Po publikacji tekstu „Tampony. Co się ukrywa przed kobietami” dostaliśmy od Was dużo ciekawych uwag, pytań i sugestii o uzupełnienie informacji. Postaramy się na nie odpowiedzieć, zaczynając od podstaw i przechodząc do konkretów.Tampony są w użyciu od tysięcy lat, zwitków papirusa używały już starożytne Egipcjanki piętnaście wieków przed naszą erą. Rzymianki stosowały tampony z wełny, w dawnej Japonii znano tampony z papieru, przytrzymywane na miejscu bandażami i zmieniane 10 do 12 razy dziennie, na Hawajach popularny był pewien miejscowy gatunek paproci, a w Azji – trawa, mech i inne rośliny. W postaci, jaką znamy dziś, z aplikatorem w papierowej tubce, tampony pojawiły się w latach 30. XX wieku. A w latach 80. zaczęło być głośno o wstrząsie toksycznym (TSS), związanym z ich używaniem. Niezwykle ciekawą historię – w ujęciu kulturowym i medycznym – przedstawia na ten temat dr Sherra L. Vostral; tekst ten w języku angielskim można przeczytać na stronie National Center for Biotechnology Information .
Niedawno telewizja France 5 nadała reportaż, po którym we Francji rozpętała się gorąca publiczna dyskusja na temat dostępności informacji o składzie tamponów i potrzebie rzetelnych badań naukowych.
Echa tej dyskusji opisaliśmy w tekście, który tak Was poruszył.
Read more:
Tampony. Co się ukrywa przed kobietami
Oto Wasze pytania:
Co temat o tamponach robi na stronie chrześcijańskiej? Jaki jest cel publikacji poza klikalnością? Nie róbmy tutaj średniowiecza.
Połowa ludzkości – czyli kobiety – miesiączkuje, i dzieje się tak bez względu na ich wyznanie. Powód, dla którego lifestyle’owy, czyli poświęcony dobremu życiu portal, zajmuje się takim tematem, wydaje się tłumaczyć sam przez się. Ale pojawia się tu ciekawy wątek: w jaki sposób, i czy w ogóle, umiemy rozmawiać publicznie o sprawach intymnych, przynależnych do sfery prywatnej. Podjęcie takiej tematyki wydaje się nam wręcz mentalnym przeciwieństwem „średniowiecza”. Celem tego artykułu nie było bowiem obłożenie tamponów anatemą, przeciwnie – zwracamy uwagę na możliwość i konieczność dokonywania świadomych wyborów, w czym, jak widać, wsparły nas swoimi pytaniami czytelniczki. We współczesnym świecie menstruacja przestaje być tematem tabu, ale nie chodzi o epatowanie fizjologią, tylko o przyjęcie do wiadomości, że jej higiena nie jest niczym nienaturalnym ani powodem do wstydu, ale sprawą, która może zaważyć na zdrowiu i życiu kobiety.
Które tampony są niebezpieczne? Czy w ogóle nie powinno się ich stosować? Jak sprawdzać i co?
Na tak postawione pytanie nie da się odpowiedzieć, podając nazwy konkretnych firm. Nie ma tamponów mniej lub bardziej groźnych dla zdrowia w ogóle, w jakimś abstrakcyjnym sensie, ale jest kilka wskazówek.
Decydując się na użycie tamponu trzeba brać pod uwagę trzy czynniki: higienę aplikacji, czyli umyte ręce i krocze, chłonność tamponu, czyli minimalną dla intensywności krwawienia objętość – tak, żeby jak najbardziej ograniczyć czas użycia jednego tamponu, wreszcie rzecz najtrudniejszą, czyli indywidualną florę bakteryjną.
