Współcześni ojcowie różnią się od tych sprzed kilku dekad. Inaczej postrzegają swoją rolę, bardziej się starają. Rozumieją, jak ważny jest nie tylko ich autorytet, ale też zwykłe, codzienne wsparcie.Ojcowie milenijnego przełomu wieków niewiele mają wspólnego z ojcami poprzednich pokoleń. Czy tak jest lepiej?
Mężczyźni urodzeni na przełomie wieków są dziś wystarczająco dorośli, by żenić się i mieć dzieci, ale na rodzicielstwo patrzą inaczej niż ojcowie z pokolenia Baby Boomers i Generacji X. Dziś na topie jest Pan Mama – wśród najmłodszego pokolenia ojców odnotowano 67 procent przypadków (według badań Boston College Center for Work and Family), w których mężczyzna chce „równości rodzicielskiej”. Do widzenia mówimy więc tatom jedynie przynoszącym do domu wypłatę, witamy ojców, dla których karmienie butelką noworodka to czysta przyjemność.
Zapytałyśmy kilku ojców, dlaczego uważają, że równe dzielenie się obowiązkami przy wychowywaniu dzieci to dobry pomysł. Oto, co mówią na temat równowagi między pracą a życiem rodzinnym, szacunku do swoich żon i wpajaniu dzieciom odpowiednich wartości.
Wzajemna pomoc
Tyler Mathews ma 31 lat i sześcioro dzieci. Pracuje na pełen etat, podczas gdy jego żona zajmuje się dziećmi i prowadzi z domu mały biznes, wspierający codzienne wydatki. Jego rodzice wpoili mu bardzo tradycyjny model podziały ról w rodzinie, podczas gdy bardziej liberalni rodzice jego żony wspólnie wychowywali dzieci i dbali o dom. Tyler przyznaje, że ta fundamentalna różnica w ich wychowaniu była powodem wielu nieporozumień i kłótni na początku małżeństwa. – W pierwszym roku małżeństwa zdałem sobie sprawę, że być może zachowuję się trochę egoistycznie – mówi. Po pierwszych siedmiu miesiącach burzliwego związku małżeńskiego, posłuchał w końcu rady swojej żony i przeprowadził długą rozmowę ze swoim teściem.
„Mężczyźni uwielbiają cytować fragment biblijnego listu do Efezjan Ef. 5:22-24, ale zazwyczaj zatrzymują się przez 25 wersem, który mówi o tym, że mąż powinien być sługą żony, w odpowiedzi na jej miłość do niego”. Mathews przytacza: „Ef 5:25: Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie”.
Po pewnym czasie spędzonym sam na sam z teściem, Tyler stopniowo zmienił się w ten typ ojca, który stawia na opiekę nad dziećmi i prace domowe.
– Znacznie łatwiej przychodzi mi zmienianie pieluch i sprzątanie – przyznaje. – Nauczyłem się też, że fakt, iż pracuję całymi dniami nie zwalnia mnie od obowiązków. Powinien pomóc żonie przy dzieciach, nawet w środku nocy, nawet gdy jestem wykończony. To że masz pracę nie oznacza, że nic więcej nie możesz robić. Próbuję przekonać do takiego myślenia swoich przyjaciół. Całymi dniami jestem poza domem, więc czas, który mogę spędzić z dziećmi jest niezwykle satysfakcjonujący.
Chociaż Tyler sam nie jest ojcem, który często bywa w domu, nie ma negatywnej opinii o ojcach, którzy decydują się ta głębsze wejście w nową rolę. – To sprawa indywidualna każdego małżeństwa – mówi. – Nie ma tu żadnej jedynie właściwej lub błędnej decyzji. Uważa, że w poprzednich pokoleniach ludzie byli moralnie przywiązani do pewnych wzorców dotyczących podziału ról w małżeństwie. – „Baby Boomers i generacja X żyły w przekonaniu, że wychowanie dzieci to rola kobiet, a mężczyźni po prostu się tym nie zajmują. Każda kobieta powinna wyjechać na weekend z przyjaciółkami i zostawić dzieci pod opieką męża, żeby przekonał się jak wiele pracy trzeba włożyć w opiekę nad nimi – radzi Mathews. – Taki mężczyzna szybko dojdzie do wniosku, że „to jest o wiele trudniejsze, niż myślałem”. Taka praca wyczerpuje emocjonalnie, bo nawet kiedy kochasz swoje dzieciaki na śmierć i życie, pochłoną każdą ilość twojej energii.
