Czy ktokolwiek mógłby przypuszczać, że jeden z najmroczniejszych dni w ich życiu stanie się początkiem czegoś tak dobrego i pięknego? Ta historia jest właściwie gotowym scenariuszem komedii romantycznej, choć na początku naprawdę nikomu nie było do śmiechu. Wszystko zaczęło się w Bostonie 15 kwietnia 2013. Czyli w dniu zamachu bombowego, jaki miał miejsce podczas słynnego maratonu.
Roseann Sdoia przy drugim wybuchu poczuła ogromny ból w prawej nodze. Nie było już wolnej karetki, więc do szpitala jechała policyjnym wozem. Towarzyszył jej jeden ze strażaków biorących udział w akcji ratunkowej – Michael Materia.
W tamtym momencie Roseann z przerażeniem myślała tylko o jednym: Umrę czy przeżyję? Michael starał się ją uspokajać i zapewniał, że wszystko będzie dobrze. I w zasadzie miał rację. „W zasadzie”, ponieważ lekarze musieli amputować kobiecie nogę tuż nad kolanem.
Kilka dni później strażak znowu zjawił się na oddziale intensywnej terapii. Na Roseann (w przeciwieństwie do jej matki) nie zrobiło to większego wrażenia – w końcu zawalił jej się cały świat. I jeszcze ten nieznośny ból. Dziś ze śmiechem zwalają winę za ten dystans, a nawet pewną nieuprzejmość, na morfinę.
Michaela to jednak nie zraziło. Były następne wizyty, rozmowy, wspólne przechodzenie przez kolejne etapy rehabilitacji Roseann. Strażak nienachalnie, ale skutecznie podbijał serce kobiety troską i – jak sama otwarcie przyznaje – niesamowitym uśmiechem. W ten sposób przyjaźń powoli przeradzała się w miłość.
O parze znowu zrobiło się głośno na początku lutego tego roku. Roseann i Michael znaleźli się wśród ponad dwustu osób, które wzięły udział w Empire State Building Run-Up, czyli w biegu po schodach na – uwaga! – 86 piętro jednego z najwyższych budynków w Ameryce. (Notabene, bieg wygrał Polak, Piotr Łobodziński). Roseann przygotowywała się do tego wyczynu miesiącami, i zrobiła to! Oczywiście przy wsparciu Michaela, który z kolei postanowił zdobyć Empire State Building… w pełnym strażackim oprzyrządowaniu.
https://www.facebook.com/RoseannSdoiaRecoveryAndSupport/posts/863642630386674:0
Ale teraz przed parą kolejne – może jeszcze większe? – wyzwanie. 4 grudnia ubiegłego roku nieugięty strażak oświadczył się Roseann. I znowu – to nie były klasyczne zaręczyny. Właściwie pierwszoplanową rolę odegrał w nich Sal, ukochany pies pary. Michael przyczepił bowiem do jego obroży blaszkę z wygrawerowanym napisem: „Mike chciałby wiedzieć… Czy wyjdziesz za niego?”.
Wyjdzie. Za kilka miesięcy. W październiku bądź listopadzie. Ceremonia będzie raczej kameralna.
Czy Roseann, Michael lub ktokolwiek inny mógłby przypuszczać, że jeden z najmroczniejszych dni w ich życiu stanie się początkiem czegoś tak dobrego i pięknego? Kiedy czyta się tę historię, trudno odpędzić od siebie słowa, które tak lubił powtarzać (podobno za Einsteinem) pisarz i poeta Roman Brandstaetter: Bóg pisze prosto na krzywych liniach.
https://www.facebook.com/RoseannSdoiaRecoveryAndSupport/photos/a.467524376665170.1073741827.467523043331970/542150665869207/?type=3
Źródło: New York Post, New York Time