Negatywnym bohaterem jest tu gronkowiec złocisty, Staphylococcus aureus, znana od XIX wieku i odpowiedzialna za wiele groźnych dolegliwości bakteria. Problem w tym, że 10 do 50% procent ludzi gości gronkowca na własnej skórze, w nosie, kobiety także w pochwie, nie doznając przy tym żadnych objawów. Dajemy sobie z nim radę, dopóki nie pojawią się okoliczności sprzyjające jego ekspansji. Dość kwaśne – pH 4,2 – środowisko pochwy poza czasem menstruacji jest w stanie utrzymać go pod kontrolą, ale w czasie miesiączki i w towarzystwie tamponu sytuacja może się zmienić.
Rekomenduje się więc używanie tamponów o jak najniższej chłonności, najlepiej z czystej bawełny bez sztucznych dodatków, choć to także nie daje stuprocentowej gwarancji. Niestety, nie można zrobić testów, jakie na przykład wykonuje się w szpitalach przed operacjami, żeby wykluczyć obecność gronkowca, także jego słynnej, jadowitej odmiany MRSA – odpornego na antybiotyki szczepu, odpowiedzialnego za groźne zakażenia szpitalne. Niemniej jednak te z nas, które wiedzą o tym, że są nosicielkami gronkowca, powinny starannie rozważyć stosowanie tamponów, najlepiej w rozmowie z lekarzem specjalistą.
O wstrząsie toksycznym piszą na opakowaniu, skład jest podany, więc w czym rzecz? Te przypadki są ekstremalnie rzadkie, zawsze związane z innymi przyczynami.
Chcemy podkreślić, że można zminimalizować niebezpieczeństwo wystąpienia wstrząsu toksycznego (TSS). Chodzi, jak wyżej, o warunki, w których rozwija się odpowiedzialny za to gronkowiec złocisty, czyli dużą chłonność tamponu plus indywidualną florę bakteryjną. O tym ostatnim czynniku nie ma mowy w ulotkach, przynajmniej nie wprost.
Czy to jest kryptoreklama kubeczków, które też mogą wywoływać wstrząs? Czy ekologicznych podpasek?
Jeśli ten tekst miał być reklamą czy promocją czegokolwiek, to przede wszystkim świadomego, opartego na rzetelnych podstawach wyboru. Rzeczywiście, istnieją udokumentowane – rzadkie – przypadki TSS po użyciu kubeczka. Na ten wybór, podobnie jak użycie podpasek wielokrotnego użytku, decyduje się jednak coraz więcej kobiet, i bywa on, jak się zdaje, wyrazem pewnej filozofii życiowej, związanej między innymi właśnie z ekologią.
Tampony – podobnie jak jednorazowe podpaski, pieluszki, wilgotne chusteczki do higieny intymnej albo do demakijażu – to wybór tyleż prosty i wygodny, co mało ekologiczny. Proces produkcji celulozowych włókienek z pulpy drzewnej jest skomplikowany, nieenergooszczędny, stosuje się przy nim także sporo substancji chemicznych. Transport produktów, utylizacja zużytych opakowań – to kolejne tematy pod rozwagę dla użytkowniczek.
Brakuje informacji o bardziej typowych dolegliwościach związanych z tamponami.
Za wiele dolegliwości „w tym rejonie” – grzybice, zakażenie drożdżakowe, upławy, suchość pochwy, niektóre problemy z nabłonkiem, określane ogólnie jako nadżerki – odpowiedzialne są zaburzenia miejscowej flory bakteryjnej. Ich powstaniu może sprzyjać zarówno używanie tamponów, jak i antybiotyków, leków dopochwowych, także podpasek: to wszystko zależy od indywidualnych czynników.
W żadnym wypadku nie mamy zamiaru być „doktorem Google” i na odległość rozstrzygać arbitralnie, w czym rzecz. Wręcz przeciwnie, namawiamy do regularnych badań cytologicznych i wizyt u ginekologa. Lekarz i tylko lekarz może ustalić źródło problemu i przebieg leczenia.
Mamy nadzieję, że tym rozwialiśmy choć część Waszych wątpliwości. Jeżeli jest inaczej, koniecznie dajcie znać w komentarzach!