Był Dzień Dziadka, więc czas na „Hołd dla Dziadka”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ostatnio był Dzień Dziadka. O dziadkach i babciach nigdy dość, bo to cudowne instytucje. Moja babcia Cesia, czyli Cecylia zmarła kiedy miałem dwa lata. Żałuję bardzo, ale jej nie pamiętam, znam ją tylko z opowieści jako spokojną, kochającą babcię, będącą przeciwieństwem energetycznego, impulsywnego męża Ignacego.
A skoro po Dniu Dziadka wszyscy piszą o dziadkach to ja też go z chęcią wspomnę, tym bardziej, że jak wiecie był dla mnie bardzo ważny.
Bo to dzięki dziadkowi Ignacemu nie jestem „kiepem”.
Z wielu tekstów dziadka pamiętam jeden, który myślę, uratował mnie przed popadnięciem w marazm czy klasyczny dół okresu dojrzewania. Często w chwilach kryzysu pozebraniowego, czyli tuż po powrocie mamy z zebrania w szkole, dziadek rzucał krzepiący wierszyk:
„A że Szymon nie jest kiep to z tej mąki będzie chleb!”.
Pamiętam, że tekst ten wypowiadany przez dziadka w momentach totalnego zwątpienia pomagał mi wierzyć w siebie. Dziadek odpalał go w najtrudniejszych chwilach, kiedy nawet już mama miała dość, kiedy pojawiała się po wywiadówkach z kolejnymi niusami na temat jego wnuczka. Już jej mina w przedpokoju mówiła wszystko, cisza i brak: „No co tam u was?” były jasnym komunikatem – w szkole jest źle, wnusio mimo wcześniejszych zapowiedzi nie będzie Einsteinem.
Dziadek Ignalek, czując co się zbliża zaczynał:
– A że Szymon nie jest kiep…!
I już przynajmniej robiło się wesoło. Mamy rolą jest się przejmować, po to mamy… mamy. Zwłaszcza, gdy tak jak moja samotnie wychowywała „żywe srebro“ czyli Szymka. I tu sprawdza się genialnie dziadek , jako katalizator i bufor codziennych rodzinnych wypadków i kraks.
Te siłę daje im wiek i doświadczenie. Te piękne i życiowe, że „wszystko już było”.
Jego innym życiowym powiedzonkiem było „I sto koni nie dogoni straconego czasu”. Ten już bardziej groźny slogan miał mnie ustrzec przed tak zwanymi „zaległościami”, czyli niezbyt sumiennym odrabianiem lekcji. Widząc mnie w fazie leżenia na materacu, w tak zwanym barłogu, czyli przepuszczającego czas przez palce, tudzież zbijającego bąki wnusia, dziadek wypuszczał „sto koni”.
Wolałem jednak „A że Szymon nie jest kiep…”.
Był jakoś dla mnie łaskawsze i dające szansę.
Było jeszcze coś, coś bardziej filozoficznego, tłumaczone z niemieckiego, głoszone przez Ignasia, gdy była burza. Jako malec strasznie się bałem burz, dostawałem gorączki i uciekałem pod kołdrę. Wtedy słyszałem dziadka mówiącego „Pamiętaj, jeszcze wiele burz przejdzie nad twoją głową”, co w kontekście wojennych, życiowych doświadczeń dziadka brzmiało tym mocniej. Generalnie, czasami mnie wtedy to wkurzało, bo siedzącego Szymusia pod kołdrą interesowała ta jedna konkretna burza, która waliła piorunami, ale z czasem zacząłem rozumieć o co dziadkowi chodziło.
Dlatego powoli siwiejąc i szykując się do roli dziadka Szymka, trzymam te teksty w zanadrzu i nie zawaham się ich użyć kiedyś w przyszłości, gdy będę miał wnuki.
Przypominając, że copy right jest prapradziad Ignasia.
Mam nadzieję Dziadku, że pozwolisz. To taka trochę sztafeta pokoleń…