Przed wejściem w małżeństwo nie mieściło mi się w głowie, że można nie mieć w domu telewizora, a na nielicznych znajomych, którzy tak żyli, patrzyłem jak na przybyszów z innej planety.Sytuacja przypominała scenę z filmu gangsterskiego. Po uprzednim telefonie, dwóch osiłków wjechało czarnym nowiutkim Audi na parking przed jednym z podmiejskich salonów samochodowych. Była godzina 21:00. “Recydywa” wypisana na twarzy. Panowie się ze mną przywitali, po czym zaczęli oglądać mój samochód. Zajrzeli do środka. Dwóch kumpli, z którymi przyjechałem, zapytało, czy nie mają “szluga” i “co tam słychać na mieście”…
Po zdawkowej wymianie zdań jeden z nich zwrócił się do mnie: “No to pokaż ten towar”. Otworzyłem czarny worek foliowy, w którym przywiozłem będący przedmiotem transakcji mały, dziewiętnastocalowy telewizor (oryginalne opakowanie już dawno wyrzuciłem). Z boku scena mogła wyglądać co najmniej dwuznacznie. Jeden z osiłków wyjął z kieszeni plik 100-złotowych banknotów, odliczył umówioną sumę i obaj panowie odjechali.
Okazało się, że ze swoją ofertą małego, pogwarancyjnego telewizora idealnie wpisałem się w wymagania przyjaciela obu panów, który aktualnie odbywa karę pozbawienia wolności. Analizując na chłodno całą scenę, doszedłem do wniosku, że gdybym przyjechał na to spotkanie sam (a taki pierwotnie miałem zamiar – na szczęście koledzy byli w pogotowiu, a obaj są słusznej postury), być może wróciłbym bez telewizora, bez pieniędzy i piechotą…
Dzięki Bogu, wszystko skończyło się pomyślnie i z niekłamaną ulgą jechałem do domu. Domu, w którym od tamtego dnia żyjemy bez telewizora – to był drugi powód do ulgi, bo właśnie pozbyliśmy się najgroźniejszego złodzieja czasu w naszym domowym życiu. Złodzieja, który… trafił do więzienia.
Przed wejściem w małżeństwo nie mieściło mi się w głowie, że można nie mieć w domu telewizora, a na nielicznych znajomych, którzy tak żyli, patrzyłem jak na przybyszów z innej planety. Dziś sam tak żyję i wyżej opisanej transakcji nigdy bym nie cofnął.
Brak telewizora zmusza do myślenia. Trzeba umieć sobie zagospodarować kreatywnie czas. Gdy patrzymy w ekran, robi to za nas ktoś inny i niekoniecznie tak, jakbyśmy naprawdę chcieli. Patrzymy, bo tak robili nasi dziadkowie i rodzice – taka pokoleniowa tradycja.
Brak telewizora uwalnia wiele uśpionych obszarów. Okazuje się, że czytanie książek wcale nie boli, że można znaleźć mnóstwo frajdy we wspólnym malowaniu, tańczeniu czy uszyciu samemu dla dziecka czapki i szalika.
Inna sprawa, że eliminując z domowej przestrzeni telewizor, pozbyliśmy się ciągłego gwaru za uchem, bo często łapaliśmy się na tym, że byliśmy zaabsorbowani codziennymi obowiązkami w domu, a telewizor grał sobie w tle i podświadomie nas to męczyło. Jego brak przyniósł zdecydowanie więcej ciszy, której podprogowo jako ludzie się boimy, bo w ciszy można dostrzec prawdę o sobie…
Uwolniliśmy się od przywiązania do wielu programów, które nas jedynie ogłupiały. Może być tak, że zniknięcie z naszego planu dnia teleturnieju, serialu czy sportu jest nie do pojęcia. Zaręczam – do czasu, aż ten serial czy teleturniej rzeczywiście zniknie.
Warto zrobić ostre cięcie i przekonać się, jak bardzo to uwalnia. Tym bardziej, że często siadamy do telewizji zupełnie bezrefleksyjnie. Naciśnięcie przycisku pilota zbyt wiele od nas nie wymaga i być może nawet chcielibyśmy zrobić coś innego, ale pytanie: co? Jest jedna recepta: ruszyć głową. Telewizja tego nie wymaga.
Oczywiście telewizor może dziś bardzo łatwo być zastąpiony przez Internet. VOD daje nam spore możliwości. Ale po pierwsze, nie są to platformy, które “odpalamy” jednym przyciskiem i z łatwością przełączamy. Po drugie, pozwalają planować swój dzień nie w oparciu o jakiś program, leci jest w telewizji o z góry ustalonej porze. Możemy na chłodno wyszczególnić sobie programy, które są według nas warte zobaczenia i wpisać je dowolnie w plan tygodnia. Wtedy to my panujemy nad przekazem, a nie przekaz nad nami, bo na oglądanie przeznaczamy tyle czasu, ile z góry w spokoju zaplanujemy. Polecam zwłaszcza w Wielkim Poście.