Czyli jak cię widzą, tak cię piszą.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Było to parę lat temu, jadę taksówką, akurat rozmawiam przez telefon, taksówkarz z zaciekawieniem patrzy na mnie, gdy kończę spogląda i mówi:
– Wiedziałem! Cały on, cały pan! Nic pana nie rusza. Po prostu wesoły człowiek.
Spojrzałem na niego. Miałem dwie możliwości, albo powiedzieć jak jest albo powiedzieć jak nie jest, czyli potwierdzić fakt, że spotkał uśmiechniętą kalkomanię. Trasa była krótka, więc wybrałem drugą opcję:
Prawdziwa historia “wesołego człowieka”
A gdybym powiedział tak:
– Wie pan, teraz się śmieję, bo rozmawiam z kolegą, ale mam stany depresyjne od lat, mam też nerwicę lękową, oczywiście staram się sobie radzić, ale bywa różnie. Dużo siły daje mi rodzina, żona i dzieci, ale przez długi czas nie mogłem sobie poradzić po śmierci mojej mamy, chodziłem na terapię, leczyłem się farmakologicznej, nie potrafiłem też za bardzo poradzić sobie z presją zadań, które miałem, prowadząc tak duży program.
Miliony widzów, tysiące oczekiwań, ciężar sławy, który była dla mnie za duży. Chciałem dać siebie wszystkim, a gdy już zacząłem, nie miałem siły postawić granic, a czułem że muszę. Gdy moja mama zaczęła chorować, jeździłem do niej do szpitala już z postawionymi włosami do programu, w kolorowych ciuchach.
Wychodziłem ze szpitala, by za pół godziny bawić widownię i Polskę lub latać po ulicach jako Ącki. Mogłem być częściej w domu i nie byłem, za to też mam do siebie żal. I wie Pan, w końcu po wielu latach terapii powoli zacząłem z tego wychodzić, z dnia na dzień brałem coraz mniejszą dawkę leków. Aż w końcu, wziąłem już ostatnią pigułkę i tego dnia… spaliło nam się mieszkanie.
Żeby tego było mało w tym czasie, w przykrych okolicznościach rozstałem się z firmą, z którą pracowałem wiele lat, a potem z drugą.
Ale tak, proszę pana, jestem szczęśliwy, bo mam kapitalną rodzinę i pracę, która jest źródłem radości i satysfakcji. A uśmiecham się dlatego, bo zadzwonił do mnie mój przyjaciel, który zawsze jest w stanie mnie rozśmieszyć…
O, już chyba jesteśmy na miejscu.