Apokalipsa jest tekstem składającym się z obrazów. Można powiedzieć – gotowy scenariusz do komiksu. Paweł Kołodziejski postanowił to wykorzystać.O. Augustyn Jankowski, redaktor naukowy Biblii Tysiąclecia i tłumacz Apokalipsy św. Jana, mawiał, że przy ilustrowaniu tej księgi polegli najlepsi. Nie do końca podobała mu się nawet słynna seria renesansowych rycin Albrechta Dürera – uważał, że jest zbyt dosłowna. Powtarzał: „Apokalipsę mógłby oddać jedynie film, ruchome obrazy”. Nie wziął pod uwagę, że równie dobrze może sobie z nią poradzić komiks, czyli powieść graficzna.
Proroctwo w rękach artysty
Sztuka to dla mnie działanie wyrastające z dobrego rzemiosła. „Apokalipsa św. Jana. Powieść graficzna” zawiera go bardzo wiele i jednocześnie ma w sobie to coś, co sprawia, że efekty pracy rzemieślnika stają się dziełem sztuki.
Pomijając artyzm tekstu (doskonale łączy w sobie piękno i objawienie) i dobrą jakość przekładu Edycji św. Pawła tym, co uderza jako pierwsze, jest dopracowanie rysunku i piękna, zróżnicowana i stosowana z rozmysłem kreska.
Czytaj także:
Fajna sztuka katolicka. Claudio Pastro – współczesny Michał Anioł
Posługujący się nią Paweł Kołodziejski jest absolwentem krakowskiej ASP i ma już na koncie kilka większych realizacji (na przykład witraże do kaplicy w Porębie i polichromie wykonane dla bernardynów). Tym razem narysował to, jak widzi tekst objawiony. Ta wizja pochłania i porusza.
Warstwy wydarzeń
Niezwykle dynamiczne i złożone rysunki przedstawiające wizje przedzielone są kadrami pełnymi wyciszenia. Widzimy, jak Jan przybywa na Patmos, gdzie będzie miał objawienia, jak zanurza się w morzu (a może odpoczywa w Bogu?), jak spotyka się z orłem – ptakiem, który w symbolice chrześcijańskiej jest wiązany właśnie z tym apostołem.
Rysownik stosuje różne techniki: nie waha się przed użyciem w charakterze ornamentu w tle greckiego tekstu Apokalipsy, część wizji z daleka przypomina bardziej kunsztowną ozdobę niż nośnik treści. Kiedy jednak spojrzymy bliżej, odsłaniają się kolejne warstwy znaczeń.
Nie da się tej książki czytać szybko – każda strona wymusza zatrzymanie się. Jest tam tak wiele detali i tak wiele symboli, że można ją kontemplować bardzo długo. Można ją także wykorzystać do przybliżenia symboliki biblijnej, a z drugiej strony, świetnie uczy ona, czym symbolika jest sama w sobie. Jak konstruuje się obrazy, które mówią znacznie więcej, niż to, co widać na pierwszy rzut oka.
Trzy kolory
Zastosowana gama kolorystyczna jest bardzo skromna – tylko trzy kolory. Biały, czarny i czerwony, które świetnie współgrają z tekstem biblijnej księgi i spokojnie wystarczają do tego, by zbudować pełną napięcia i dynamiki opowieść. Jedynie na okładce pojawia się jeszcze złoty kolor. To może być wymagające dla czytelnika, bo nie każdy będzie potrafił docenić ten minimalizm.
Czytaj także:
Hugh Jackman jako św. Paweł? “Każdy swój występ powierzam Bogu”
Wiele jest w formie graficznej cytatów z klasycznej sztuki religijnej, także współczesnej, jak choćby obraz Jezusa Miłosiernego. Jednak cała rzeczywistość zostaje przetworzona przez autora i zyskuje dzięki temu pewien charakterystyczny, osobisty wymiar. Ten aspekt się nie narzuca, czytając „Apokalipsę świętego Jana” miałam wrażenie, że jest to bardziej świadectwo o księdze, niż dokładnie ona sama. Paweł Kołodziejski przeczytał ją, przepuścił przez swoją wrażliwość i o niej z dużym wyczuciem opowiada, dodając także współczesne „smaczki”.
Nie wszyscy muszą się z tymi odautorskim mikro-komentarzami zgadzać, jednak to one sprawiają, że biblijny tekst spisany 1900 lat temu staje się współczesny. To rodzi niezbyt przyjemny dreszcz w okolicach kręgosłupa, ale jest też dowodem na to, że to proroctwo nigdy się nie starzeje.
Słowo po słowie (objawionym)
Całość kończy posłowie o. Cypriana Moryca dotyczące Apokalipsy św. Jana. Po pełnych dynamiki grafikach wydaje się zbyt spokojny i stonowany. Jest jednak potrzebny jako dopowiedzenie, wyjaśnienie niektórych kwestii, których nie da się wychwycić z grafik bez uprzedniego przygotowania.
Powieść wydało Wydawnictwo eSPe, któremu należą się wielkie oklaski za odwagę oraz czas poświęcony na dobre opracowanie redakcyjne i techniczne całości. To także kawał dobrej, rzemieślniczej pracy, za którą należy się zdecydowana pochwała.
A z całości powieści najbardziej rozczula mnie Baranek i owieczki. Narysowane tak realistycznie, aż chce się je pogłaskać.
Czytaj także:
„Głupia prostaczka”, której objawiła się Maryja. Poruszająca historia Bernadety Soubirous