Gdzieś nam się zgubiła łagodność. Łagodność w obyczajach i łagodność jako słowo.Najpierw słowo. Dawno nie słyszałam, żeby ktoś tak o kimś mówił. Widziałam za to łagodny keczup, krem do twarzy, proszek do prania, reklamę łagodnej dermabrazji. Pierwsze skojarzenie: zaszkodzić nie powinno, ale i za wiele nie pomoże. Sprawdzam synonimy w słowniku: potulny, ckliwy, mdły… Nie najlepiej. Właściwie całkiem słabo. Nic dziwnego, że nie chcemy być łagodni.
Bo przecież trzeba walczyć – o swoje prawo, zdanie, emocje, miejsce w życiu. Dlatego zamiast rozmów uprawiamy bitwy na słowa, zamiast wymieniać poglądy – wymieniamy ciosy. Zamiast przyznać, że pięknie się różnimy – chce nam się zatańczyć na grobie przeciwnika. Kto nie z nami, ten jest przeciwko nam. Nadstawić drugi policzek? A może jeszcze przebaczyć? Nie ma mowy.
Łagodność ma kiepski PR
Wolimy być silni i wyraziści, a łagodność kojarzy się przecież ze słabością. I w tym skojarzeniu właśnie tkwi największy błąd. Bo łagodność jest siłą. Trzeba mieć naprawdę mocny charakter, żeby nie wybuchać gniewem przy byle okazji. Nie tracić fasonu, trzymać się własnego zdania – ale z szacunkiem dla rozmówcy i z miłością dla człowieka, po prostu. W końcu wiadomo, że bliźnich trzeba kochać, ale nie wszystkich musimy lubić. Może więc wolimy to nazywać klasą? Albo nerwami ze stali?
Czytaj także:
10 cech osobowości, które czynią kobietę naprawdę piękną
Łagodność nie ma płci
A przynajmniej nie powinna. To nie musi być wyłącznie kobieca cecha. Łagodność nie musi mieć sarnich oczu ani nawet dołeczka w policzku. Może iść w parze ze stanowczością i konsekwencją. Łagodna kobieta, tak jak łagodny mężczyzna – mówi „tak” albo „nie”, kiedy ma na to ochotę. Trwa przy swoim zdaniu, ponieważ doskonale wie, dlaczego je wygłasza. Z tą jednak różnicą, że nie krzywdzi przy tym nikogo i nie poniża. Łagodność idzie w parze z miłością i szacunkiem, ale nie pozwala sobie wejść na głowę. To na tym właśnie polega „nadstawianie drugiego policzka” – brak chęci zemsty czy odwetu nie oznacza rezygnacji z walki o sprawiedliwość. Kwestia metody, po prostu.
Łagodność i gniew
Myślę o Pippi Langstrumpf, rudym i nieokrzesanym dziecku, najweselszym na świecie. Przez swoją niepokorę i totalną pogardę dla konwencji dorosłego świata Pippi stała się ikoną nonkonformizmu. W tym sensie wszyscy – przynajmniej czasami – chcielibyśmy nią być. Wyrywać się ze schematów, w które wtłacza nas życie, zaprzeczać głupstwu konwenansów… O tak, Pippi bywała bezczelna. Była też niezwykle silna fizycznie – po czarodziejsku, bo to w końcu bajka. Ale nigdy, przenigdy, nikomu nie zrobiła krzywdy i zawsze broniła słabszych. To jedyne chwile, kiedy wpada w gniew i używa swojej siły. Nie była agresywna, była łagodna – choć to pewnie ostatnie słowo, jakie przychodzi nam do głowy, kiedy o niej myślimy.
Czytaj także:
Savoir-vivre dzisiaj? Kobiety coraz częściej zapominają o swoich przywilejach [wywiad]
A szkoda. Bo tak rozumiana łagodność – nie ciepłe kluchy, ale dobroć i miłość, która „cierpliwa jest, łaskawa jest, nie unosi się pychą, nie szuka poklasku, nie cieszy się z niesprawiedliwości” – bardzo by się nam wszystkim dzisiaj przydała. Wbrew konwenansom.