Chyba każda z nas miewa momenty, kiedy wszystko wydaje się wymykać spod kontroli. Przerażające wrażenie, że płynie się z prądem, podczas gdy inni wspinają się na szczyty. Jak to, ja nie kontroluję sytuacji? Nie mam idealnego planu i idealnych osiągnięć? Muszę działać, muszę wreszcie zapanować nad moim życiem, muszę być idealna!
Ambicja, chęć rozwoju i pomnażanie talentów to oczywiście ogromne dobro i część naszego powołania. Ale bez akceptacji, że doskonałe nie będziemy – bo nie będziemy! – mogą zapędzić nas w kozi róg frustracji, kompleksów i zniechęcenia. Pomyśl, ilu rzeczy w życiu nie zrobiłaś właśnie z obawy, że mogą się nie udać? Że mogą nie wyjść idealnie? Że na chwilę stracisz kontrolę?
Jako kryptoperfekcjonistka objawy tej pogoni za ideałem widzę chyba we wszystkich obszarach mojego życia – od nauki, przez pracę, związki, pasje, aż po modlitwę. I bardzo często sama sobie muszę powtarzać: „Odpuść, wyluzuj, nie musisz być we wszystkim idealna”.
Niby to oczywiste, że ideały nie istnieją, a jednak „odpuszczenie sobie” – przynajmniej dla mnie – wcale oczywiste nie jest. Co gorsza, nie jest to kwestia jednej decyzji, ale ciągłej nauki akceptacji własnych słabości, zgody na niedoskonałość i zaufania doskonałości Boga.
W tej codziennej walce z niezdrowym perfekcjonizmem pomaga mi kilka prostych myśli. Może i wam pozwolą „odpuścić” i zawierzyć Temu, który jako jedyny jest ideałem.
Na akceptację, miłość i szacunek nie musisz sobie niczym zasłużyć
Nasza ciągła pogoń za ideałami, za perfekcją w każdej dziedzinie życia wypływa nie tylko ze społecznej presji, ale także z wewnętrznego przekonania, że musimy być doskonałe, żeby zasłużyć na uznanie, podziw, akceptację, na miłość…
A przecież mamy to wszystko – każdy z nas, jako człowiek, dziecko Boga, został tym bezwarunkowo i bezinteresownie obdarowany. Nie musimy nikomu udowadniać, że warto nas kochać, że należy nam się szacunek, bo dostaliśmy to od Stwórcy w pakiecie pod tytułem „Godność człowieka”.
Idealnie nie będzie
Choć wszyscy powtarzają, że ideałów nie ma, że chodzi o to, by walczyć o najlepszą wersję siebie, trudno wierzyć w podobne hasła, kiedy instagramy i fejsbuki zalewają nas pięknymi obrazkami idealnych figur/związków/dzieci/domów etc. Lukrowane przekazy wdrukowują nam w głowy wymagania, które są zwyczajnie ponad ludzkie siły.
Prawda, niełatwo przyznać się do tej słabości i zaakceptować, że nie będę idealna – no nie będę! Ale dopiero zgoda na ten brak doskonałości pozwala ruszyć z miejsca i małymi kroczkami do niej dążyć. Paradoks? Niekoniecznie, bo żeby zacząć się rozwijać muszę najpierw zaakceptować to, kim jestem, to, że nie wszystko mogę zaplanować i nie wszystko uda mi się osiągnąć.
Bóg wszystkim się zajmie – tylko mu zaufaj
Akceptacja naszych słabości i ograniczeń to nic innego, jak robienie miejsca na działanie Boga w naszym życiu. To zawierzenie mu naszych braków i oddanie kontroli nad tym, czego sami nie możemy kontrolować, czyli po prostu – zaufanie. Zaufanie Jego miłości, wiara w to, że On sam wie najlepiej, czego nam trzeba, wymaga od nas tyle, na ile nas stać i obciąża nas takim ciężarem, jaki jesteśmy w stanie udźwignąć.
Żyj tu i teraz – tylko nad tym masz kontrolę
Tym, co chyba najtrudniej sobie odpuścić jest nieustanne oderwanie od teraźniejszości – rozpamiętywanie tego, co było i zamartwianie się tym, co będzie. Irracjonalne o tyle, że zmusza nas do myślenia właśnie o tym, nad czym nie możemy mieć kontroli.
Realnie kontrolować możemy przecież jedynie chwilę obecną. To teraz, w tym momencie decyduję o tym, jak ciężko nad sobą pracuję, ile dobra daję innym, ile czasu poświęcam na pielęgnowanie relacji z rodziną i z Bogiem. „Odpuszczenie” sobie nie musi oznaczać rezygnacji, puszczenia sterów, ale zrozumienie, że kontrolę nad sterami mam tylko tu i teraz.
Oto słowa modlitwy, którą polecam wszystkim zestresowanym perfekcjonistom: „Boże, daj mi odwagę, bym zmieniał rzeczy, które zmienić mogę, spokój, bym godził się z rzeczami, których nie mogę zmienić oraz mądrość, bym potrafił je rozróżnić”.