Widzimy koniec naszej drogi krzyżowej, jednak blask zmartwychwstania wciąż jest odległy i nadal potrzebujemy pomocy – mówi ks. Munir El Rai z Aleppo.
Największa zmiana? Panująca wokół cisza, tylko z rzadka przerywana odgłosem wystrzałów. – Do pokoju droga jest jeszcze bardzo długa – mówi pracująca w tym mieście siostra Brygida Maniurka ze Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi. – Wcześniej Państwo Islamskie było od nas o 5 km, a teraz jest o 13 km. Wciąż jest bardzo niebezpiecznie. Codziennie słyszymy, że ktoś zginął od miny. W mieście są nadal snajperzy – opowiada misjonarka. Mimo to ludzie zaczęli wychodzić na ulice, zabierają dzieci na spacer, odwiedzają niewidzianych przez lata bliskich, starają się powrócić do swych domów.
https://www.facebook.com/itsHOMEofNEWS/posts/1228744377193077:0
Wschodnia część miasta jest praktycznie w ruinie. Trzeba będzie wszystko zrównać z ziemią i budować od nowa. – Teraz jest czas oczyszczania terenu z min i pocisków, a także odnajdowania ciał pod gruzami. Ostatnio jedna z rodzin poszła zobaczyć, co zostało z jej domu. Gdy otworzyli drzwi, wszyscy wylecieli w powietrze. Rebelianci odchodząc pozastawiali bomby-pułapki – mówi misjonarka.
W mieście wciąż nie ma prądu, w wielu dzielnicach brakuje wody, wszystko jest straszliwie drogie. Jest za to ogromna wola życia. – Właściciele sklepików i warsztatów sprzątają je z gruzu, wybite szyby zalepiają folią i próbują wrócić do dawnej aktywności – opowiada s. Brygida.
Islamscy rebelianci zostali wygnani z Aleppo tuż przed Bożym Narodzeniem. To były pierwsze od pięciu lat święta z choinkami i światełkami na ulicach. Rodziny i przyjaciele organizowali wspólne wieczerze. Każdy kładł na świąteczny stół skromne produkty z paczek z pomocą żywnościową; nikogo nie było stać na ugoszczenie większej liczby osób. – Bieda jest okrutna, jednak serce rosło, gdy młodzi mówili: „To myśmy zwyciężyli. Oni mieli karabiny i moździerze, nas wychowano do miłości, przebaczenia, solidarności. Oni siali przemoc i zniszczenie, jednak to my zostaliśmy w Aleppo”.
https://www.facebook.com/First.Christian.Nation.Armenians/posts/10154989858857369:0
To też zwycięstwo Kościoła, który w czasie wojny nie stał się jedynie organizacją pomocową, ale cały czas głosił Ewangelię i formował sumienia, tak jak w naszym oratorium – opowiada ks. El Rai, przełożony salezjanów na Bliskim Wschodzie. W pozbawionej dachu maronickiej katedrze św. Eliasza po czterech latach przerwy odprawiono bożonarodzeniową mszę. Szopkę ustawiono na stercie guzów. – Wielu całą liturgię przepłakało – mówi s. Brygida. I dodaje: „Zniszczenia są ogromne, po niektórych świątyniach nie został kamień na kamieniu. Kościół wybrał jednak inny priorytet: najpierw odbudowa domów dla rodzin, a dopiero potem struktur kościelnych”.
Także klasztor św. Wartana jest w ruinie. W nim również jezuici bardziej troszczą się o ludzi niż o mury, codziennie wydając tam ponad tysiąc gorących posiłków. Podobna kuchnia nieprzerwanie od lat działa w klasztorze sióstr franciszkanek.
Ludzie cieszą się odzyskiwanym pokojem. Rozpaczą napawa ich to, jak sobie poradzą z odbudową. Podczas gdy rokowania w sprawie pokoju w Syrii coraz bardziej się opóźniają Aleppo stara się normalnie żyć. Otwarto 23 szkoły podstawowe, niektóre dzieci po raz pierwszy zaczęły naukę. Dwie miejscowe drużyny rozegrały mecz piłki nożnej. – Nawet zwykły mecz, który oglądało 5 tys. ludzi, wskazuje, iż zaczynają myśleć o wszystkich wokół pozytywnie. Nie było przy tym żadnych napięć, a wspólne oglądanie zmagań piłkarzy daje okazję do tego, by zeszły z ludzie negatywne emocje – podkreśla o. Ibrahim Alzabagh. Proboszcz franciszkańskiej parafii dodaje, że gdy wielu wciąż myśli o emigracji, ponieważ sytuacja ekonomiczna jest naprawdę trudna, to coraz więcej rodzin przychodzi do niego, by się przywitać, bo wróciły z zagranicy.
https://www.facebook.com/Ruptly/videos/1625412754141084/
Pod koniec stycznia Aleppo odwiedzili trzej papiescy wysłannicy, przywożąc ze sobą nie tylko słowa otuchy, ale i materialne wsparcie. – Przesłanie solidarności od Franciszka było dla nas bardzo ważne, tak samo jak wspólna modlitwa o pokój – mówi s. Brygida. Papiescy wysłannicy wzięli udział w inauguracji ekumenicznego programu wsparcia skierowanego do ponad 600 małżeństw, koordynowanego przez polską misjonarkę. – Niesiemy pomoc wszystkim, jednak zdaliśmy sobie sprawę, że obecnie najsłabsi są młodzi, którzy w ciągu wojny zawarli związek małżeński. Oni nie mają żadnych oszczędności. Boją się mieć dzieci, ponieważ obawiają się, jak dadzą radę zapewnić im przyszłość – mówi s. Brygida. Program ma też swój wymiar duchowy ponieważ wielu pobrało się bez żadnego przygotowania do zawarcia sakramentu małżeństwa. Dlatego też właśnie ruszają kursy formacyjne.
https://www.facebook.com/ABCNews/photos/a.10150095914943812.286215.86680728811/10154108663218812/?type=3
Organizowane są spotkania przedstawicieli wspólnot chrześcijańskich i muzułmańskich, gdyż jednym z najpilniejszych wyzwań wciąż jest edukacja. – Fundamentaliści urośli w siłę dzięki pieniądzom i broni otrzymywanej z zewnątrz, ale także dzięki propagandzie i praniu mózgów młodych ludzi. By nastał prawdziwy pokój musimy postawić na wychowanie – podkreśla ks. El Rai. Paradoksalnie takim pierwszym programem edukacji do pokojowego współistnienia są trwające całą wojną ponadreligijne programy pomocy. Korzystają z nich również żony i dzieci rebeliantów walczących w szeregach dżihadystów. – Gdy staje przed nami człowiek potrzebujący nigdy nie pytamy jakiej jest religii – mówi s. Brygida.
Projekty pomocowe mogą być realizowane także dzięki wsparciu z Polski, np. rodzina rodzinie, mleko dla Aleppo, pomoc niepełnosprawnym. – Piękne jest to, że wojna nie zgasiła w Syryjczykach energii i pragnienia życia, które jak płomień tlący się pod zgliszczami czeka na sposobne warunki, by rozpalić się na nowo. Przejmująca jest wrażliwość młodych na cierpiących i potrzebujących – mówi s. Brygida. I dodaje: „Ostatnio młody chłopak zapytał mnie, jak może sam pomóc, bo jego rodzina otrzymuje wsparcie materialne. To przywraca nam wiarę w człowieka”.