Zazdroszczę tym, którzy nie mają żadnych problemów z modlitwą. Regularnie klękają, każdego dnia odmawiają różaniec, koronkę do Bożego miłosierdzia, Anioła Pańskiego, brewiarz, a jeszcze rano Godzinki. Szczerze ich podziwiam.
Ja się do tego grona nie zaliczam, i jeśli uznamy, że modlitwą jest odmawianie czegoś – litanii, nowenny, różańca, brewiarza, jakiś innych spisanych modlitw – to muszę powiedzieć, że ja się właściwie rzadko modlę…
Moja modlitwa
Fakt, zdarza mi się odmówić litanię, różaniec, jutrznię, odmówiłam nawet całą nowennę pompejańską! – to naprawdę moje duchowe wyżyny. Ale to nie jest mój modlitewny chleb powszedni, raczej świąteczne wypieki… Wypieki to całkiem przypadkowe acz adekwatne słowo – z wypiekami na twarzy zazwyczaj kończę, gdy zabieram się za „poważne” modlitwy.
I tu mam problem. Bo, jakby nie patrzeć, staram się dbać o relację z Bogiem, wiem, że to dla mnie i dla Niego ważne.
Pogadajmy
Gdyby ktoś spytał mnie o definicję modlitwy, powiedziałabym – rozmowa*. Rozmowa z kimś, z kim najbardziej na świecie chcę mieć bliską relację.
Więc, jeśli tak jak ja, nie umiesz „tak z książeczki”, to mam dla Ciebie propozycję. Mów do Niego, gdziekolwiek jesteś, nie czekając na wyznaczoną porę – w tramwaju, w drodze do pracy, jedząc obiad czy czekając na zamówienie „na wynos”, idąc do kina, oglądając serial czy czytając książkę – kto powiedział, że z Bogiem nie można dzielić się wrażeniami np. po obejrzeniu jakiegoś filmu?
Nie czekaj też, aż Ci się „zachce” - prawdopodobnie możesz się nie doczekać. Ktoś kiedyś powiedział, że Pan Bóg to nie perfumy, nie trzeba Go czuć. Niech wystarczy Ci świadomość, że to ważna relacja, którą chcesz przecież pielęgnować.
W modlitwie nie chodzi tylko o mówienie, to ma być dialog. A więc nie tylko pobożne słuchanie – szczerze mówiąc nie wierzę w to, że Pan Bóg chce, żebym tylko siadała przed Nim jak niemowa i wytężała wszystkie zmysły, żeby jakoś Go usłyszeć. Zazwyczaj i tak niewiele rozumiem. Myślę, że On doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Więc, jeśli mówimy o relacji z kimś, kto przecież chce być dla nas bliski, niech na chwilę znikną z horyzontu naszych myśli wszelkie powinności. Spróbuj nie zastanawiać się nad tym, co i jak wypada, kiedy można, a kiedy nie, w jakiej formie, o co możesz prosić a co raczej niekoniecznie, w jakiej pozycji masz się modlić i czy można mówić do Pana Boga np. leżąc w piżamie w łóżku i czy trzeba mieć co najmniej uczesane włosy, żeby zechciał Cię usłyszeć. To nie sierżant, szef, ba! nawet nie ksiądz! Możesz przy Nim być po prostu sobą.
Ilość ma znaczenie?
Wiem, że ilość, częstotliwość i temperatura moich modlitw w niczym Panu Bogu nie przeszkadzają.
Oczywiście regularna modlitwa jest bardzo ważna, ale ona jest potrzebna bardziej mi, niż Jemu. Wiem, że nawet kiedy ja mam słabszy modlitewnie czas, to Pan Bóg dokładnie tak samo dba o mnie „świętą” i „nieświętą”. Nie warunkuje swojego błogosławieństwa ilością mojej modlitwy.
Jeśli już jakaś „ilość” ma mieć tu znaczenie, niech będzie to ilość kresek na termometrze wskazującym temperaturę mojego serca.
W tym wszystkim przecież najbardziej chodzi właśnie o serce – o to, czy rozmawiam z Bogiem, bo chcę Go kochać i pozawalać Mu, by kochał mnie, czy po to, by na liście duchowych must have odhaczyć kolejny pobożny obowiązek.
Słowa są wtedy drugorzędne, czy będą to Twoje własne, czy napisane wcześniej przez kogoś – ważne, by były dobrym środkiem do celu – prowadziły nas coraz głębiej i głębiej, do prawdziwego, osobistego i intymnego spotkania z Bogiem.
„Stacje benzynowe”, czyli minimum po naszej stronie
Każdy z nas ma swoją indywidualną duchową ścieżkę. Są na niej jednak punkty wspólne, „stacje benzynowe”, na których każdy katolik tankuje, by móc się po tych swoich drogach w ogóle poruszać.
Msza św., spowiedź, komunia – to minimum po naszej stronie. Właściwie to codzienność katolika. Sakramenty, w których spotkasz Boga żyjącego tu i teraz, będącego w samym centrum Twoich spraw i pokazującego Ci Jego centrum. Ile niezwykłych rzeczy można doświadczyć podczas mszy czy w konfesjonale! Wie tylko ten, kto choć raz spróbował!
Spotkasz Go też otwierając Pismo Święte. Choć nie jest ono dziś na liście bestsellerów popularnej sieci księgarń, warto codziennie do niego zaglądać i poznawać się w ten sposób z Chrystusem.
Moje doświadczenie Boga to przede wszystkim bliskość i bezpośredniość, bez nadęcia, wciągniętego brzucha i wyprostowanych pleców. Najbliższy jest mi Bóg, z którym mogę pogadać siedząc w piżamie i bez makijażu.
Takiego Boga znajduję w Kościele. I z takim staram się codziennie rozmawiać. Kto wie, być może przyjdzie jeszcze czas na „poważne modlitwy”?
*Autorka zdaje sobie sprawę z ilości pogłębionych i rzetelnych opracowań na temat modlitwy. Powyższy tekst jest raczej formą podzielenia się osobistym doświadczeniem i zachętą do pogłębionej relacji z Bogiem.