Za każdym razem, gdy wracaliśmy z wyjazdu, dalekiego czy bliskiego, zauważałam w moim dziecku zmianę, rozwój w jakimś konkretnym aspekcie.Nie jest odkryciem stwierdzenie, że podróż z małym dzieckiem, to nie to samo, co podróż we dwoje czy z paczką przyjaciół. Wiele osób, dla których podróżowanie jest ważną aktywnością czy wręcz pasją, zastanawia się, czy w pierwszych latach po narodzinach dziecka w ogóle będzie to możliwe. Tak było i w naszym przypadku. Nasz 2,5-letni syn ma już za sobą kilka mniejszych i większych podróży, postanowiłam więc podzielić się naszymi doświadczeniami i refleksjami.
Długa jazda samochodem
Do wieku około półtora roku nasz syn należał do tego typu dzieci, które nie przepadają za długą jazdą samochodem i dużo w tym czasie marudzą. Każda dłuższa podróż musiała być bardzo dobrze zaplanowana.
Wiem, że są dzieci, które bardzo lubią jeździć samochodem. Kiedy słuchałam opowieści o podróży samochodowej do Włoch z trzylatkiem („on uwielbia jeździć samochodem!”), to wydawało mi się, że z naszym maluchem coś takiego nie byłoby możliwe. Na szczęście, okazało się, że z każdym miesiącem jest coraz lepiej.
Dużym sprawdzianem była dla nas sześciodniowa wycieczka po Kalifornii i Nevadzie, podczas której prawie codziennie przemierzaliśmy setki kilometrów w samochodzie. Okazało się, że da się to zrobić z dwulatkiem! Mały słuchał bajek, śpiewał, jadł i spał, budził się w dobrym humorze, a podczas postojów skakał, biegał i zaczynał się bawić tym, co było pod ręką – choćby kamykami.
Myślę, że jego szybka adaptacja do nowych warunków podczas tej podróży była możliwa dzięki procesowi przyzwyczajania. Po przeprowadzce do Stanów jednodniowych czy weekendowych wycieczek zrobiło się dużo więcej (dzięki bliskości wielu ciekawych miejsc). Jeśli Wasze dzieci również dużo marudzą w samochodzie, to jest nadzieja, że z tego wyrosną, że uda się je przyzwyczaić.
Jak zadbać o to, aby podróż była możliwie najbardziej komfortowa dla wszystkich? Przede wszystkim przemyśleć i zaplanować podróż pod kątem planu dnia naszego malucha – pór drzemek i posiłków. Zazwyczaj staraliśmy się wyjeżdżać w porze drzemki, ponieważ dziecku jest łatwiej zasnąć na samym początku podróży niż w środku trasy, gdy robi się już nudno i niewygodnie.
Oczywiście, nie zawsze tak się da. Gdy maluch robił się śpiący w trakcie jazdy, ale nie mógł zasnąć, pomagały metody takie jak: trzymanie ręki na głowie dziecka, delikatne głaskanie, śpiewanie kołysanek, lekkie bujanie fotelikiem, włączenie muzyki, którą lubi, w ostateczności przerwa w podróży, wyjście na świeże powietrze i nakarmienie. Odpowiednia ilość snu to niezwykle ważna sprawa – opóźnienie czy przerwanie drzemki może sprawić duży kłopot – nam i dziecku.
Oczywiście trzeba zadbać o zapas jedzenia i picia, które dziecko lubi, dodatkowe ubrania, zabawki i książeczki, którymi się zainteresuje. Dobrym pomysłem są też audiobooki z bajkami. Warto zachęcić dziecko do obserwacji świata za oknem, np. wspólnie wypatrywać obiektów, które lubi: krówek, bocianów lub czerwonych samochodów. Istotne są przerwy w podróży – za każdym razem, kiedy się zatrzymujemy, warto wyjąć dziecko z samochodu i zapewnić mu trochę ruchu.
Coraz częściej mówi się o tym, że dzieci nie powinny jeździć grubo ubrane, szczególnie
w puchowe kurtki. Jest to ważne ze względów bezpieczeństwa. Gdy zapinamy dziecko
w foteliku, między ciałem dziecka a miejscem, gdzie pasy stykają się z kurtką, zostaje dość sporo miejsca. W przypadku stłuczki kurtka kompresuje się, a dziecko może wylecieć
z pasów. Pamiętajmy o tym zwłaszcza zimą.
Czytaj także:
Jak rozbroić histerię dziecka za pomocą jednego pytania?
Podróż samolotem
Tutaj skupię się przede wszystkim na doświadczeniach z naszej podróży przez ocean. Lot
z dzieckiem na taką odległość jest bardziej karkołomny niż kilkugodzinne podróże po Europie. Planowanie wyjazdu z uwzględnieniem małego pasażera zaczyna się już na etapie kupowania biletów. Połączenia do Stanów Zjednoczonych oferuje wiele linii lotniczych, więc warto się zastanowić, co wybrać.
