„Chcę, nawet w tego rodzaju komercyjnym programie, przypominać ludziom, że istnieje Bóg, że obok tego, co widzimy wokół, naprawdę istnieje inny, lepszy świat – dobra, duszy i wewnętrznej radości”.Po tym, jak 23 kwietnia ojciec Ołeksandr nieoczekiwanie wygrał program „Hołos krainy” („Głos kraju”, odpowiednik znanego nam „The Voice of Poland”), wykonując po raz kolejny przejmującą piosenkę „Matczyna miłość” (ukr. „Materynskaja ljubow”), przypominamy tekst Łukasza o tym niecodziennym uczestniku telewizyjnego talent show. [Redakcja]
Wyemitowany w niedzielę 12 lutego kolejny odcinek show nadawanego przez telewizję „1+1” nie wyróżniał się początkowo niczym szczególnym. Aż do momentu, kiedy na scenę wszedł człowiek w charakterystycznym stroju prawosławnych duchownych – ciemnoszarej riasie (wschodniej odmianie sutanny) oraz zawieszonym na piersiach krzyżem.
Nie była to jednak żadna charakteryzacja. Występującym okazał się 33-letni kapłan z niewielkiego, podkijowskiego miasteczka Berezań, znajdującego się na terenie diecezji boryspolskiej, należącej do Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego.
Chcę pokazać inny świat
Dziennikarze relacjonujący występ zwrócili uwagę, iż członkowie jury programu, w którego skład wchodzi m.in. ubiegłoroczna zwyciężczyni konkursu Eurowizji – Dżamala, już po pierwszych dźwiękach zaśpiewanych przez duchownego wcisnęli przyciski oznaczające awans uczestnika do następnego etapu eliminacji.
W czasie występu jurorzy i wielu widzów nie kryło łez. Gdy o. Ołeksandr skończył śpiewać wzruszającą piosenkę „Matczyna miłość” (ukr. „Materynskaja ljubow”), napisaną przez nieżyjącego już popularnego, ukraińskiego kompozytora Mykołę Mozgowego, prowadzący program i zgromadzona publiczność aż wstali z wrażenia.
Moja obecność w tym programie to prosta sprawa. Chcę, nawet w tego rodzaju komercyjnym programie, przypominać ludziom, że istnieje Bóg, że obok tego, co widzimy wokół, naprawdę istnieje inny, lepszy świat – dobra, duszy i wewnętrznej radości. Być może dzięki temu ktoś, kto dawno nie był w cerkwi i na liturgii albo nawet nigdy nie myślał o Bogu, zacznie się nad tym wszystkim zastanawiać. Mój występ to jakby taka mała homilia, skierowana do wszystkich, również do niewierzących – wyjaśnił o. Ołeksandr kijowskiemu dziennikowi „Fakty”.
Szczęśliwy mąż i ojciec po przejściach
Od kilkunastu dni do spokojnego, znajdującego się wciąż w przebudowie domu duchownego w Berezaniu ściągają ekipy największych ukraińskich mediów. Ojciec Ołeksandr mieszka tam ze swoją matuszką (jak określa się powszechnie małżonkę prawosławnych duchownych) Swietłaną oraz trojgiem małych dzieci.
Warunki finansowe mamy bardzo ograniczone, więc mieszkamy w domu moich rodziców, który mozolnie i własnymi rękami od kilku lat remontujemy – opowiada.
Kilka lat temu przy okazji tego rodzaju prac budowlanych o. Ołeksandr spadł z wysokości drugiego piętra na beton. Odniósł liczne obrażenia głowy i złamania, przez co wiele miesięcy przechodził rehabilitację. Obawiał się, że już nigdy nie tylko nie będzie mógł śpiewać, co lubił robić od wczesnego dzieciństwa, ale także odprawiać nabożeństwa i pełnić posługę duchową.
W końcu jednak udało się mu powrócić do zdrowia i sprawności fizycznej, dzięki pracy lekarzy, wsparciu żony oraz modlitwie parafian i przyjaciół z seminarium duchownego.
Duchowny podkreśla, że decyzja o wstąpieniu do seminarium nie była dla niego łatwa. Najpierw studiował matematykę na Uniwersytecie Ekonomicznym w Kijowie. Pochodzi z rodziny niewierzącej. Ojciec i matka – specjalista chirurg w miejscowym szpitalu i księgowa państwowego przedsiębiorstwa – byli typowymi przedstawicielami inteligencji wychowanej w czasach ZSRR, uznającej religię za przesąd.
Sprzeciwiali się nie tylko wyborowi kapłańskiej drogi przez syna, ale również ze zdziwieniem obserwowali jego rosnące od wieku nastoletniego zaangażowanie religijne, regularne uczęszczanie do cerkwi i modlitwy w domu. W końcu nie tylko pogodzili się z decyzją, ale sami zaczęli uczęszczać do świątyni.
Ojciec Ołeksandr jednak kategorycznie zaprzecza, jakoby swoją postawą doprowadził ich do wiary. Takie podejście oznaczałoby pychę – prawdziwe nawrócenie to zawsze efekt współpracy wolnego człowieka z Bożą łaską, a ja mogę co najwyżej towarzyszyć w takiej przemianie, cierpliwie doradzać i odpowiadać na pytania – wyjaśnił.
Z przyszłą żoną poznał się przy okazji działalności w jednej z charytatywnych organizacji działających przy Cerkwi i zajmujących się pomocą dla najmłodszych mieszkających na terenach, gdzie wciąż odczuwa się skutki katastrofy jądrowej w Czarnobylu z 1986 roku. Pojechali razem jako opiekunowie grupy takich dzieci w czasie letniego wyjazdu na Krym i szybko odkryli, że ich spojrzenie na świat jest bardzo bliskie.
Wyspowiadał się po programie
Poza tym o. Ołeksandr wiedzie życie zwyczajnego duchownego w parafii świętego Sofroniusza w swoim rodzinnym mieście, a także posługuje jako kapelan więzienny.
Śpiewający duchowny opowiada, że dzięki udziałowi w programie wielu ludzi zrozumie, że duchowni to zwyczajni ludzie, a nie niedostępni myśliciele żyjący z głową w chmurach. Wspomina też, jak tuż po programie podeszła do niego jedna z osób w studiu i poprosiła o spowiedź. Nie mogłem odmówić. Zawsze noszę przy sobie krzyż, Ewangelię i epitrachylion (wschodnie określenie stuły kapłańskiej), więc wystarczyło tylko znaleźć ustronne miejsce.