Msza święta jest dla mnie nie tylko tradycją przekazywaną w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Jest czymś znacznie więcej, bo daje mi życie. Mieszkając na emigracji, nie zawsze mogę uczestniczyć w polskojęzycznych mszach świętych, ale w takich sytuacjach idę na anglojęzyczne liturgie, bo dla mnie nie ma różnicy, w jakim języku jest sprawowana Eucharystia. Podczas każdej z nich dzieje się to samo na ołtarzu: chleb przeistacza się w ciało Chrystusa, a wino w Jego krew.
Jeden z duszpasterzy w mojej szkockiej parafii, gdy mnie jeszcze dobrze nie znał, mawiał do mnie: „Lidzia, nie widziałem cię na niedzielnej mszy świętej”. „Proszę księdza, nie ma takiej opcji, żeby w niedzielę mnie nie było w kościele. Byłam na angielskiej mszy”. Na to ów duchowny zwykł mi odpowiadać: „Dobrze Lidziu. Ty masz wszystko tak poukładane”.
W pewną niedzielę byłam cały dzień w podróży i wiedząc, że jednym z moich przystanków będzie Kraków, postanowiłam pójść na mszę świętą do kościoła Mariackiego. Niestety, nie przewidziałam, iż do tej pięknej bazyliki dotrę dopiero tuż przed godziną 14:00, gdy wierni będą już śpiewać „Ojcze nasz”.
„Proszę Pani, o której będzie następna msza święta?” – cicho zapytałam kobietę w średnim wieku, stojącą tuż obok drzwi świątyni. „Teraz jest msza święta” – szybko odpowiedziała zagadnięta przeze mnie pani. „Ale ja wolę być na całej mszy świętej” – odrzekłam. Na twarzy mojej rozmówczyni malowało się niemałe zaskoczenie. „Niech Pani spojrzy na tablicę z tyłu kościoła, bo tu jest tylko informacja o godzinach zwiedzania bazyliki” – odparła naprędce.
Okazało się, że o tej porze była to ostatnia msza święta w kościele Mariackim: kolejna miała być dopiero o 18:30, a ja niedługo musiałam ruszać w podróż. Postanowiłam jeszcze zajrzeć do kościoła św. Barbary, położonego tuż obok kościoła Mariackiego. Szybko zauważyłam, że za pół godziny miała zacząć się msza święta w języku niemieckim. Pomyślałam, że skoro dosyć często uczestniczę w angielskich nabożeństwach, to i bez problemu mogę wziąć udział i w takiej Eucharystii.
Ta msza święta w języku niemieckim okazała się dla mnie niemałym przeżyciem. Przede wszystkim ogromne wrażenie wywarły na mnie przepiękne, melodyjne pieśni wykonywanych podczas tejże liturgii. Nie znam języka niemieckiego i czasem żartuję, że jedyną frazą, którą potrafię płynnie powiedzieć w tym języku jest słynne „wir sprechen Deutsch”. Stąd znajomość języka angielskiego za bardzo mi się tu nie przydała, bo mimo iż z wielką zachłannością słuchałam całej mszy świętej, zrozumiałam jedynie, a może aż tyle – słowa antyfony: „Ihr wisst, dass ich der Weg, die Wahrheit und das Leben bin” („Ja jestem drogą i prawdą, i życiem”).
Co ciekawe, właśnie ten cytat chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu. Doszłam nawet do wniosku, że w tych słowach zawarta jest pewnego rodzaju recepta na dobre życie, że droga z Jezusem wiedzie do wiecznej szczęśliwości. To, że spośród gęstwiny obcojęzycznych zdań wyłowiłam właśnie te słowa, było dla mnie kolejnym znakiem, że Bóg działa w moim życiu.
Potem próbowałam znaleźć informacje na temat historii mszy świętych w języku niemieckim w tej krakowskiej świątyni i trafiłam na kilka ciekawych faktów. Otóż w średniowieczu do Polski zaczęli masowo napływać emigranci z Niemiec i Kraków stał się jednym z silnych skupisk ludności pochodzenia niemieckiego. Jeszcze w początkach XVI wieku językiem, który słyszano obok języka polskiego na ulicach podwawelskiego grodu był język niemiecki.
To właśnie za sprawą zniemczonej rady miejskiej usunięto polskie kazania kościoła Mariackiego i przeniesiono do kościoła św. Barbary. W roku 1573, król Zygmunt I Stary (1467-1548), przedostatni Jagiellon na tronie polskim, nakazał przywrócić kazania polskie w kościele Mariackim, a niemieckie przenieść do kościoła świętej Barbary.
Nie ma znaczenia, w jakim języku jest niedzielna czy też powszednia liturgia. Bóg jest wszechobecny i działa wszędzie tam, gdzie żyjemy i pracujemy. Wszędzie tam, gdzie jest Kościół. „Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6, 54 -55) – pisze umiłowany uczeń Jezusa, święty Jan Ewangelista. Innymi słowy, biorąc udział we mszy świętej, przyjmując komunię świętą, uczestniczymy też w pełni w Eucharystii i przede wszystkim dostajemy nieśmiertelne życie.