O pracy nad płytą „Niemen mniej znany”, niespokojnych czasach i jedynej pamiątce, jaką ma po tacie, opowiada w wywiadzie dla Aletei Natalia Niemen. Słuchając płyty „Niemen mniej znany” z utworami z dwóch ostatnich płyt Czesława Niemena wracałam do oryginałów. Odsłuchiwałam na zmianę z Twoimi interpretacjami i wrażenie mam, takie jakby w zamkniętym pokoju ktoś otworzył okno i robi niezły przeciąg.
Natalia Niemen: To dobrze. Ciekawym planem było sprawdzić, jak utwory przedstawione przez autora tylko przy użyciu elektronicznych instrumentów, będą brzmiały przy użyciu instrumentów akustycznych, elektrycznych. To było trudno – łatwe, bo słuchając oryginałów można się pogubić. Nawet rasowi muzycy, z którymi nagrałam ten album: kierownik mojego zespołu Tomek Kałwak, znakomici instrumentaliści: Wojtek Gąsior, Piotr Baron, Adam Szewczyk, Sławek „Kosa Kosiński, Irek Głyk, czy Piotr Dziubek, który jest producentem płyty, podchodzili do tego materiału z estymą i pokorą. Musiałam nawet troszkę nimi potrząsnąć mówiąc: spójrzcie na Niemena, jak na człowieka
Jaki był rytm Waszej pracy?
Usiadłam z Tomkiem Kałwakiem w jego studiu i wskazywałam, sama nigdy nie mając praktycznego doświadczenia z aranżowaniem, które kontrapunkty są istotne. Tomek też przekonał mnie, żeby nie trzymać się tak kurczowo myśli autora. Gdzieś tam, uszami wyobraźni słyszałam, że my powinniśmy tak naprawdę odegrać wszystkie linie główne i poboczne. Kiedy Piotr Dziubek zajął się produkcją płyty, jeszcze bardziej zaproponował puszczenie cugli. I kilka utworów zaznaczył mocno tym swoim „dziubkostwem”, co już kompletnie mnie porwało. Przestałam myśleć trybem ortodoksyjnym.
Jak pamiętasz pracującego tatę – okoliczności, dźwięki?
W książeczce do płyty „Niemen mniej znany” są reprodukcje moich portretów ojca rysowane na przestrzeni kilkudziesięciu lat ostatnich lat. O! Tu na przykład, jest taki kolorowy, malowany flamastrami tata. Na tym obrazku widzimy go w starym studiu, które miał przez lata na strychu w Teatrze Narodowym. Tam nas zabrał kiedyś, a my z siostrą, rysowałyśmy sobie, gdy on pracował. Ta praca plastyczna jest ilustracją tamtych chwil. Utwory z płyty „spodchmurykapelusza” to się u nas słyszało ciągle, gdy ojciec pracował nad tym materiałem. A „Terra Deflorata….Boże Kochany, myśmy miały już tego dość (śmiech). Ciągle z okna było słychać jedną frazę np. „cywilizuuując” i tak kilkanaście razy. Tata słuchał, sprawdzał, poprawiał. Ja nie znam się na procesie nagrywania, czyszczenia, ale pamiętam, że bawiłyśmy się w ogródku z koleżankami, okno uchylone, a tu właśnie jedna fraza w kółko leci (śmiech). Tak to wyglądało. Trudno dziecku, później młodzieży, być wpatrzonym w swojego ojca jako muzyka, geniusza. Patrzy się na tego człowieka jak na tatę, którego praca polega na tym, że komponuje, pisze, nagrywa, koncertuje. Ja nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy to co ojciec robi mi się podoba czy nie. Po prostu mi się podobało i tyle.
Kiedy słucham Twojej płyty czy oryginalnych wersji Niemena, muszę przyznać, tekst mam na pierwszym planie. Słowo po prostu wbija mnie w fotel. Przerażająco pasuje do naszych czasów
Niestety, nic się nie zmienia i też, jak Czesław Niemen, jestem czarnowidzem w kwestii losów świata i opadającego morale ludzkości. Ale zgadzam się z Tobą, i też to w notce do płyty napisałam. Dla mnie mój ojciec jest głównie poetą, a potem kompozytorem. Z tą myślą wybierałam utwory.
Który z utworów najmocniej wchodzi Ci za skórę? Zwłaszcza w tych niespokojnych czasach. Świat stoi na krawędzi, niektórzy jawnie wieszczą wojnę?
„Śmiech Megalozaura”. To jest straszna wizja. I szczególnie słowa:
„…Nieszczęsna Europa
przepołowiona
sierpami swastyk rozłupana
demoludyczna i pyszna
przegrana…”
Przerażające. Aż sama mam ciary. Ojciec wiedział, co się święci, choć niektórzy się z niego śmiali. To jest dobry moment na wydanie tej płyty. Przymiarki do jej nagrania miały już miejsce w 2014 roku. Płyta wyszła teraz i… tak miało być. Coś się nazbierało, nabrzmiało. W Polsce i na świecie.
