie zadać pytanie, czy obywatele ukaraliby za nie Franka Underwooda, ale z całą pewnością byliby o nich poinformowani.
Drugim obszarem nieprawdy jest wszechobecny cynizm i deprawacja. W świecie polityki, także amerykańskiej i brytyjskiej, wciąż ogromne znaczenie mają idee i chęć służby na rzecz ogółu. Z całą pewnością w Białym Domu i na wzgórzu Kapitolu aż kipi od intryg, ale nie mieszkają tak same demony.
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.1375163042506458.1073741833.489536651069106&type=3
Read more:
Papież Franciszek kontra Francis Underwood