Wiemy, że należy szukać połączenia jak najszybszego, takiego, które zahacza o jak najkrótszą część nocy (nocy w miejscu, z którego wyjeżdżamy) i z przesiadką najlepiej w Europie, a nie w USA. Przesiadając się w Stanach najprawdopodobniej będziemy musieli odebrać bagaż główny, dostać się z nim na inny terminal, po raz kolejny nadać bagaż i jeszcze raz przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. I to wszystko po długim i męczącym oczekiwaniu w kolejce na rozmowę z urzędnikiem imigracyjnym. Nam całość tych procedur zajęła prawie 3 godziny, po czym czekał nas 5-godzinny lot w porze naszej nocy. Kiedy przesiadamy się w Europie, jest duża szansa, że bagaż zostanie przeniesiony prosto do drugiego samolotu.
Dzieci do lat dwóch nie mają domyślnie oddzielnego siedzenia w samolocie, siedzą na kolanach rodziców. Jeśli to możliwe warto wybrać miejsca z większą przestrzenią na nogi – możemy umieścić w tym miejscu posłanie dla malucha, dziecko może tam raczkować, chodzić, bawić się. Dla niemowląt w samolotach zazwyczaj dostępne są specjalne łóżeczka.
Do samolotu bez problemu można zabrać szczelnie zamknięte słoiczki z obiadem, jogurtem, deserem oraz lekarstwa – nawet powyżej 100 ml. Trzeba je wyłożyć oddzielnie podczas kontroli bezpieczeństwa. Coś, co bardzo nam pomogło, to kilka drobnych, nowych zabawek. Nowe zabawki są dla dzieci zazwyczaj najbardziej interesujące. Świetnie sprawdzają się książeczki i zeszyty z naklejkami. Niezwykle pomocny na lotnisku jest wózek. Dzieciom do lat dwóch przysługuje prawo bezpłatnego przewozu wózka (nie jest on liczony jako bagaż główny czy podręczny), zwykle wózek oddaje się obsłudze tuż przed wejściem do samolotu.
Wszystkie kwestie związane z podróżowaniem samolotem z dzieckiem warto posprawdzać na stronach przewoźników, ponieważ w różnych liniach lotniczych pewne zasady czy procedury mogą być inne.
Czytaj także:
Synu, spadaj na drzewo! Czyli dlaczego warto zabrać dziecko do lasu
Jakie aktywności możemy podejmować na wyjeździe z dzieckiem?
Wydaje się, że z małym dzieckiem możemy na wyjazdach podejmować większość aktywności, które podejmowaliśmy wcześniej (w kolejnym tekście opiszę nasze doświadczenia na górskich trekkingach z dzieckiem i z nocowania pod namiotem).
Wszystko właściwie opiera się na tym, aby dziecku zapewnić komfort w podróży. Najważniejsze jest zaspokojenie jego podstawowych potrzeb: regularnego jedzenia, snu o stałych porach, poczucia bezpieczeństwa i trochę rozrywki – zabawek czy książeczek. Dzieci zazwyczaj uwielbiają nowe miejsca, przygody, poznawanie świata. Jeżeli zależy nam na uprawianiu takich sportów jak np. narciarstwo, możemy pojechać z drugą rodziną i wymieniać się opieką nad dziećmi.
Warto?
Wiadomo, że podróżować z małym dzieckiem jest trochę trudniej. Czy warto się na to porywać? Moim zdaniem zdecydowanie warto. Mówi się, że podróże kształcą, i przyznam, że za każdym razem, gdy wracaliśmy z wyjazdu, dalekiego czy bliskiego, zauważałam w moim dziecku zmianę, rozwój w jakimś konkretnym aspekcie (po jednym z wyjazdów syn na dobre porzucił raczkowanie i zaczął dużo pewniej chodzić, po innej podróży nastąpił skok w rozwoju mowy – zaczął składać krótkie zdania i chętnie powtarzał praktycznie wszystkie słowa).
Zmiany były na tyle widoczne, że utożsamialiśmy je właśnie z wyjazdem. Nowe miejsca, ludzie, klimat, krajobrazy, dźwięki, zapachy, doświadczenia – wszystko to świetnie wpływa na rozwój mózgu naszych dzieci i działa jak katalizator rozwoju. Wbrew naszym obawom dzieci zazwyczaj dobrze odnajdują się w nowych miejscach lub są w stanie przyzwyczaić się do zmian i polubić je.
Wspólne wyjazdy bardzo też integrują rodzinę – to zazwyczaj czas, który poświęcamy sobie nawzajem w miejsce czasu poświęcanego pracy i obowiązkom domowym. Dziecko nareszcie ma dla siebie oboje rodziców!
Czytaj także:
„Wyrodna” matka na lotnisku. Pomyśl, zanim ocenisz