Wnuczce opowiada, że numer na ręku był po to, żeby jej mamusia nie zgubiła. Jest za mała na prawdę. Luda trafiła do Auschwitz jako trzylatka. Padła ofiarą eksperymentów dr. Mengele.27 stycznia obchodzimy kolejną rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz. Dla tych, którzy dożyli tego dnia, wkraczający przez bramę z napisem Arbeit macht frei żołnierze niosą nadzieję na wolność.
Tylko czy to była taka prawdziwa wolność, skoro Auschwitz odcisnęło w nich piętno, z którym zmagali się do końca życia?
„Nie pamiętają o tym, co wydarzyło się przedwczoraj albo cztery lata temu, ale obozowe wspomnienia tkwią w nich do końca, w snach i na jawie. Mogą zapomnieć imię wnuczki albo ustalony przed chwilą termin wizyty u lekarza, ale ślady pamięci z Auschwitz – twarz kolegi zatłuczonego na śmierć, odgłosy esesmańskich butów, paskudny smak zupy – są jak obozowy tatuaż, na zawsze” – przyznaje dr Alicja Klich-Rączka, która opiekuje się byłymi więźniami Oświęcimia. To jej misja. Opowiada o niej w reportażu Aleksandry Wójcik i Michała Zdziarskiego „Dobranoc, Auschwitz”.
Byłych więźniów z roku na rok jest coraz mniej. Odchodzą. To ostatni moment, by wysłuchać ich opowieści.
Trzyletnia więźniarka
Jedną z bohaterek reportażu o byłych więźniach jest Lidia Maksymowicz – najmłodsza więźniarka. Do obozu trafia wraz z dziadkami i mamą Anną jako trzyletnia dziewczynka – wtedy o imieniu Luda. Jest Białorusinką. Jej „zbrodnia”? Niemcy podejrzewają bliskich o kontakty z partyzantami.
Dziadkowie od razu na rampie są skierowani do gazu. Anna z córką – na kwarantannę. Dziecko trafia do obozowego żłobka, a matka – do pracy. Ale ukradkiem odwiedza małą. Przynosi jej kawałek chleba i szeptem powtarza: „Nazywasz się Ludmiła Boczarowa. Pochodzisz z Mińska”.
Luda trafia w szpony dr. Mengele, który pasjami wykonuje swoje makabryczne eksperymenty na dzieciach, zwłaszcza bliźniętach. Zakrapia barwniki do oczu, amputuje kończyny, zakaża rany. Wszystko bez znieczulenia. Pewnego dnia Anna wpada do baraku i widzi małą całkiem przezroczystą – lekarze wytoczyli jej krew. Dla niemieckich żołnierzy.
Nowa mama
Dziewczynka jest silna. Wytrzymuje. Szybko dostosowuje się do panujących w Auschwitz reguł. Wie, że nie wolno płakać, a najważniejsze to nie da się złapać. Kiedy do baraku wchodzi ktoś w białym kitlu, natychmiast chowa się pod pryczę. Znika. Któregoś dnia widzi stos trupów. Na nim kobietę z twarzą ułożoną do ziemi. „To twoja mama” – mówi jej ktoś.
Luda ma szczęście. Szybko znajduje „nową” mamę. Kilka dni po wyzwoleniu w obozie pojawiają się mieszkańcy Oświęcimia. Wśród nich Ryszard Rydzikowski z żoną. Pytają, czy można wziąć któreś z dzieci. Luda rzuca się na kobietę, wtula w jej futrzany płaszcz. Tak trafia do Rydzikowskich i wkrótce oficjalnie zostają Lidią. Ale Auschwitz zostaje w niej na zawsze, nie tylko w postaci wytatuowanego na ręku numeru 70 072. Z dziećmi na podwórku bawi się w selekcję („ty do gazu”), te wołają na nią „Jude!”.
Kiedy kończy 18 lat postanawia odszukać swoją rodzinę. Raczej ojca, bo przecież matka nie żyje. Nie zraża się początkowym fiaskiem. Po latach otrzymuje odpowiedź z Niemieckiego Czerwonego Krzyża, który informuje o… odnalezieniu Anny. „To ona żyje? Dlaczego przez tyle lat mnie nie szukała?” – pytania kotłują się w głowie Lidii. Oczywiście, że szukała. Objechała setki sowieckich sierocińców, do których miały trafić rosyjskie dzieci z Auschwitz. Bezskutecznie.
Ostatni świadek
Luda-Lidia jedzie do prawdziwej matki. Dla sowieckiej władzy ta historia to propagandowy łakomy kąsek – gazety rozpisują się o tragicznej historii trzyletniej dziewczynki, reporterzy fotografują każdy jej krok w Moskwie. Z mamą może porozmawiać sam na sam dopiero nocą. Dowiaduje się, że ma jeszcze trzy siostry, ale matka tylko na jej urodziny szykowała tort. To było jedyne święto, jakie obchodziła w swojej żałobie.
Rośnie napięcie pomiędzy matką biologiczną a matką, która wychowała. Która z nich ma większe prawo do córki? Ona sama decyduje, że nie zostanie w Moskwie, bo to w Polsce ma dom, rodzinę, męża. Lidia czuje jednak rozdarcie. Wyrzuca sobie, że przylgnęła wtedy do futra Rydzikowskiej. Gdyby została w obozie, a później trafiła do sierocińca, jej matka może odnalazłaby ją.
Po tym, jak Lidia udziela dziesiątek wywiadów w prasie, telewizji, staje się rozpoznawalna. Ale jako jedna z nielicznych byłych więźniów obozu mieszka w Oświęcimiu. Zostaje matką chrzestną szkoły w Brzezince. Co roku pojawia się tam na uroczystościach, wygłasza przemówienia. Opowiada o tym, co przeżyła, bo kto inny opowie?
Ale najbardziej marzy o tym, żeby opowiedzieć swojej wnuczce, jak z Ludy stała się Lidią. Na razie dziewczynka jest za mała. Na razie mówi jej, że numer, który ma na ręku dostała, żeby mamusia jej nie zgubiła.
* Historię Ludy opisałam na podstawie reportażu o byłych więźniach „Dobranoc, Auschwitz” A. Wójcik i M. Zdziarskiego, Znak 2016