Dopełnić przysięgi małżeńskiej
28-letni Bob Spoerl mieszka na przedmieściach Chicago z żoną i dwojgiem małych dzieci. Ponieważ oboje prowadzą własne firmy, przyznaje, że na co dzień stosują partnerskie zasady (jak w wrestlingu tag-team).
– Jeśli masz dwoje urwisów i obie osoby w związku pracują, praktycznie nie masz innego wyjścia. Jednak zanim założyliśmy firmy i życie nabrało szalonego tempa – zawsze starałem się angażować w wychowanie dzieci – przyznaje. – Moja żona była managerem, często pracowała wieczorami i w weekendy. Robiłem często zakupy, zawsze zabierając dzieci ze sobą, a to nie był zbyt częsty widok i poprzednich pokoleniach.
Dla Boba jest jasne, że chcąc dopasować z żoną swoje godziny pracy, od czasu do czasu to on musi przejmować matczyne obowiązki.
– Nauczyłem się bardzo wiele o pielęgnacji. Zmienianie pieluch nie było dla mnie wcale takie oczywiste, ale jakoś opanowałem tę sztukę. Zrozumiałem też, że moja żona ma czasem prawo odpocząć od wszystkich tych rzeczy i obowiązków, których oczekuje się od niej, jako do matki. Dobrze nam to obojgu zrobiło, uniknęliśmy stresu. Nikt nikomu nie robi wyrzutów w stylu „wszystko na mojej głowie” – mówi. Bob uważa, że współpraca i wzajemne wspieranie się małżonków w wychowaniu dzieci jest aktem wiary. – Może się nam na początku wydawać, że tradycyjny podział ról jest idealnym rozwiązaniem, ale gdy wchodzimy w związek małżeński przyrzekamy się przecież zawsze wspierać – tłumaczy. – Wspólne prowadzenie domu, wychodzenie poza strefę swojego bezpieczeństwa, hołdowanie mniej tradycyjnemu modelowi rodziny, wspieranie się – nasza wiara zainspirowała nas do podjęcia takich wyborów.
Wspólne rodzicielstwo jako akt wiary
Quentin Vennie z New Jersey, ma 33 lata na karku i dwójkę maluchów. On także wierzy, że współrodzicielstwo jest aktem wiary.
– Życie nie jest już takie, jak za czasów naszych ojców, kiedy to mężczyźni pracowali całymi dniami poza domem, wracali późno i dostawali na kolację największą porcję kurczaka – żartuje. – Byli wyłącznie żywicielami swoich rodzin, nigdy nie wchodzili w emocjonalną strefę rodzicielstwa.Jestem znacznie bardziej uczuciowy jako rodzic, niż byłem jako chłopiec. Chcę zerwać ze stereotypem jaki wciąż towarzyszy ojcostwu.. Mój najstarszy syn dostał imię Christian, bo jesteśmy Chrześcijanami. Modlimy się każdego dnia. Rozmawiamy o Bogu, Chrystusie, o tym, jak żyć dobrze i sprawiedliwie. Moje dzieci czują bezpośredni kontakt z Bogiem. Chcę je uczyć miłości i szacunku do Niego oraz tego, że nie należy się Go bać.
Historie o dobrym ojcostwie
Warto prześledzić projekt Halo.Tato polskiego blogera Konrada Kruczkowskiego, który kiedyś pracował jako dyrektor artystyczny kilku agencji reklamowych, studiował teologię, pisał m.in. dla „W Drodze” i „Tygodnika Powszechnego”. – Usłyszałem: „Powrót ojców to kłamstwo, ojcowie wracają tylko w weekendy”. Pomyślałem, że nie może być tak źle, znam przecież mężczyzn, dla których ojcostwo to jak wygrać wszystko. Tak powstał Halo.Tato, sześć historii o dobrym ojcostwie – pisze na swoim blogu haloziemia.pl. To poruszające, pouczające i niezwykle ciekawe historie mężczyzn, dla których ojcostwo jest nie tylko rolą, ale też wyzwaniem, misją, albo powołaniem.
Czytaj także:
Ojciec jest niezbędny przy wychowywaniu dziecka. To potwierdzone naukowo!