Każde „Gwiezdne Wojny” traktują tak naprawdę o zawiłej, napiętej i nieraz pięknej relacji ojców z ich dziećmi.W otwierającej scenie „Łotra 1”, Galen Erso – ukrywający się w odległym zakątku galaktyki – spogląda na swoją córkę Jyn i mówi jej: – Wszystko co robię, robię by Cię chronić.
– Aha, jasne tato – myśli gorzko Jyn lata później. Niedługo po tej nazbyt krótkiej, szczerej rozmowie Galen zostaje zesłany przez to samo złe Imperium, do kontraktowanej pracy, zostawiając Jyn samą sobie. Teraz już dorosła – znużona włóczęgą, pozbawiona resztek idealizmu – woli wierzyć, że jej ojciec nie żyje, niż że dalej pracuje dla Imperium.
Galen jednak nie umarł. Gorzej, przez ostatnie lata był zajęty projektowaniem superbroni, Gwiazdy Śmierci, najbardziej zabójczej bojowej stacji kosmicznej.
Ale jest w tym wszystkim haczyk. W holograficznej wiadomości do córki ojciec sugeruje, że przez cały ten czas pracował na rzecz jasnej strony Mocy. W mgnieniu oka, z buntowniczki bez celu Jyn staje się bojowniczką na rzecz Rebelii. – Cała nadzieja w Rebelii – mówi. Teraz ma cel – cel, nadany jej przez ojca.
W najnowszej części sagi „Gwiezdnych Wojen”, Galen reprezentuje skomplikowaną postać ojca.
Właściwie, jeśli odłożymy na bok miecze świetlne, myśliwce X-Wing i niskich, zielonych mistrzów Jedi wraz z ich językiem o dziwnej składni, możemy zobaczyć, że każde Gwiezdne Wojny traktują tak naprawdę o zawiłej, napiętej i nieraz pięknej relacji ojców z ich dziećmi.
Pomyślmy: Oryginalna Trylogia poświęcona była relacji Luka Skywalkera z jego biologicznym ojcem, największym złoczyńcą w galaktyce, Darthem Vaderem. Powrót Jedi to w istocie opowieść o bardzo nieszablonowym świątecznym obiedzie, w którym krzyżowanie widelców zastąpiono wymachiwaniem mieczami świetlnymi. Luke i Vader spędzają cały film, próbując przekonać tego drugiego do nawrócenia się z naiwnej/złej ścieżki i przejścia, odpowiednio, na stronę światła lub ciemności. Lukowi udaje się dopiąć swego i Darth Vader przechodzi najbardziej spektakularną przemianę w historii współczesnej kinematografii.
Czytaj także:
5 filmów o poświęceniu, które warto zobaczyć
Dobre cztery dekady później w „Przebudzeniu Mocy” osiągnięto apogeum komplikacji, portretując spotkanie po latach syna i ojca. (Uwaga: w następnej części wyjawionych zostaje więcej szczegółów). Siostra Luka, Leia (w tej roli niezapomniana Carrie Fisher, którą niedawno pożegnaliśmy) i nieugięty najemnik Han Solo, główne postacie pierwszych części „Gwiezdnych Wojen”, najwyraźniej spiknęli się w którymś momencie i mają razem dziecko. Jednak ich pociecha też przeszła przez swoją fazę buntu i uczyniła idolem swojego dzieciństwa mrocznego, ciężko dyszącego dziadka – nie jego łagodniejszą wersję, którą Luke poznał w Powrocie Jedi, a Złego, gotowego wydusić życie z każdego, kto mu się sprzeciwi.
W duchowym, jeśli nie dosłownym, punkcie kulminacyjnym filmu, Han Solo konfrontuje się ze swoim niesfornym synem, który zaczyna kierować się w stronę światła, reprezentowanego przez ojca. – Czuję się rozerwany – mówi mu Kylo. – Chciałbym uwolnić się od tego bólu. Wiem, co muszę zrobić, ale nie wiem, czy starczy mi na to sił. Pomożesz mi?
– Tak – mówi Han, wyciągając rękę do swojego syna. – Czegokolwiek potrzebujesz.
W tym momencie Kylo przebija ojca nożem.
https://www.youtube.com/watch?v=RpX7dyTfgzI
To ponury początek historii Kylo, którą poznamy lepiej w nadchodzących latach. Jednak jest coś, co nie daje mi spokoju w kwestii relacji między ojcami i dziećmi: Jak istotne są one – w dobrym czy złym tego słowa znaczeniu – dla obu stron. Nawet w mocno nieidealnych rodzinach, widzimy jak ważny jest to związek.
Ten przekaz wydaje się być w dzisiejszych czasach bardzo kontrkulturowy.
Mniej więcej połowa małżeństw skończy się rozwodem. Dla wielu dzieci, ojcowie są weekendowymi gośćmi, to znaczy, o ile w ogóle są obecni. Bardzo dużo dzieci nawet nie zna swoich ojców.
Nawet w stabilnych rodzinach z dwojgiem rodziców, ojcowie często stoją z boku. Nieraz, w popularnych historiach, wydaje się, że ich rola jest podobna do chromowanych kołpaków w samochodzie: fajne, ale nie niezbędne.
Te związki okazują się kluczowe dla losów całej galaktyki.
W artykule z 2010 roku w magazynie The Atlantic, Pamela Paul napisała nawet: „Złe wiadomości dla ojców: pomimo powszechnego przekonania, wasza rola nie jest obiektywnie konieczna”.
„Gwiezdne Wojny” wydają się mówić coś innego. Ojcowie mają znaczenie. Mają znaczenie dla swoich dzieci. Dzieci zaś mają znaczenie dla ojców. Te związki okazują się kluczowe dla losów całej galaktyki.
Czytaj także:
Jak pomóc mężczyźnie być lepszym tatą
Luke wyczuwa dobro w swoim okropnie zagubionym ojcu. I ponieważ nie chce zrezygnować z tej relacji, tata Darth strąca Imperatora – nie tylko z tronu, ale i dosłownie, prosto w bezdenną czeluść. Han Solo uczynił co mógł, by odciągnąć syna od mocy zła: może przesadzam, ale nie wydaje mi się, że wpływ Hana na jego syna to skończony już wątek.
Podobnie w Łotrze 1, Galen zostawia zakodowane wiadomości dla swojej córki Jyn – nawet nazwanie planów Gwiazdy Śmierci „Gwiazdeczka” – przezwiskiem Jyn z czasów, kiedy była małą dziewczynką, odgrywa tu istotną rolę.
Ojcowie niepozbawieni są skazy i saga Gwiezdnych Wojen nie próbuje przekonać nas, że jest inaczej. Bez względu na to, widzimy, że ojcowie nieraz wbrew własnej woli, bardzo kochają swoje dzieci. I każdy z nich, w którymś momencie, poświęca się dla ich dobra.
Jako ojciec, wydaje mi się, że jest to dość mocne przesłanie. Wiem, że samemu zdarza mi się popełniać błędy. Wiem, że nie zawsze spędzam z moimi dziećmi tyle czasu ile bym chciał, albo że krzyczę, kiedy powinienem był słuchać. Jednak, czy zrobiłbym dla nich wszystko? Oczywiście! Nawet jeśli oznacza to podniesienie ręki na Imperium.