„Myślę, że nienawiść to coś, co odbiera nam człowieczeństwo” – mówi założycielka i prezes Polskiej Akcji Humanitarnej.Małgorzata Bilska: 31 stycznia, kilka dni po Dniu Islamu w Kościele, będzie pani w Krakowie opowiadać o Bożym miłosierdziu. Ujęcie tematu w pytanie „Czy muzułmanin jest moim bliźnim?” było pomysłem Pani czy organizatorów?
Janina Ochojska*: Organizatorów. Natomiast ja mam na nie krótką odpowiedź: Tak. Dlatego z chęcią zgodziłam się na spotkanie. O czymś zapominamy. Nie chcę uogólniać, bo wierzę w dobre intencje innych, ale generalnie w Polsce jest bardzo duża obawa, jeśli chodzi o muzułmanów. Są tacy, którzy odpowiedzieliby przecząco.
Postać Samarytanina wyrywa nas z obojętności. Był empatyczny, nie musiał jednak zmagać się z lękiem. Muzułmanów się boimy, niesłusznie utożsamiając wszystkich z terrorystami. Jeździ Pani – żeby pomagać – do krajów, gdzie toczą się wojny. Jak pokonać strach?
Każdy strach wynika z niewiedzy. Oczywiście trudno porównywać tę sytuację do wyjazdów do miejsc, gdzie toczą się wojny. Nasze bezpieczeństwo głównie opierało się na zaufaniu do wiedzy lokalnych pracowników PAH. Znali język, doskonale znali teren, ludzi. Wiedzieli, gdzie coś może się stać. Mieszkańcy terenów, gdzie toczy się wojna, potrafią przewidzieć nadchodzące niebezpieczeństwo. Zobaczą obcych ludzi, usłyszą warkot samolotu i wiedzą, co to znaczy.
Lęk przed obcymi wynika z tego, że nic o nich nie wiemy. Ilu z nas spotkało muzułmanina? Jak pytam o to na spotkaniach, podnoszą się pojedyncze ręce. Poza tym ludzie nie zdają sobie sprawy z faktu, że w religii muzułmańskiej są różne odłamy, pomiędzy nimi istnieją ogromne różnice. Radykalny islam to niewielka grupa, niewielki procent muzułmanów.
Byłam świadkiem, jak młoda wolontariuszka pomagająca bezdomnym stwierdziła z grymasem wstrętu: „Z tymi Arabami to się nie da porozumieć, no nie, obca kultura”. Spytałam ją, ilu poznała Chińczyków, Koreańczyków, ludzi z plemion Bantu. Nagle się zorientowała, że są tak samo obcy.
Boimy się nawet bezdomnych, „swoich”. Bezdomności w ogóle się boimy, bo nie znamy problemów z nią związanych. Są tacy, którzy nigdy bezdomnego nie spotkali. Może widzieli na ulicy, ale omijali szerokim łukiem. Boimy się nieznanego. Najlepszym sposobem na ten lęk jest spotkanie.
Czasem rozmawiam z młodymi ludźmi, którzy wędrowali z plecakami po Ameryce Południowej, po Afryce. Nie po hotelach, szukali okazji na nocleg. Okazuje się, że przewędrowali przez cały kontynent i nic złego ich nie spotkało. A przecież nie byli wśród „swoich”. Zapominamy, że ci, których się boimy, to też ludzie. Jeżeli boimy się samych siebie… Ktoś mógłby tu przytoczyć historie przestępstw, morderstw, zamachów itd. Zło jest w ludziach, ale ja nie lubię, kiedy się mówi, że świat jest zły.
Świat nie jest ani zły, ani dobry. Jest taki, jakim go uczynimy. Na co dzień widzimy wokół siebie więcej dobra. Jestem przekonana, że dobrych ludzi jest o wiele więcej. Zło ma źródło. Co wiemy o historii takich krajów jak Irak, Afganistan, Pakistan, Iran? Bliskiego Wschodu? Niewiele. Nie wiemy nawet, ile krzywdy uczyniliśmy tym narodom, a to z kolei nie pozwala nam zrozumieć źródeł zła.
My – ludzie Zachodu?
Tak.
„Czy jest moim bliźnim?” – chodzi o mnie. Czy Pani, tak otwarta, miewa trudności z miłością do konkretnego bliźniego?
Zastanawiam się nad Pani pytaniem i nie ma chyba kogoś, kogo bym nienawidziła. Mogę bliźniego nie lubić z jakichś powodów. Ale nienawidzić? Jest to jednak uczucie mi obce, może dlatego, że doświadczyłam tyle dobra ze strony ludzi.
To, co robię, przynosi mi taką radość, a przecież mogę to robić tylko dzięki innym. Raczej doświadczam dobra niż zła. Każdy ma w życiu wydarzenia, które powodują cierpienie. Ale to nie jest nienawiść. Myślę, że nienawiść to coś, co odbiera nam człowieczeństwo. Jeżeli wierzymy w to, co mówimy, chodząc do kościoła, modląc się, to człowieczeństwo polega właśnie na miłości bliźniego.
Jan Paweł II mówił „Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali”. Czemu nie słuchamy Świętego?
Jan Pawła II? Żebyśmy słuchali Franciszka! Obecnego papieża, z tym mamy problem. Zdarzyło mi się rozmawiać z ludźmi, którzy uznają Jana Pawła II, a Franciszek? Pomijają milczeniem. „To nie jest nasz papież”.
I znów zapętlamy się w kategoriach „nasz” – „nie nasz”, „my” – „oni”. Nie muszę się martwić, czy zaprosić uchodźcę do mojego domu, wystarczy, że „my” nie wpuścimy „ich” do Polski?
Odczujemy negatywne skutki zamykania się na innych, zamykania domu, jakim dla nas jest Polska. W jaki sposób? Tego teraz nie wiem, może nawet lepiej, że nie wiem. Ale zamknięcie drzwi przed potrzebującym nigdy nie przerodzi się w dobro. Być może kiedyś ktoś zamknie drzwi przed nami.
Jeśli chcemy być konsekwentni, uważamy, że powinniśmy pomagać tylko sobie, bo tylko my jesteśmy ważni, to może zrezygnujmy z pomocy, którą cały czas dostajemy z Unii Europejskiej? To są miliardy euro. Przeznaczane na „nasze” oczyszczalnie, drogi, na inwestycje: ileś tam basenów, stadionów, najróżniejszych obiektów, z których korzystamy. Pomyślmy o tym, czy może my też jesteśmy coś komuś winni.
Wyobraziłam sobie Jezusa, który mówi: Byłem przybyszem, a nie przyjęłaś mnie, nie znam cię. I zamknie mi przed nosem drzwi do swojego raju-domu.
Może i tak być (śmiech). Jezus byłby konsekwentny. Zresztą zawsze jest, dlatego słuchajmy chociaż Jego.
*Janina Ochojska – założycielka i prezes Polskiej Akcji Humanitarnej
Informacje o spotkaniu, na którym wystąpi Janina Ochojska można znaleźć tutaj.