Wizja ponura, ale cytując Niemena próbujmy „spodchmurykapelusza miłość dostrzec, gdyż ta najtrwalszy pozostawia ślad”.
Tak, to jest jedyny bodaj utwór gdzie to światełko jest radośnie widoczne. Taki swoisty testament. „spodchmurykapelusza” pojawia się mniej więcej w połowie czasu trwania naszego krążka. A potem dalej jedziemy ponuro. Kolejny utwór to piosenka wegetariańska (śmiech), czyli„Antropocosmicus” i słowa:
„..skwiercząc tłuszczem
fermentem kanibalizmu
rzeźnik
w codziennym
mięs pożeraniu…”
Oprócz wagi słów, to teksty niezwykle trudne do zaśpiewania. Jak wokalnie nad nimi pracowałaś?
Zdążyliśmy z kolegami zagrać już sporo koncertów z tym materiałem. Wgryźliśmy się i poćwiczyliśmy pięknie. Ja nie mam strachu przed tymi utworami. Akurat niedawno Piotrek Cugowski przed moim wyjściem na scenę z piosenką „Dziwny jest ten świat” powiedział: „To co, idziesz teraz kobyłę zaśpiewać… ?” Ja mu na to, że „kobyły” to dopiero znajdzie na ostatnich dwóch albumach Niemena. Pułapki słowne, skomplikowane melodie, trudne dykcyjnie sformułowania i bardzo dużo słów na jedną frazę . „Dziwny jest ten świat” przy tychże songach, to pikuś. Do odpowiedniego wykonania tych utworów potrzebne jest osłuchanie z najlepszymi wzorcami wokalnymi, umiejętność niepolskiego stylu frazowania oraz porządna dawka ćwiczenia. Z dobrą techniką, solidnym przygotowaniem można te utwory zaśpiewać z przysłowiowym palcem w nosie (śmiech).
Ale trochę za skórą trzeba mieć, żeby to prawdziwie zaśpiewać.
Oczywiście. Możemy usłyszeć interpretacje Niemena w wykonaniu bardzo młodych ludzi, najczęściej piosenki „Dziwny jest ten świat”. Oni często mają świetny warsztat, ale najczęściej… to wszystko. Mamy wtedy do czynienia tylko z wokalnym pięknem. A co z sercem? Żeby zaśpiewać taki utwór i niekoniecznie go wywrzeszczeć, trzeba podać odbiorcy tekst. A do tego, należy już coś w życiu przeżyć.
I szary pył musi zajrzeć w oczy.
Oj tak.
Teksty, muzyka coś w oczach i głosie. Co jeszcze muzycznie dziedziczysz po tacie?
Wrażliwość oraz umiłowanie do trudnych, asymetrycznych melodii, nieoczywistego frazowania. Muzyczne gusta. I jeszcze słowiańskość, kresowość. Parę wad i ciężkości (śmiech). Ci którzy znają moje piosenki z projektu „Natalia Niemen kameralna”, potwierdzą, że rzeczywiście coś podobnego do niemenowszczyzny z tych moich wykwitów natchnieniowych wyłazi. A głos? Barwę się dziedziczy, ale sposób mojego śpiewania to akurat zasługa śpiewaków, których tata kazał mi słuchać. Pierwszy przykład to Steve Perry. Ojciec przywiózł jego kasetę ze Stanów, gdy miałam 10 lat. Powiedział do mnie i do siostry: „Chcecie dobrze śpiewać? To słuchajcie tego pana”. I ja, córka Niemena słuchająca Steve’a Perry, który uczył się śpiewania słuchając Sama Cooke’a, na którym uczył się śpiewać Czesław Niemen, potem zaczynam brzmieć tak, że ludzie mówią, że kopiuję tatę (śmiech).
Wrażliwość, charakter muzyczny a pamięć przedmiotów? Coś taty, od taty na pamiątkę?
Tylko jedna rzecz. Apaszka taty. Ja patrzę na człowieka i nie potrzebuję ołtarzykowych gadżetów. Dla mnie ważna jest osoba. Tak, jak na przykład w kwestiach religijnych osoba Jezusa Chrystusa. Nie potrzebuję rzeczy, żeby być bliżej Boga, tak samo nie potrzebuję przedmiotów, żeby być bliżej taty czy wspomnień o nim. Wspomnienia, i te miłe i te niemiłe, wszystkie barwy i kolory, dźwięki, zapachy, etc. po prostu mam schowane w depozycie mojej pamięci.